Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy przeczytałam „Zdążyć przed panem Bogiem”. Pamiętam za to, że przez tydzień snułam się po rodzinnym Muranowie jak struta, bo wszystkie mijane miejsca były tymi z książki Krall - dopiero wtedy dotarło do mnie, że to się działo tutaj i że Mordechaj Anielewicz, nad którego imieniem dziwowaliśmy się położonej przy skrzyżowaniu Anielewicza z Esperanto podstawówce im. Juliana Tuwima, był Żydem. I dlatego nazywał się tak egzotycznie. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że w wymienionej wyżej szkole (okna na cmentarz żydowski przy Okopowej, okna na konkurencyjną w konkursach recytatorskich szkołę im. Jana Brzechwy) nikt nawet nie zająknął się na temat tożsamości patrona czy historiii dzielnicy. Zwiedziliśmy za to Pawiak i płakaliśmy nad Alkiem i Rudym. Nie było też wtedy internetu i Wikipedii (straszne czasy). Mogę więc powiedzieć ze spokojnym sumieniem, że Hanna Krall zmieniła mój świat, wywołała zupełnie nową warstwę pod powierzchnią codzienności - dosłownie, topograficznie.
Trzeba dopowiedzieć to, co inaczej zniknie
„Szczegóły znaczące” przypominają trochę „Rejwach” Mikołaja Grynberga, w którym autor zebrał okruchy historii zbyt cennych by ich nie opowiedzieć, ale być może zbyt drobnych, żeby grać dobrze z potężnymi narracjami w „Oskarżam Auschwitz”. Nie chcę wydawać wyroków na karierę, a tym bardziej życie Krall, ale nowa książka wydaje się przeczuciem końca, w obliczu którego trzeba dopowiedzieć to, co inaczej zniknie razem ze śmiercią bohaterów, przepadnie w rozrzuconych notatkach i niezrealizowanych szkicach. „Szczegóły znaczące” to miniatury, urywki rozmów, wspomnienia, refleksje, przelotne spotkania i znaczące znajomości, które pisarka destyluje do kilku zdań. W tej książce nie ma zbędnych słów, wszystko okrojone zostaje do sedna, do - no właśnie - znaczących szczegółów. Czasami zwodniczych.
„Kupiły gałązkę bzu - w powojenną zimę tylko biały bez był w budkach z kwiatami. Szczelnie owijano go papierem do pakowania, żeby nie zmarzł”.
Zawieszam się umysłowo nad tym bzem z rozdziału „Kontrakty”. Jak to było? Przetrwały jakieś szklarnie, w których hodowano krzewy bzu i one kwitły zimą? Wydaje się to szalenie dziwną koncepcją. I która to jest powojenna zima? 1945 czy 1946? I kiedy tak dumam nad bzem i chronologią, finał historii uderza mnie prosto w żołądek, splot słoneczny i między oczy.
Kolejne mikronarracje
To nie jest łatwa lektura, i tutaj znowu muszę odwołać się do tytułu. Ponieważ Krall buduje kolejne mikronarracje wokół szczegółów, pewną trudność stanowi zrekonstruowanie z nich większego obrazu. Przychodzą mi na myśl puzzle. Dostajemy kawałeczek, i być może na tym kawałeczku widać nawet oko, albo inny charakterystyczny (znaczący!) szczegół, ale nie mamy wzoru obrazka. Możemy z tym okiem zrobić to, co chcemy, lub raczej to, na co pozwala nasze doświadczenie czytelnicze, historyczne, społeczne. Dorysowanie do oka reszty ciała i umieszczenie go w kontekście należy do nas. Znając dorobek reporterski autorki możemy się domyślać, że będą to głównie pejzaże holocaustowe, postholocaustowe, związane z działalnością opozycji. Ale nawet z tą świadomością czyta się Krall powoli, z namysłem. Dawno nie zdarzyło mi się spędzić tyle czasu nad każdą stroną, wracać z uporem do zdań, które przebiegłam wzrokiem w nawyku szybkiego, niechlujnego czytania, które tutaj nie ma racji bytu.
„Szczegóły znaczące” to lektura detektywistyczna - i dopiero po jej dopełnieniu z rozpaczą stwierdziłam, że na końcu książki znajduje się indeks postaci przyporządkowanych do kolejnych rozdziałów, rozwiewający odrobinę mgłę. Dziewczynka rozwiązująca za ojca łamigłówkę w „Scenach żałujących” okazuje się Zofią Kucówną, a malarka z getta to Teofila Reich-Ranicka. Ale tutaj pojawia się kolejne pytanie - czy te nazwiska są ważne? Tak - bo to historie konkretnych osób. Nie - bo podobne opowieści mogłyby należeć do dziesiątek osób, które nie miały ich komu pozostawić.
Być może nie jest to najlepszy wybór dla osób, które chciałyby zapoznać się z twórczością Krall z poziomu zero, ale na pewno jest to znakomita książka, doskonale skonstruowana i wymagająca. I dlatego warto mieć ją na półce, nawet jeśli chwilę na niej poleży, czekając na swoją kolej.
Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.
Komentarze (0)