Marek Krajewski, najpopularniejszy polski autor kryminałów, opowiada o swojej najnowszej książce o komisarzu Edwardzie Popielskim.
W "Liczbach Charona", trzeciej już lwowskiej powieści o komisarzu Edwardzie Popielskim, znajdziemy mnóstwo odwołań do zagadnień matematycznych. Czy matematyka była pana pasją? Jakie miał pan z niej stopnie?
Matematykę pokochałem w klasie maturalnej. Wcześniej ten przedmiot traktowałem dość obojętnie i bez specjalnego wysiłku otrzymywałem zawsze z niego stopień dostateczny. Przygotowując się do matury, odkryłem piękno matematyki. Dostrzegłem je nie w filozoficznym jej aspekcie, lecz w pospolitej i przewidywalnej powtarzalności działań i formuł. By posłużyć się przykładem - zachwyt budziło we mnie badanie przebiegu funkcji czy rozwiązywanie równań trygonometrycznych, nie zaś rachunek prawdopodobieństwa i kombinatoryka. Miłość była tak silna, że przed maturą rozwiązywałem tysiące zadań, zaniedbując inne przedmioty, i z obu egzaminów z matematyki (pisemnego i ustnego) otrzymałem najwyższe oceny. Daleko mi było jednak do matematycznego wirtuoza. Gdybym nawet ukończył studia matematyczne (nad którymi się zresztą w cichości ducha zastanawiałem), nigdy nie byłbym samodzielnym i twórczym matematykiem, choć nauczycielem tego przedmiotu - pewnie byłbym nienajgorszym.
Czy teoria „Liczb Charona”, czyli wzór na długość ludzkiego życia jest całkowicie przez pana wymyślony?
Liczby, w których rozwinięciu dziesiętnym mieści się każdy możliwy ciąg, jest dobrze znany teorii liczb. Pomysł ten zawdzięczam doktorowi Piotrowi Borodulin-Nadziei, matematykowi z Uniwersytetu Wrocławskiego. Zakodowanie tych ciągów w hebrajskiej gematrii, czyli w wartościach liczbowych hebrajskich liter, oraz rozszyfrowanie tych ciągów to jednak czysta fantazja i mój wymysł.
Edward Popielski w „Liczbach Charona” często korzysta ze swojego wykształcenia matematycznego i filologicznego. Czy rzeczywiście przedwojenny policjant mógł być tak dobrze wykształcony?
O ile dobrze pamiętam, to w korpusie oficerskim Policji Państwowej nie było nikogo z doktoratem tak jak Edward Popielski. Przesadziłem zatem z tą znakomitą formacją umysłową mojego bohatera. Nie odczuwam jednak z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Beletrystyka historyczna, nawet tak mocno osadzona w realiach jak moja, nie musi odzwierciedlać rzeczywistości "jeden do jednego".
Popielski wyrzucony z policji wygłasza wykład na Uniwersytecie. Czy przy tworzeniu tej świetnej sceny korzystał Pan ze swojego doświadczenia wykładowcy?
Bardzo dziękuję za nazwanie tej sceny "świetną". Tak, przy konstruowaniu tej sceny pomogło mi moje piętnastoletnie doświadczenie wykładowcy uniwersyteckiego. Miałem nawet podobną przygodę dydaktyczną jak Popielski - na jednym z wykładów spotkały mnie podobne zarzuty, na szczęście nie przeżyłem tak dotkliwego upokorzenia.
Czy zadomowił się pan we Lwowie? Przygotowując kolejne książki z pewnością dowiaduje się pan coraz więcej o przeszłości tego miasta, czy odkrył pan coś nowego przy pisaniu „Liczb Charona”?
Każda nowa "lwowska" powieść jest kolejną wyprawą w historię Lwowa i ziemi lwowskiej, skąd pochodzi moja mama i gdzie do dziś mieszka niewielka część mojej rodziny. W "Liczbach Charona" kazałem Edwardowi Popielskiemu wypuścić się do Rohatyna, Pukowa i Stratyna i przy tej okazji dowiedziałem się dużo o kresowych wsiach i miasteczkach, o osobliwych i nieznanych w innych rejonach Polski zwyczajach, o jedynej w swoim rodzaju mieszance narodowościowej zamieszkującej nasze dawne województwa południowo-wschodnie.
Jak mieszkańcy Lwowa przyjęli poprzednią powieść „Erynie”? Jakie były reakcje i komentarze?
Bardzo dobrze. Recenzje są znakomite, a czytelnicy na spotkaniach autorskich wprost mnie rozpieszczają. Najmilsze dla Polaka jest poczucie, że dzisiejsi lwowianie nie zapominają o polskiej przeszłości miasta i wielu z nich przyznaje się do polskich korzeni. Proszę sobie wyobrazić, że podczas podpisywania książek co trzeci ukraiński czytelnik w rozmowie ze mną wspominał z dumą polskich przodków!
Popielski lubi dobrze zjeść, smakuje mu szczególnie lwowski specjał: zupa rakowa z pasztecikami, z móżdżkiem. A jaka jest pana ulubiona lwowska potrawa?
Uwielbiam tradycyjne lwowskie potrawy, które zawsze jadam, ilekroć jestem w tym pięknym mieście. Do moich ulubionych należą ozorki zapiekane w musie jabłkowym, pierożki mięsne z cienkiego ciasta, baranina duszona ze śliwkami. W domu jem bardzo często studzieninę, czyli galaretkę z nóżek wieprzowych, oraz barszcz ukraiński.
Czytelnicy poprzednich części znają już przypadłość Popielskiego – epilepsja połączona z wizjami. Czy słyszał pan o podobnych przypadkach?
Nie słyszałem nigdy o żadnych wizjach, które pojawiałyby się w czasie ataków padaczki. Ten "talent" Popielskiego jest zatem całkowicie przeze mnie wymyślony. Bohaterowie kryminałów powinni mieć jakąś differentia specifica. U Popielskiego jest nią "epilepsja prorocza".
Ta postać wydaje dość dwuznaczna moralnie. Jednak czytelnik może czuć do niej sympatię. Czy pan polubił już Popielskiego tak jak Mocka?
Tak, Popielski w moim sercu wyparł Mocka i w najbliższych planach pisarskich będę się skoncentrować prawie wyłącznie na moim polskim bohaterze. Mówię "prawie", ponieważ nie wykluczam, że Mock pojawi się jeszcze epizodycznie.
Zakończenie powieści zostawia nadzieję, że już niedługo spotkamy się z komisarzem Popielskim ponownie?
Tak, bohaterem powieści, którą teraz piszę, będzie Edward Popielski w zaskakującym, jak sądzę, wcieleniu.
Rozmawiała Justyna Sobolewska

Wywiady
Marek Krajewski: Ozorki w musie jabłkowym
Marek Krajewski, najpopularniejszy polski autor kryminałów, opowiada o swojej najnowszej książce o komisarzu Edwardzie Popielskim.
Komentarze (0)