Violet Love

Rozsypaną przez autorkę w „Zaklinaniu węży…” układankę można złożyć z powrotem w niezbyt przyjemny obrazek - być może, w duchu Davida Lyncha, nie wszystkie elementy wskoczą gładko na miejsce, być może zostanie nam w dłoni portret ubranego na czarno człowieka z podmiejskiego przystanku albo kawałek potłuczonego lusterka. Ale przez labirynt tej opowieści biegnie nić, pomagająca odnaleźć sens. Trzeba podążać za kategorią spojrzenia i władzy. Kto jest silniejszy? Osoba, która patrzy, czy ta, która dla spojrzenia performuje?

Jest to istotna kwestia w życiu bohaterki, zajmującej się pracą na kamerkach. Jako Violet Love prowadzi erotyczny show, opłacany przez oglądających. Za dodatkowe żetony Violet może pokazać więcej ciała, wykonać określony gest czy skomponować specjalne przedstawienie, uwzględniające fantazje klienta (tutaj polecam przepiękną scenę, w której Violet za pomocą maszyny do waty cukrowej zamienia się w Miss Atomic Bomb). Jest kuratorką swojego ciała i sposobu, w jaki je pokazuje. W każdej chwili może założyć koszulkę, wyłączyć kamerę, zlikwidować konto. Do pewnego stopnia zależy oczywiście od pieniędzy oglądających, ale nie wiemy jak bardzo. Violet nie mówi za dużo o sobie, nie wiemy jak wygląda jej wykształcenie, zaplecze rodzinne, nie poznajemy nawet jej prawdziwego imienia (warto zresztą zwrócić uwagę na to, że w tym świecie każde imię jest podejrzane, zazwyczaj brzmi jak pseudonim albo jest nadmiernie, przerysowanie realne).
 

Zaklinanie węży w gorące wieczory
 

Wszystko jest znaczące

Ale nie dowiadujemy się o tym od razu. Bohaterka Żarów pojawia się przed czytelnikami i czytelniczkami w formie przypominającej hybrydę Panny Młodej z „Melancholii” Larsa von Triera i narratora „Wniebowzięcia” Tadeusza Konwickiego: nad ranem, na peryferiach Warszawy, w brudnej, podartej sukni ślubnej, która ciągnie się za nią i zbiera śmieci. W nocy coś się wydarzyło, ale nie do końca wiadomo co. Nad miastem zbiera się apokaliptyczna chmura dymu, słychać wycie syren. Każda ze spotkanych przez bohaterkę osób ma własną teorię. Spadł samolot. Zaatakowali terroryści. W ziemię uderzył meteoryt. Rząd coś kombinuje. Narratorka próbuje dotrzeć do domu, w niewygodnych butach striptizerki, pocąc się w coraz bardziej paskudnej sukni. Ale droga trwa dłużej niż wskazywałyby na to realne odległości, które musi pokonać.

W prozie Żarów wszystko jest znaczące. Wspomniałam już o spojrzeniu, które jest kluczem do zagadki letniej nocy. Natomiast w „Zaklinaniu węży w gorące wieczory” warto śledzić także kwestie jedzenia (fantastyczny rozdział rozgrywający się w restauracji, ale także „spożywcze” pokazy Violet z wykorzystaniem warzyw) czy wilgoci, występującej w wielu odmianach, w sytuacjach czystych, brudnych, erotycznych i całkowicie pozbawionych zmysłowości: jako rosa, morska bryza, pot czy inne wydzieliny ciała. Jest to natomiast także znakomita lektura, nawet dla kogoś, kto nie ma ochoty zagłębiać się w poziomy symboliczne. Żarów umie konstruować fantastyczne, żywe postaci, z których moją absolutnie ulubioną jest Ambroży, przedstawiciel wyższej klasy średniej, marzący o byciu artystą. Jego wysiłki obserwowane są na zimno przez bohaterkę, ale to ostatecznie Ambroży trzyma kamerę i żadne pokłady ironii nie są w stanie tego faktu oswoić. Last but not least, „Zaklinanie węży…” to także solidna dawka inspirujących scen erotycznych, świetnie napisanych i naprawdę hm, wciągających.

Polecam na gorące, letnie wieczory. Można się spocić.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.