Będzie pani grała w „Upiorze w operze” Carlottę, czyli divę, która rywalizuje z młodą, piękną, zdolną debiutantką o prymat na scenie. Nie za wcześnie na taką rolę dla pani?

 
(śmiech) Mam już swoje lata i wydaje mi się, że doświadczenie już pozwala mi zagrać taką rolę. Faktem jest, że we wcześniejszych zagranicznych produkcjach Carlotty były troszkę starsze i większe. Ja nie wyglądam jak one, ale mam nadzieję, że uda mi się ciekawie pokazać tę postać. W filmie Carlotta była szczupła i troszkę młodsza i może dlatego dyrektor zdecydował się jednak obsadzić mnie w tej roli.

 
Carlotta to postać mało sympatyczna. Czy, wcielając się w tę postać, znaduje w niej pani coś więcej niż tylko chęć rywalizacji i utrzymania swojej pozycji na scenie? Jej walka przypomina trochę wyścig szczurów.

 
Z taką walką mamy do czynienia na co dzień. W tym zawodzie jest to normalne, aczkolwiek staram się unikać w życiu takich sytuacji. Raczej odpuszczam i wychodzę. Carlotta jest typową primadonną. Musi taka być, ale jest postacią na tyle komediowa, że mimo wszystko można ją polubić. Ja ją lubię, może za to, że jest inna niż ja i mogę sobie pobyć przez chwilę kimś takim na scenie.

 
Czy pod względem muzycznym znalazła pani w tej roli coś nowego, zaskakującego?

 
To chyba największe wyzwanie, jakie przede mną stanęło. Mam nadzieję, że mu sprostam. Uczę się śpiewać klasycznie, czyli uczę się czegoś nowego. Nie przypuszczałam, że coś takiego mi się przydarzy, nie sądziłam nawet, że mam warunki, żeby śpiewać klasykę. Niektórzy namawiają mnie, żebym się tym zajęła i rozwijała w tym kierunku. Na razie bardzo mnie to bawi i cieszy, że mogę się rozwijać. To niesamowite, że człowiek, gdy ma już jakieś doświadczenie i wydaje mu się, że wszystko wie na swój temat: na temat swojego ciała, głosu i możliwości, dowiaduje się nagle, że jego możliwości są jeszcze większe. To niebywałe, a dla artysty chyba największe szczęście.

 

Rozmawiała Magdalena Walusiak