„O czasie i wodzie” – recenzja

Na księgarskich półkach znajdziecie coraz więcej książek poświęconych nadchodzącej katastrofie klimatycznej. Od opowieści o potrzebie sortowania śmieci i zmiany przyzwyczajeń konsumenckich po książki ukazujące aktualne problemy w szerszym kontekście historycznym. „O czasie i wodzie” Andriego Snær Magnasona wyróżnia się na ich tle fascynującym połączeniem perspektyw – prywatnej, lokalnej, globalnej oraz perswazyjnej, mówiącej: „Ty też możesz zmienić swoje myślenie”.

Magnason nie mówi jednak: „Zacznij od siebie, przestań używać plastiku, ogranicz konsumpcję, szanuj wodę czy energię”. Zamiast tego radzi: „Zacznij od zmiany spojrzenia. Uświadom sobie, że już jest źle”. Katastrofa klimatyczna nie jest czymś, co – wbrew temu, od czego zacząłem tę recenzję – nadchodzi, lecz tym, co już się dzieje. I to dzieje się od kilku pokoleń.

 

Powódź danych

Susze, pożary, anomalie klimatyczne, zakwaszenie mórz, roztopy wiecznej zmarzliny, obniżenie się wód gruntowych, pustynnienie – przynajmniej niektóre z tych konsekwencji rabunkowej eksploatacji planety przez człowieka są nam znane. Ale co właściwie nam mówią? Czy gdy je wypowiadamy, czytamy, piszemy, wywołują w nas trwogę? Raczej nie. Magnason sam przyznaje, że gdy je pisze, czuje: „narastający szum. Wszystkie te słowa tworzą czarną dziurę, której nie jestem w stanie zrozumieć, ponieważ ich mnogość pochłania znaczenie”.

Raporty pełne danych, ale też dat wyznaczających w przybliżeniu koniec świata, jaki znamy, są nieczytelne. Nie tyle z powodu naszej nieumiejętności czytania naukowych twierdzeń czy rozumienia tego, co znaczy, że zwiększy się pH wód morskich, ale z powodu ich nadmiaru. To powódź dostępnych informacji ułatwia nam ignorowanie konkretnych przesłanek. Liczne raporty, artykuły i inne opracowania zamiast wzbudzać trwogę, stają się wyliczanką danych, którymi trudno alarmować władze i nas samych.

 

Wojna antropocenowa?

Magnason pisze, że słowo „zakwaszenie” obecnie jest kojarzone tak samo mgliście jak słowo „Holokaust” w 1930 roku. To mocne porównanie, ale autor chce nas przestrzec przez zobojętnieniem. Dlatego proponuje przyjrzenie się konkretnym miejscom czy zdarzeniom. Opisuje zniszczenia, których dokonano, budując hydrolektrownię Kárahnjúkar. Relacjonuje rodzinne historie przemian świadomości. Gdy rozmawia ze swoim – mającym już problemy z pamięcią krótkotrwałą – dziadkiem, ten zauważa, że najwięcej zmian w jego życiu nastąpiło w ostatnim dziesięcioleciu – rewolucje ostatnich lat następują gwałtownie i zmieniają nasze życie jak nigdy w historii. Przyspieszamy tragedię, która przed nami, jednocześnie śniąc zbyt wygodne sny.

Magnason proponuje ,byśmy sami sięgnęli do naszej prywatnej historii i zobaczyli, jakie przemiany dokonywały się w naszych rodzinach i kiedy. Okazuje się, że najczęściej związane były one z wojnami i rewolucjami, a życie – poza tymi okresami – płynęło dość stabilnie. Czy zatem dzisiaj żyjemy w czasie rewolucji? A może w stanie wojny – wojny antropocenowej?

 

O czasie i wodzie, Magnason

 

Krowa jako kosmiczna metafora

Autor wędruje w różnych kierunkach. Tych oczywistych, jak stare islandzkie poezje i przekazy, ale i tych zaskakujących – hinduizm i buddyzm tworzą tu nie tylko poetyckie tło, ale stają się elementem ważnego namysłu nad stanem naszej planety. Islandczyk stawia różne prowokujące pytania – dlaczego potrzebujemy krów, zwłaszcza świętych? Autor w fascynującym rozdziale opowiada o losie tego zwierzęcia, stanowiącym dla niego metaforę stosunków człowiek-planeta. Historia krowy, tej zwykłej oraz tej świętej układa się w uderzającą, miedzykulturową paralelę. Hinduski guru Swami Niakaianda opowiada Magnasonowi, że ludziom pod postacią krowy objawiła się Matka Ziemia i poprosiła ich o ochronę przed diabłami.

