Drogi, łaskawy czytelniku. Jeszcze nigdy żaden biedny recenzent piszący artykuł nie wiązał z nim mniejszych nadziei, niźli ja z tym moim wiążę. Piszę go bowiem w mieście przeważnie smutnym i szarym, w domu z wielkiej płyty, gdzie życie mi upływa na bezustannym bronieniu się, z pomocą ironii, przed dolegliwościami życia.

Chyba tylko książki Italo Calvino tak prowokują do pisania ich pastiszu. „Życie i myśli JW Pana Tristrama Shandy” Laurence’a Sterne’a to dzieło zupełnie niezwykłe, po które - mam nadzieję - sięgnięcie w te wakacje. Będzie to przygoda - ostrzegam - wcale nie prosta. Autor zadbał o to, by nie było łatwo. Po pierwsze sprezentował nam dzieło dziewięciotomowe, na szczęście mieszczące się w liczącym niemal 700 stron wydaniu. Po drugie - pisane językiem może współczesnym autorowi, ale niekoniecznie już tym, do którego drogi, łaskawy czytelnik przywykł. Po trzecie - książka to trochę bez sensu. I to czyni ją wyjątkową.

Książka tygodnia Empik

Wiejski ksiądz wielkim pisarzem

Laurence Sterne urodził się w 1713 roku w irlandzkim Clonmel. Był synem chorążego brytyjskiego pułku, a rodzina - z powodów finansowych - niemal całe dzieciństwo Sterne'a musiała się przeprowadzać. Rzucało nimi po całej Irlandii i kawałku Anglii. Gdy Sterne miał dziesięć lat, jego ojciec został wysłany na Jamajkę, gdzie po kilku latach zmarł na malarię. Wspierany przez wujka Laurence ukończył studia na legendarnym Jesus College w Cambridge i wiódłby pewnie spokojny żywot wiejskiego wikarego, gdyby nie to, że duszę miał rogatą.

W 1759 roku opublikował „Romans polityczny”, nowelę będącą satyrą na politykę anglikańskiego kościoła. Dzieło - delikatnie mówiąc - zirytowało przełożonych Sterne'a i zostało zniszczone. Na szczęście, jak to często w takich historiach bywa, nie wszystkie egzemplarze uległy utylizacji. Tak czy inaczej - wściekła reakcja z pewnością utwierdziła debiutującego pisarza w przekonaniu o własnym talencie. Ilu to wielkich pisarzy narodziło się dla świata dzięki cenzurze!

Mając 46 lat Sterne postanowił poświęcić się pisaniu. I zaczął pracę nad swoim najsłynniejszym dziełem, którym jest wznowione właśnie przez PIW „Życie i myśli JW Pana Tristrama Shandy”. Co ciekawe to pełne bezlitosnego humoru dzieło powstawało w niezbyt radosnych okolicznościach. Pisarz chorował na gruźlicę, zmarła jego matka, żona przewlekle chorowała. Zachorowała też córka. Sterne jednak się nie poddawał. Gdy opublikował pierwszy tom „Życia i myśli...” okazało się, że warto było poświęcić się pasji - każdy, kto czytał książki, czytał dzieło Sterne'a.

„Połowa miasta znieważa moją książkę tak samo zaciekle, jak druga połowa wynosi ją pod niebiosa”

- pisał w jednym z listów.

Trzeźwo też zauważał, że „najlepsze jest to, że znieważają ją i kupują”. Sterne odkrył starą prawdę, że nie ważne jak o tobie mówią, ważne że nie przekręcają nazwiska.

 

Skąd ten sukces?

Choćby stąd, że każdy chciał wiedzieć - i myślę, że drodzy czytelnicy też będą chcieli wiedzieć - o co w ogóle Sterne'owi chodzi. Tytuł sugeruje autobiograficzną opowieść o życiu Tristrama Shandy. I tak też książka się zaczyna.

„Żałuję, że mój ojciec albo moja matka, albo raczej oboje, ponieważ oboje jednako byli do tego obowiązani, nie pomyśleli, co robią, kiedy mnie poczynali (…)”

- pisze Tristram Shandy ręką Sterne’a.

