Od kilku lat mamy wzmożenie na rynku literatury okołoerotycznej. Zaczęło się od słynnych „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, po których nastała era produktów „greyopodobnych”. Kontynuacją tej mody, a może i odpowiedzią na potrzeby niektórych czytelniczek i czytelników, są choćby książki Blanki Lipińskiej, które nie mają wartości literackiej, ale są zjawiskiem socjoliterackim, zaskakującym fenomenem popkulturowym. Otóż wszystkie te książki coś o nas mówią. Mówią o tym, jak potrzebujemy wyrażać pożądanie. I jak nie chcemy. Sprzeciw wobec tej literatury też coś o nas mówi. Na przykład to, że modele ideologiczne, choćby najsłuszniejsze, zawsze są próbą narzucenia języka i okiełznania. Opowieść Taddeo wydaje mi się na tym tle niezwykle uczciwa i w jakimś stopniu anarchistyczna. 

Nie umiemy mówić o seksie, nie mamy języka by nazywać rzeczy, które przecież zajmują przeważnie całkiem sporo miejsca w naszych głowach. Z jednej strony narzekamy na to, że mówienie o seksie kieruje nas w stronę wulgarnej pornografii, z drugiej nie możemy przecież kastrować kultury i zabraniać wszystkim wyrażania siebie w sposób niekoniecznie bliski Proustowi. Bo choć dzisiejszy dyskurs mówi o tym, że pornografia jest dziełem opartym na patriarchalnej przemocy, to przecież są kobiety, które też ją lubią i niekoniecznie ich pragnienia są wytworem patriarchatu. Mam wrażenie, że o tym właśnie chciała przypomnieć Lisa Taddeo w „Trzech kobietach” - pożądanie ma wiele twarzy, w tej książce są to oblicza trzech „zwykłych” kobiet, których życiu przygląda się autorka. Życiu, w którym to, co cielesne, erotyczne i intymne odgrywa gigantyczną rolę.

Maggie, Lina i Sloane - trzy bohaterki, które zgodziły się opowiedzieć reporterce swoje życie, wpuściły ją do swoich domów i pozwoliły towarzyszyć sobie w długim procesie powstawania tego niezwykłego reportażu. 

Maggie zakochała się w żonatym nauczycielu w liceum. Lina jest koło trzydziestki i po rozwodzie odświeża romans ze szkolnych czasów. Sloane i jej mąż są swingersami. To bardzo krótkie charakterystyki, ale jedyne możliwe, by nie „spojlerować”, bo jednak czyta się książkę Taddeo też trochę jak kryminał. Ale coś wam opowiem. 

Trzy kobiety - Taddeo Lisa
Trzy kobiety  
(okładka miękka)

 

Dramaty sądowe zawsze są wdzięcznym tematem dla reporterów i reporterek. Tak jest i w „Trzech kobietach” bo najbardziej wciągającą opowieścią jest historia Maggie, którą poznajemy, gdy sądzi się ze swoim byłym kochankiem. Taddeo odtwarza dwie równoległe historie - samego procesu, poniżających i seksistowskich pytań, na które musi odpowiadać jej bohaterka, oraz historię uwiedzenia, bo Knodel nie spieszył się z romansem, powoli zdobywał zaufanie swojej uczennicy, która powierzyła mu niejedną tajemnicę. Również te dotyczące jej seksualności. Sądowa historia odsłania dość przewidywalny model, w którym słowa młodej kobiety liczą się mniej niż wiara w to, że żonaty uprzywilejowany mężczyzna, popularny i lubiany nauczyciel nie mógł dopuścić się seksualnego nadużycia. Knodel, „nauczyciel roku” stanu Północna Dakota nie może być winny. O czym decydują oczywiście mężczyźni.

To opowieść o kobietach, które walczą o to, by samodzielnie decydować o swojej seksualności, które uczą się tego, że są właścicielkami swoich ciał i mogą z nimi zrobić to, na co mają ochotę. Przez co oczywiście stają się „Trzy kobiety” opowieścią o systemowej, nie tylko męskiej, ale patriarchalnie motywowanej przemocy, o wstydzie i próbach jego przełamania. I nie jest to opowieść optymistyczna, wszystkie kobiety czeka na którymś etapie kara za walkę, którą podjęły.

To, co stanowi o sile reportażu Taddeo, to oprócz niezwykłości warsztatu tak reporterskiego jaki literackiego, to opowiedzenie tych trzech historii z niezwykłą empatią i zrozumieniem, wyważenie pomiędzy potrzebnym i ważnym „epatowaniem” cielesnością i seksualnością, a całkiem poetycką momentami opowieścią. Ciężko się od tego uwolnić. Jestem też bardzo ciekaw, jak będziecie czytać „Trzy kobiety”, zależnie od płci, orientacji seksualnej, wieku czy statusu społecznego. 

Taddeo napisała książkę, która rezonuje z naszymi doświadczeniami, potrzebami i doznaniami. Książkę, której nadrzędnym celem jest zrozumienie człowieka i jego motywacji, a nie szukanie skandalu czy „sprzedanie się”. Reporterka nie ufa czytelnikowi, który zrozumie niuanse i aluzje - mówi wprost, domaga się, by na seksualność i pożądanie nie parzyć jak na podejrzane, niebezpieczne tematy, ale też by dostrzegać różne jego odcienie, niekoniecznie wpisujące się w aktualnie obowiązujące dogmaty ideologiczne. Czytam „Trzy kobiety” jako książką o wolności, która oznacza prawo do błędu, do miłosnego zaślepienia i ognistego pożądania. Nie lubię patosu, ale to jest naprawdę książka o prawdziwym życiu. Co chyba nie jest przesadnie zaskakujące - prawdziwe życie ma w sobie coś z Greya czy Lipińskiej, tylko okupione jest bólem i wątpliwościami całkiem z innych historii. 

Niech was zmęczę te historie, porwą albo odrzucą, kłóćcie się z nimi, ale czytajcie, bo może dzięki temu uda nam się na nowo opowiedzieć nasze własne historie.Tylko kto ich wysłucha? Zobaczcie też jak słuchać - tego się możemy od Lisy Taddeo również nauczyć.

 

Więcej recenzji książek znajdziecie w cyklu Książka tygodnia.