„Co robić, gdy człowiekowi objawia się kosmiczna krowa? Jak o tym mówić? Mam głosić dobrą nowinę, że miliardy ludzi żyją w zagrożeniu? W czyim imieniu mówisz? – spytają” – pisze autor. „Piszę w jej imieniu” – sam sobie odpowiada. Bo dzisiaj to człowiek jest jak bóg, który ma możliwość zmiany, ale też jest bogiem z terminem ważności i sam o siebie musi teraz zadbać. Teraz, nie za rok, dwa, nie w planie „Polska 2030”, czy „Klimat 2050”, czy co tam wymyślą ostrożnie kalkulujący politycy. „Nasze nawyki konsumpcyjne to wybuchy wulkanów, a nasze pragnienia to trzęsienia ziemi. Trendy modowe wywierają większy wpływ na środowisko niż ruchy płyt tektonicznych” – pisze Magnason.

 

Wypełnianie pustki

W trakcie pisania „O czasie i wodzie” w Islandii trwał spór o budowę elektrowni na rzece Svarta. Za cenę zniszczenia siedlisk gągola północnego i jastrzębia ludzkość zyska elektrownię o mocy 10 megawatów. Magnason zauważa, że na „produkcję” bitcoinów w Islandii zużywa się 150 megawatów rocznie. Podsuwa wątpliwość, czy naprawdę potrzebujemy tych 10 megawatów.

Działanie człowieka, zwłaszcza w ostatnim stuleciu, to wypełnianie pustki. Ale niestety nie chodzi nam tylko o szukanie idei, które pokażą nam sens istnienia. Zagarniamy ziemię tak, by dawała nam pożytek, „rodziła więcej owoców” – jak pisze Magnason. Nie zastanawialiśmy się nad tym, czy planecie potrzebne są muchy i krokodyle. Ochronę przyrody traktowaliśmy w liczbach całkowitych i wymiernych korzyściach – nowe miejsca pracy, atrakcja turystyczna. Nawet w debacie o ochronie raf koralowych podkreśla się ich znaczenie dla rybołówstwa i turystyki. Ochrona przyrody dla niej samej wciąż nie jest oczywistością.

 

Tragedia z naszym udziałem

To, co wyróżnia książkę Magnasona to fakt, że nie stanowi ona ani pokrzykiwania działacza czy działaczki „proklimatycznej”. Autor nie należy również do polityków (choć w wyborach prezydenckich na Islandii startował) chcących użyć argumentu klimatycznego w walce z politycznym przeciwnikiem. Nie jest on także naukowcem, który zorientował się, że przez lata nie udało mu się wyjaśnić zagrożeń, które widzi w tabelkach.

„O czasie i wodzie” to książka człowieka, którego namysł nad światem nie ogranicza się do wąskiego pola zainteresowań, człowieka potrafiącego przejść od prywatnej perspektywy do uniwersalnej. Podczas fascynującej podróży głos zabiorą Dalajlama, dziadek Magnasona i przyrodnicy chroniący krokodyle. Będziemy przemierzać planetę, zastanawiając się, czy Ziemia jest, a może jednak nie jest – krową? Książka islandzkiego pisarza to niezwykle przejrzysty, piękny literacko, momentami poetycki esej, od którego trudno się oderwać.

„Każdego dnia tworzycie przyszłość” – tym zdaniem islandzki pisarz kończy swoją niezwykłą opowieść meandrującą między kontynentami, literaturami, filozofiami, ludźmi i nieludźmi. I muszę wam się przyznać do tego, że gdy przeczytałem te słowa, wcale nie poczułem się wzmocniony. Nie miałem wrażenia, że znalazłem teraz sojusznika, albo dołączyłem do jakiejś „drużyny Magnasona”. Miałem poczucie tragedii, która dzieje się koło mnie i z moim udziałem. Dramatu, którego jeszcze możemy uniknąć, ale potrzebujemy działań drastycznych i natychmiastowych.

 

Drugi produkt taniej w Empiku

 

Jak można ocalić planetę? Artykuły o tematyce ekologicznej znajdziesz w zakładce Empik kocha planetę.