Na szczęście nikt nie ucierpiał, ale pani Touchet, kuzynka gospodarza i zarazem jego gospodyni, musi zająć się ratowaniem sytuacji - pan Ainsworth, autor tasiemcowych powieści historycznych i łotrzykowskich, redaktor licznych periodyków literackich, niegdyś przyjaciel i konkurent Dickensa, nie jest człowiekiem zbyt praktycznym. Napisać trzy tomy o restauracji Stuartów: owszem. Wezwać fachowca do naprawy stropu: nigdy.

 

Czytelnicy i czytelniczki „Oszustwa”, którego „teraz” przypada na drugą połowę XIX wieku w Wielkiej Brytanii, zostają wrzuceni na głęboką wodę zawikłanych relacji rodzinnych i sympatii/animozji literackich baniek epoki wczesnowiktoriańskiej. William Ainsworth jest wprawdzie postacią autentyczną, a jego „Jack Shepard” sprzedawał się swojego czasu lepiej niż „Oliver Twist”, ale dzisiaj mało kto o nim pamięta. Eliza Touchet także istniała naprawdę, ale został po niej tylko egzemplarz „Opowieści wigilijnej” z dedykacją autora (obecnie najdroższa książka Dickensa, jaką sprzedano na aukcji). Smith wykorzystuje jej majaczący w historii cień do zbudowania fascynującej postaci kobiety odrębnej i niezależnej, chociaż wykonującej typowo usługowe zadania wobec starszego kuzyna i jego rodziny (mąż i syn pani Touchet umarli na szkarlatynę).

 

Zadie Smith foto Alex Cameron
Na zdjęciu: Zadie Smith.
Autor Foto: Alex Cameron/mat wydawcy

 

Po pierwsze, panią Touchet wyróżnia religia: jest katoliczką w otoczeniu ściśle protestanckim, co dziś może nie wydawać się znaczące, ale wtedy jest niezłym treningiem z odmienności nie tylko rytuałów, ale także spojrzenia na świat. Po drugie, zakochuje się w żonie kuzyna i przeżywa z nią płomienny romans, jakkolwiek krótki i wyparty przez Frances na obrzeża świadomości. Miłość do Frances nie przeszkadza Elizie w sypianiu z Williamem - a ponieważ Frances, niczym archetyp wikoriańskiej żony, często cierpi na nieokreślone dolegliwości i pozostaje poza sferą publiczną, w swojej sypialni, to Eliza pełni funkcje pani domu w salonie, przez który przewijają się tabuny literatów, poetów, ilustratorów, myślicieli i działaczy społecznych. W ten sposób pani Touchet jest w centrum ich dyskusji, jednocześnie korzystając ze statusu niewidzialnej poniekąd kobiety z wyższych sfer. Wypada skierować do niej parę żarcików, zabawiać ją rozmową, jednak nikt z zasiadających przy gościnnym stole Williama nie podejrzewa, że Eliza słucha uważnie wszystkich argumentów i w głowie odpowiada na nie w zdecydowany sposób. Czasami po długich rozważaniach decyduje się zabrać głos i wtedy wszyscy patrzą na nią jak na egzotyczne zwierzę lub zakłócenie w rzeczywistości. Jeżeli Eliza mówi w ich odczuciu sensownie, milczą zdumieni. Jeżeli wyraża zdanie przeciwne, słyszy argumenty o kobiecym umyśle i jego niezdolności do pojęcia złożonych spraw, które oni, mężczyźni, rozumieją w sposób przyrodzony. William konsekwentnie milczy, chociaż to właśnie kuzynka jest redaktorką wszystkich jego powieści i poza kręgiem znajomych pan Ainsworth liczy się z jej opiniami.

Jest to zaledwie jedna z warstw „Oszustwa”, stanowiąca podkład pod przenikającą powieść kwestię pochodzenia brytyjskich majątków. Przyzwyczailiśmy się, że historia niewolnictwa, a potem jego zniesienia, to domena Stanów Zjednoczonych i plantacji bawełny. To tam widzimy majątki zbudowane na martwych ciałach, katorżniczej pracy, rozbijaniu więzi społecznych i rodzinnych. Ale XIX-wieczna potęga Wielkiej Brytanii nie jest niewinna: zamożność arystokracji bierze się z nie tylko z kolonialnego ucisku, ale także z niewolnictwa rozumianego dosłownie. Plantacje znajdują się na Karaibach, hodowana jest trzcina cukrowa. Tanie (bo wypracowane przez niewolników) kalorie z cukru są, w uproszczeniu, jedną z sił napędowych rewolucji przemysłowej i niesamowitego wzrostu gospodarczego, z którego korzystają poddani i poddane królowej Wiktorii. Eliza Touchet popiera abolicjonistów, ku rozbawieniu literackiego kółka Williama. Ale czy popiera ich szczerze, skoro pieniądze po jej mężu pochodzą właśnie z dochodów jamajskich plantacji? Czy można jednocześnie żyć w komforcie i litować się nad losem niewolników w Hopetown, masakrowanych przez maszyny i nadzorców? Jakie rozwiązanie jest możliwe dla osób, które dostrzegły hipokryzję układu?

