"Imperium Czerni i Złota", pierwsza część cyklu "Cienie Pojętnych" Adriana Tchaikovsky'ego, ukazała się w Polsce pod koniec 2009 r. Wkrótce w salonach empiku pojawi się drugi tom trylogii fantasy syna polskich emigrantów, który z wykształcenia jest zoologiem, psychologiem i... prawnikiem.
Świat swojego cyklu fantasy "Cienie Pojętnych" zaludnił pan przedstawicielami ras, które są mutacjami ludzi i owadów. Skąd taki pomysł?
Owady fascynowały mnie od dziecka do tego stopnia, że byłem zadziwiony tym, że inni ludzie nie uważają ich za równie interesujące. Wykorzystanie owadów w moich powieściach daje duże możliwości badania ludzkiej natury i charakterów. Często w fantasy pojawiają się takie rasy jak elfy czy krasnoludy, ale ogromna liczba owadów dała mi większą wolność i swobodę dokładnego zbadania ludzkiego charakteru, a zwłaszcza jego negatywnych aspektów.
W trakcie lektury pierwszego tomu cyklu odnosiłam chwilami wrażenie, że w podjął pan próbę stworzenia swoistej typologii ludzkich charakterów. Z wykształcenia jest pan zoologiem i psychologiem i obie dziedziny połączyły się w pańskiej powieści. Czy obserwując ludzkie zachowania zauważa pan w nich czasami cechy owadów?
(śmiech) Trochę dziwaczny byłby taki sposób patrzenia na prawdziwych ludzi, ale owady są wygodną metaforą ludzkich przedsięwzięć, a zwłaszcza naszych braków i niedociągnięć. Nie jestem pierwszym pisarzem, który sięgnął po taką przenośnię i przyglądał się ludziom z owadziej perspektywy, że przywołam chociażby Kafkę. Jednak jest to na tyle nietypowa i obszerna metafora, że zapewnia mi dużą wolność pisarską.
Może fakt, że sam lubię owady, a wielu ludzi za nimi nie przepada, pozwala mi na trochę inne podejście i pomaga pokazać je także w inny, pozytywny sposób.
Jedną z opisywanych przez pana ras są żukowce, które odczuwają zaskakujące kompleksy wobec rasy modliszek. Skąd poczucie niższości w stosunku do innej rasy, skoro można kierować się kanonami urody i postępowania charakterystycznymi dla własnej społeczności?
W tym przypadku ważna jest funkcja historii świata. Pięć wieków przed główną akcją cyklu żukowce były niewolnikami bardziej magicznych ras, m.in. ciem i modliszek. Rasom niemagicznym wmawiało się przez stulecia, że są gorsze, brzydsze i bardziej nieporadne. Pięć wieków później ci, którzy wcześniej byli panami, pochowali się na szczytach gór i w lasach, ale mimo tego, że rany się zabliźniły, pewien sposób myślenia nadal pozostał żywy. To jedna z głównych cech tego cyklu: pokazanie relacji i współzależności pomiędzy rasami, żeby zaprezentować jak ci, którzy wcześniej byli niewolnikami, teraz tworzą własną przyszłość.
A czy nie jest tak, że do wyimaginowanego świata swojej powieści przykłada pan kanony urody obowiązujące w naszym realnym świecie?
Oczywiście, ale trzeba pamiętać, że piszę dla współczesnych czytelników. Mógłbym stworzyć własne kanony wyglądu i urody, ale wtedy czytelnikom trudno byłoby się do nich odnieść. Łatwiej odczytywać koncepcje, które znamy z realnego świata. Standardy czy normy piękna, które istnieją w świecie "Imprerium Czerni i Złota", są w pewien sposób sztuczne, ponieważ opierają się na dwóch starych rasach. To wynika ze sposobu myślenia, którego żukowcy zostali nauczeni: niekoniecznie odzwierciedla on prawdę i są w nim pozostałości doktryny, która wcześniej służyła rasom panującym.
Jak pan sądzi jako psycholog: skąd bierze się w ludziach potrzeba tworzenia nowych światów, składających się często z elementów znanych naszej rzeczywistości?
