"U Axelsson cenię to, że nie jątrzy emocji (...), a jednak one są i tak mocno oddziałują na czytelnika, że potem się choruje". "Książki Axelsson (...) zostawiają zadrę, małą kłującą drzazgę, która ciągle o sobie przypomina i boli". To opinie polskich czytelników pani książek zamieszczone w internecie. Moje doświadczenia czytelnicze są podobne: pani książki bolą. Czy pisanie takich powieści również jest bolesne?

Tak, bardzo często. Moim zdaniem szkoda czasu na pisanie o rzeczach, które nie są ważne. Z kolei sprawy ważne zwykle są w jakiś sposób bolesne. Kiedy piszę, nie wykorzystuję bezpośrednio wątków autobiograficznych, natomiast w czasie tworzenia swoich książek korzystam z pewnych doświadczeń emocjonalnych. Rzeczy ważne mogą być bolesne, ale z drugiej strony, kiedy piszę, czuję, że zrzucam z siebie ten ciężar. Bardzo często po napisaniu tekstu trudno mi odróżnić oryginalne odczucie od tego, które powstało w wyniku pisania.
Warto jednak dodać, że pisanie nie jest dla mnie psychoterapią, chociaż należy pisać w taki sposób, żeby nie kłamać w sensie emocjonalnym. Żeby to, co zostało napisane, było prawdziwe.
Gdybym żyła w takim małżeństwie jak MaryMarie - bohaterka powieści "Ta, którą nie byłam", nie byłabym w stanie o nim napisać. Natomiast widziałam takie małżeństwa i niejednokrotnie, obserwując je, zastanawiałam się, co właściwie powoduje, że kobieta pozostaje w związku z takim mężczyzną jak jej mąż.

Skoro literatura jest opowieścią, która niesie emocjonalną prawdę, to czy literatura jest w stanie wpływać na rzeczywistość? Czy może ją zmieniać?

O tak! Zdecydowanie może wpływać na rzeczywistość i zmieniać ją. Może nie tyle uczy ludzi konkretnych rzeczy, co rozprowadza wiedzę. Na przykład: aby dowiedzieć się czegoś o II wojnie światowej można przeczytać książkę historyczną, która zawiera jedynie fakty. Dzięki temu można dowiedzieć się dokładnie, co się stało. Natomiast do momentu, w którym nie przeczytam powieści na ten temat, nie jestem w stanie pewnych rzeczy zrozumieć. Zrozumienie w sensie odczuwania i od strony codziennej egzystencji czym był ten okres, przychodzi dopiero po przeczytaniu utworu literackiego. Literatura pomaga nam w zrozumieniu innych epok. Nie zrozumielibyśmy ludzi żyjących w wieku XIX bez pisarzy, którzy wtedy tworzyli: bez Zoli, bez Dickensa, a także wielu szwedzkich autorów z początku XX wieku.

W swojej powieści "Ta, którą nie byłam" pokazuje pani ogromną dewaluację słów. Postaci, które przynajmniej teoretycznie mają władzę: ministrowie, premier, urzędnicy, pracownicy ambasad, w gruncie rzeczy są w stanie wyłącznie mówić, natomiast nie są w stanie zmieniać rzeczywistości poprzez działanie. Czy to był jeden z powodów, dla których pani bohaterka w pewnym momencie umilkła podobnie jak Elisabeth Vogler z filmu Bergmana "Persona"?

Nie, bohaterka nie milknie z tego powodu (śmiech). Sama pracowałam 25 lat temu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. W trakcie tej pracy poczułam w pewnym momencie desperację: zobaczyłam, że za słowami nie stoi nic i jak daleko jest to posunięte. Można powiedzieć, że w momencie, gdy za słowami nic nie stoi, cała polityka, którą się uprawia, to już tylko polityka kosmetyczna, która niczego nie wnosi i która jest naprawdę bardzo groźna dla demokracji. Na ten temat trudno nawet zorganizować publiczną debatę.
Myślę, że człowiek zachodniej kultury nie jest w stanie znaleźć w sobie siły potrzebnej do dokonania zmian. Ale zachodnia kultura sama w sobie nosi pewnego rodzaju bogactwo, które można wykorzystać, żeby cokolwiek zmienić. Tym bogactwem jest demokracja, możliwość swobodnego wypowiadania się. Trzeba z niej korzystać po to, żeby przedyskutować pewne kwestie, aby mówić i przypominać sobie, że na przykład taka osoba jak prostytutka to też człowiek, czego czasami możemy nie dostrzegać. Jeśli chodzi o rzeczy, których nie można tak łatwo zmienić, powinniśmy przynajmniej mówić o nich, dyskutować, przypominać sobie nawzajem o ich istnieniu. Ważne, żeby korzystać z wolności słowa zawsze, gdy tego chcemy. Nawet jeśli trafimy na terytorium, w którym wolność słowa jest w jakimś stopniu ograniczona i tak warto przynajmniej o tym dyskutować.
Z drugiej strony można być świadomym problemu poprzez właśnie mówienie o nim. Moja bohaterka, która została ministrem, nie zmieniłaby nagle wszystkiego, a na pewno nie aż tak wiele. Może przekazałaby pieniądze na jakąś oranizację albo na jakiś projekt, który pomógłby określonym ludziom i to byłoby wszystko. To, co faktycznie może zrobić MaryMarie to mówić o tym, że prostytutka, którą spotkała, też jest człowiekiem. A to jest coś, o czym zaskakująco często zapominamy.

Skąd bierze się słabość bohaterów pani powieści, taka bezradność i asekurowanie się przed podejmowaniem działania? Tak dzieje się na przykład w "Domu Augusty": jedna z bohaterek popełnia samobójstwo, choć pozostałe postaci miały szansę uratować ją przed tą tragiczną decyzją. Z kolei bohaterka "Daleko od Niflheimu" rezygnuje z ocalenia dziecka, które zamierzała adoptować.

Ta słabość wynika z naszej ludzkiej kondycji. Wszyscy jesteśmy słabi i wrażliwi. Taka jest ludzka natura. Niektórzy, szczególnie mężczyźni, próbują utrzymywać, że nie są aż tak słabi, że w ich przypadku inaczej to wygląda. Ale taka jest rzeczywistość: gdy przychodzi co do czego okazuje się, w jak dużym stopniu jesteśmy wrażliwi i delikatni jako istoty ludzkie.

Rozmawiała Magdalena Walusiak