Oszustwo
Oszustwo
3.7/5
41,99 zł

69,99 zł - cena sugerowana przez wydawcę

Białe zęby
Białe zęby
4.3/5
34,99 zł

49,99 zł - cena sugerowana przez wydawcę

Smith wykonuje koronkową pracę, rysując rozmaite poziomy świadomości pani Touchet, odpowiadające paradygmatom epoki - i to mnie do „Oszustwa” przekonało (bo że Smith pisze świetnie i jest w stanie wciągnąć każdego w opowiadaną historię, nie trzeba nawet wspominać). Owszem, Eliza ma swoje zdanie na każdy temat, ale jednak milknie przy Dickensie. Owszem, popiera całym sercem zniesienie niewolnictwa, a jednak w kontakcie z Czarnymi nie jest w stanie wyjść poza ograniczenia swojej sfery, których nawet nie dostrzega. Na Starego Bogle’a narzuca gładko kliszę „dobrego dzikusa”, jest zdziwiona odrębnością czarnej śpiewaczki, która nie chce wpisywać się w charytatywny szczebiot Elizy (a przecież Eliza chce dla niej dobrze, głupia dziewczyna nie docenia tego, co jej się podsuwa pod nos), odruchowo cofa rękę, kiedy ktoś o innym kolorze skóry chce ją uścisnąć. W dodatku kwestia podporządkowania i uprzywilejowania komplikuje się, kiedy Eliza opuszcza domowe zacisze, żeby razem z nową żoną Williama śledzić proces sądowy Pretendenta, rozpalający łamy prasy (nie będę streszczać jego zawiłości). Poza murami domu i kręgami literackimi czeka XIX-wieczny Londyn slumsów i biedoty, półnagich prostytutek i głodnych dzieci. Kiedy Eliza wspomina nowej pani Ainsworth o swojej trudnej sytuacji po śmierci męża, ta wybucha śmiechem. Przed ślubem była służącą w domu Ainsworthów, jej matka trudniła się prostytucją, ojciec był pucybutem. Sarah pokazuje Elizie swoje rodzinne strony, sklepy ze starzyzną, niewyobrażalną biedę. Umysł Elizy ledwie jest w stanie zarejestrować te obrazy. Wśród białych nie ma przecież niewolnictwa - ale czy ludzie żyjący z handlu starymi szmatami i kośćmi są wolni?

 

„Oszustwo” jest także bardzo zabawne - odpowiada za to obraz literackich salonów, grafomanów i wielkich gwiazd literatury, spotykających się przy stole Williama. Pod humorem kryją się jednak pytania o naturę pisarstwa, o jego moralną odpowiedzialność lub jej brak, o to co jest prawdą, a co oszustwem i czy pisarz kłamiąc może zmierzać ku większym celom. Smith wplata między fabularne wątki interesującą analizę społecznej wymowy dzieł Dickensa, uważanego obiegowo za wielkiego filantropa, pochylającego się nad wykluczonymi. Tymczasem Smith przygląda mu się w ujęciu, które zaproponował w eseju „Dickens” George Orwell: w literaturze giganta powieści wiktoriańskiej nie ma wezwania do zmiany (przeciwnie, rewolucja francuska pokazana jest jako nieludzkie do cna piekło), do przebudowy społeczeństwa opartego na wyzysku w Wielkiej Brytanii i w koloniach. Dla Dickensa rozwiązaniem jest dobroczynność, miękkość i empatia klas wyższych. Ale pani Touchet zastanawia się, i słusznie, co się dzieje, kiedy ktoś już nie chce być miły. Czy nie lepiej mieć wtedy zagwarantowane prawa?

 

Wspaniała, gęsta lektura, z której wnioski możemy wyciągać bez końca i na rozmaitych poziomach - nie zaskoczę nikogo mówiąc, że jesteśmy w twierdzy Europa w podobnym momencie ekonomicznym co pani Touchet, biedna - ale bogata, wykluczona - ale uprzywilejowana, rozdarta dylematami moralnymi - ale zasypiająca codziennie w wygodnym łóżku.

Więcej recenzji ksiązek znajdziesz w pasji Czytam.