Tworzenie i korzystanie z nowo utworzonych światów, czyli sięganie po gatunek fantasy, pozwala opowiedzieć dokładnie to, co chce się opowiedzieć i zrobić to w wybrany sposób. W moim przypadku nie muszę na przykład opierać się na żadnych źródłach historycznych, a jednocześnie mogę bardzo dokładnie zbadać niektóre elementy rzeczywistości bez, na przykład, obrażania niektórych ludzi. Gdybym napisał powieść opisującą współczesny świat i chciałbym zaprezentować pomysły niektórych ludzi, mogłoby się okazać, że natychmiast wywołałbym reakcję tych, którzy mogliby poczuć się zaatakowani. Dzięki temu, że tworzę świat fantasy, mam dużo więcej swobody. Równocześnie mogę jednak opierać się na prawdziwych postaciach, utrzymując wystarczający dystans pomiędzy rzeczywistością a światem książki.
Czyli jest to w pewnym sensie eksperyment psychologiczny?
(śmiech) Można powiedzieć, że jest to pewnym stopniu eksperyment. Metoda, z której korzystam podczas pisania, polega na tym, że najpierw buduję świat i postaci, ale w gruncie rzeczy nie wiem, co wydarzy się później. Reakcje moich bohaterów zależą od tego, w jakich sytuacjach ich umieszczę, ale muszę im pozostawić jakąś wolność i swobodę. I bardzo często dzieje się tak, że to, co im się przydarza, jest kompletnie inne od tego, co przewidywałem na początku. Na przykład pod koniec cyklu jeden z ważniejszych czarnych charakterów, który dawno miał umrzeć, nadal żyje, a przecież zaplanowałem dla niego zupełnie odmienną przyszłość. Z kolei jeden z pozytywnych bohaterów zostaje zabity. W tym sensie można powiedzieć, że jest to eksperyment: buduję świat, ale wydarzenia w tym świecie toczą się swoim torem, kierując się, można powiedzieć, własną logiką.
Czyli postaci fikcyjne stają się autonomicznymi bytami?
Wielu pisarzy mówi, że ich postaci żyją własnym życiem. I nie jest to banał, ale faktycznie tak się dzieje. Jeśli mamy świat, który opiera się na logicznych prawach, mamy postaci, które działają w sposób konsekwentny i są zaangażowane w konkretną akcję, to w pewnym momencie bohaterowie muszą zacząć żyć własnym życiem i kierować się własnymi wyborami.
Wspomniał pan, że tworzenie własnego świata pozwala panu na wolność podczas pisania i brak konieczności sięgania po źródła historyczne. Ale dla stworzenia niezwykle plastycznych scen batalistycznych chyba nie tylko pańska wyobraźnia była pożywką? Gdzie szukał pan inspiracji?
To oczywiste, że w dzisiejszych czasach nie jesteśmy w stanie namacalnie doświadczyć takiej średniowiecznej bitwy. Przez trzy lata chodziłem na kursy sztuki walki dla aktorów scenicznych. Nauczyłem się wtedy korzystania z różnego rodzaju broni białej. Jestem też bardzo aktywnym graczem RPG i uczestniczyłem w około pięciuset bitwach zarówno stając w pierwszej linii walki, jak i planując strukturę i strategię dużej bitwy. Można powiedzieć, że mam wystarczającą ilość doświadczenia, które można określić najbliższym możliwymi dostępnym doświadczeniem pozwalającym zrozumieć, jak rozgrywa się taka bitwa oraz jak wyglądają pojedynki i duże wojny.
Czy możliwe jest pańskim zdaniem stworzenie takiego świata, który składałby się z elementów nieznanych naszej rzeczywistości?
Wydaje mi się, że jest to możliwe i że od czasu do czasu jest to robione. Jeśli przyjrzymy się typowemu twardemu science fiction, to opiera się ono na badaniu granic ludzkiego doświadczenia. Ale trzeba pamiętać, że im bardziej oddalamy się od ludzkiego doświadczenia, tym bardziej oddalamy się od czytelników. A jeżeli chcemy do nich dotrzeć, to musimy tworzyć coś, do czego mogą się odnieść i z czym mogą się identyfikować.
Rozmawiała Magdalena Walusiak

Wywiady
Ludzie jak owady - rozmowa z Adrianem Tchaikovsky'm
Adrian Tchaikovsky opowiada o swojej miłości do owadów i cyklu fantasy "Cienie Pojętnych", który wyrósł z tej fascynacji.
Komentarze (0)