Nie dajcie się jednak zwieść znakowi „(…)”. Wcale nie ukryłem pod nim jakiejś pozbawionej znaczenia informacji. Zakryłem nim całą stertę dygresji, którymi narrator nas zasypuje. Jest w tej narracji niezwykle bezpretensjonalny, zabawny, ironiczny, drażniący ale też diablo mądry.

Najważniejszymi postaciami w książce są ojciec głównego bohatera Walter („Imć Shandy, mój ojciec, nie postrzegał żadnej rzeczy w takim świetle, w jakim widzieli ją inni”), matka i wujek Toby.

„Aczkolwiek rodzina nasza była poniekąd machiną prostej budowy, składała się bowiem z niewielu kółek, to jednak trzeba rzec, iż kółka te puszczane były w ruch za pomocą tylu rozmaitych sprężyn i oddziaływały na siebie wzajem z tylu przeróżnych a dziwacznych impulsów i pobudek, — że chociaż, jak rzekłem, machina była prostej budowy, miała jednak wszystkie zalety i całą chwałę machiny bardzo złożonej (...)”.

Akcja to przeważnie opis perypetii rodziny Shandy i nieporozumień wynikających z dwóch zupełnie różnych charakterów - racjonalnego ironisty Waltera i chodzącego dobra, jakim jest Toby. Ale akcja zupełnie nie przeszkadza autorowi w snuciu rozważań o położnictwie, wojnie oblężniczej, wpływie imienia na charakter człowieka, czy opisów frywolnych praktyk.

Drogi, łaskawy Czytelnik szybko się zorientuje, że Tristram nie jest w stanie skończyć żadnej myśli, bez wprowadzania nas w meandry dygresji, a czytanie w celu złapania sensu całości jest zupełnie... bez sensu.

 

Po co czytać bez sensu?

Czyta się bowiem „Życie i myśli JW Pana Tristrama Shandy” z zupełnie innego powodu niż sens. Czyta się dla samego czytania. Dla śledzenie tego, co tu jeszcze wyskoczy, czym narrator nas zaskoczy, gdzie skręci, gdzie się zgubimy. Czytelnik jest bowiem jednym z bohaterów tej książki. Sterne - co może was zaskoczyć - doskonale znał gry z czytelnikiem, po które tak chętnie będą sięgali pisarze tacy jak Italo Calvino. Tristram Shandy ręką Sterne’a nie tylko nieustannie zwraca się do czytelnika, ale też podejmuje się innych gier. Przykładowo w tomie czwartym pomija rozdział XXIV i zaczyna kolejny tak:

„Bez wątpienia, panie - brak tu całego rozdziału - przez co w książce powstała dziesięciostronicowa luka - lecz introligator nie jest ani głupcem, ani łajdakiem, ani ciemięgą - ani też książka nie stała się o jotę mniej doskonała (przynajmniej nie z tej przyczyny) - przeciwnie, książka jest doskonalsza dzięki temu, iż brakuje jednego rozdziału (…)”.

Drogi wdzięczny Czytelniku! Pamiętaj, że te słowa napisano ponad 350 lat temu. Lektura arcydzieła Sterne’a przypomina nam, że literatury nie wymyślono przedwczoraj.

 

Czytaj bez celu!

Gdyby drogi, łaskawy Czytelnik chciał oddać się przyjemności czytania, takiej bez celu, bez założenia, że dzieło przeczyta całe, że nie będzie przeskakiwał po stronicach, że na pewno wyniesie z niego nauki moralne, lub innego rodzaju katharsis - jest to dzieło właśnie dla Ciebie.

Przełożone przez Krystynę Tarnowską działo w nowym - niezwykle eleganckim - wydaniu zostało przejrzane i poprawione przez Kamila Piwowarskiego, dzięki czemu nawet ci, którzy już kiedyś na swojej życiowej drodze natknęli się na dzieło Sterne’a, będą zaskoczeni. Piwowarski przywrócił bowiem Sterne’owi to, co Sterne’owskie, a co w poprzednich wydaniach było jednak z lekka uproszczone - kilometrową składnię zdań. Ich rozplątywanie dodaje lekturze dodatkowego uroku.

Weźcie z sobą Sterne’a na plażę, do parku, spędźcie czas z tym najzabawniejszym nudziarzem w historii. Gwarantuję, że będziecie się nudzić wybornie!

Więcej artykułów o książkach znajdziecie w pasji Czytam.