Pastelowa okładka z dorodnym owocem, który w środku ma wycięte serce, tytuł Arbuzowy sezon - nic nie zapowiada, że zawartość zdecydowanie nie jest przeznaczona dla młodych czytelników. - Przydałby się jeszcze napis "Tylko dla dorosłych" - mówi Liliana Fabisińska, która po wielu książkach dla dzieci i młodzieży wydała właśnie pierwszą powieść dozwoloną od lat 18.

- Jak czytelniczki Bezsennika mogą zorientować się, że Arbuzowy sezon nie jest powieścią dla nich?


- Mam nadzieję, że zajrzą na tył okładki i przeczytają, że jest to książka o mężczyznach, kobietach, miłości...

- Czyli mogłaby też być adresowana do nastolatek.

- Mężczyźni i kobiety to nie chłopcy i dziewczynki.

- Ale dziewczęta siedemnastoletnie są już kobietami.

- Nie będzie dużej tragedii, jeśli tę książkę przeczyta siedemnastolatka, ale wolałabym, żeby dziewczyny jedenastoletnie jednak Arbuzowego sezonu nie czytały. To moja pierwsza książka dla dorosłych i mam nadzieję, że nie ostatnia. Nie zalecam kupowania jej córkom w wieku gimnazjalnym i wcześniejszym.

- A synom?

- Synom również, żeby nie wyrośli na mięczaków.

- To jest powieść o mięczakach?

- To jest książka o mężczyznach XXI wieku - w pewnym sensie słabych i wrażliwych. Do tej pory w literaturze taką wrażliwością były obdarzane kobiety: zakochane bez pamięci, robiące z miłości głupoty, dające się upokarzać. W swoim otoczeniu spotykam coraz więcej takich mężczyzn, ale w literaturze jeszcze ich nie ma, dlatego chciałam ich pokazać.

- Nie mogę się z panią zgodzić, że takich mężczyzn nie ma w literaturze. Główny bohater pani powieści, Adam, przypomina Wokulskiego, chociaż, mówiąc brutalnie, jest to Wokulski „bez jaj”.

- Istototnie Wokulski nie był mocnym facetem, ale zwykle w literaturze to mężczyźni podejmują decyzje, to oni upokarzają kobiety, a jeśli sami są upokarzani, to tylko na chwilę. Szybko się otrząsają i idą dalej. Realni mężczyźni bardzo cierpią z miłości, czasami mają z jej powodu mają zlamane życie. Rzadko spotykamy się z tym w literaturze.

- Czy współcześni mężczyźni i kobiety zamieniają się rolami? Kobiety stają się bardziej męskie, a mężczyźni niewieścieją? Pani powieściowa Adela to wręcz damski odpowiednik macho.

- Jest to samica alfa. Samice alfa istnieją, są wokół nas. Czy pozamienialiśmy się rolami? Tak mocno jeszcze bym sprawy nie stawiała (śmiech), ale na pewno zrównaliśmy się w naszych rolach. Sama pisuję dość dramatyczne artykuły o tym, że męski chromosom jest coraz mniejszy, ma obecnie jedną trzecią tej wielkości, jaką miał bodaj na początku XIX wieku, kiedy zaczęto go badać. Istnieją hipotezy, że męski chromosom w ciągu pięćdziesięciu czy stu lat zupełnie zaniknie...

- Pani mówi w tej chwili poważnie?

- Takie są wyniki badań naukowych, naprawdę nie żartuję. A w świetle tych badań mężczyźni nie mają szans być mocni, skoro mają coraz słabszy chromosomik.

- Czy to znaczy, że nasz gatunek czeka los dinozaurów?

- Nie, na szczęście wymyślono już w Stanach na tę okoliczność możliwość laboratoryjnego rozmnażania się, ale nie jest dobrze. Na pewno zrównaliśmy się w naszych rolach, a słabych mężczyzn jest coraz więcej, więc pokazuję to, co widzę. To nie jest jakiś wymyślony świat. Nie przejaskrawiam i nie ironizuję, tacy faceci po prostu istnieją.

- To dobrze czy źle? A może po prostu trzeba przyjąć, że tak po prostu jest?

- Z jednej strony niedobrze: wiele kobiet jest zmęczonych losem osób wspierających swoich partnerów. Z drugiej strony dobrze, ponieważ mężczyźni są bardziej wrażliwi, nareszcie mówią o tym, co czują, płaczą, kiedy im się rodzą dzieci... Moja koleżanka w trakcie porodu robiła zdjęcia, ponieważ mąż płakał i nie był w stanie tego robić. Porzucił aparat i pogrążył się w histerii, a ona zajęła się fotografowaniem. Czyli: tak jest i już, ani to do końca dobrze, ani źle.

- Teoretycznie powinniśmy dzięki temu lepiej się rozumieć.

- Teoretycznie tak, ale życie nie lubi próżni i na miejsce mężczyzn macho pojawiają się właśnie samice alfa, które ciągną na swoich plecach delikatnych facetów.

- Czy nie wydaje się pani, że odrobinę perwersyjna jest sytuacja, gdy kobieta pisze książkę z punktu widzenia zniewieścialego faceta, który jednak nie rozumie kobiet?

- Początkowo chciałam wydać tę książkę pod męskim pseudonimem, ponieważ wiedziałam, że może to być dziwnie przyjęte. Chciałam pokazać kobiety z męskiej perspektywy. Podczas babskich spotkań na plotach przy kawie zastanawiamy się w kółko, co faceci myślą, co widzą, kiedy na nas patrzą, co myślą o tym, co my kobiety mówimy. I po iluś takich spotkaniach postanowiłam napisać o świecie z punktu widzenia faceta. 

- Czy dotarły już do pani opinie męskich czytelników na temat tego literackiego eksperymentu? Na ile był dla nich wiarygodny punkt widzenia pani bohatera i zarazem naurratora?

- Czytało tę powieść dwóch znajomych bardzo nowoczesnych mężczyzn. Nowoczesnych w takim sensie, że są dręczeni przez swoje żony i nieszczęśliwie zakochani. Według nich mój bohater jest bardzo fajny, wrażliwy. W ogóle nie mieli wrażenia, że coś jest z nim nie tak. Czytał ją również mężczyzna w starym stylu, w kierunku macho, i uznał, że tacy faceci nie istnieją, ponieważ „chłopaki nie płaczą, a to, co napisałaś jest absolutnie niemożliwe i powinno się zakazać druku takich książek”. Zatem męskie reakcje są dość skrajne.

Rozmawiała Magdalena Walusiak