„Czy więcej pieniędzy nie oznacza więcej pomocy?
- Odwrotnie. Oznacza więcej zmarnotrawionych pieniędzy. Kiedy Ronald Reagan został prezydentem Stanów Zjednoczonych, z budżetu federalnego na pomoc społeczną szły ogromne sumy. Badania pokazały, że z każdego dolara, jaki administracja wydawała na ten cel, do potrzebujących trafiało zaledwie kilka czy kilkanaście centów. Tyle podatnika kosztowała rozbuchana biurokracja, zajmująca się rozdzielnictwem. Reagan próbował ukręcić tej hydrze łeb; część funduszy na pomoc skierował bezpośrednio do wspólnot religijnych i społecznych.
Ale zwolennicy państwa opiekuńczego twierdzą, że człowiek nie jest z natury aniołem i dlatego bez zinstytucjonalizowanej odgórnej pomocy słabsi, biedni nie mają żadnych szans.
- Nieprawda. Wiadomo to już od czasów Henryka VIII. Właśnie wtedy król angielski zarządził przymusowe miłosierdzie, czyli podatek na rzecz ubogich. Do tego momentu ludzie wspierali ich sami z siebie; nie tylko grosiki rzucali, ale organizowali przytułki w gminach, przy parafiach. Bardzo aktywne były wspólnoty wiernych. Potem Anglik, widząc biedaka, myślał sobie tak: zapłaciłem już podatek, więc drugi raz nie będę dawał, niech idzie do rządu. I ta społeczna, parafialna pomoc zaczęła podupadać. Państwo jest bardzo złym opiekunem, nie potrafi pomagać efektywnie. Bo miłosierdzie to domena natury ludzkiej, nie urzędniczej.”
Komentarze (0)