Różne źródła opowieści
Po pierwsze „Nigdy nie byłaś Żydówką” to zbiór reportaży, w których Bikont świadomie wraca kilkakrotnie do historii już raz opowiedzianych. I pokazuje, że wciąż jeszcze nie są one w pełni opowiedziane, że wciąż w ich bohaterkach i bohaterach tkwią słowa, zdania, wydarzenia, które nie ujrzały światła dziennego. Tak jest choćby w pierwszej opowieści, historii Elżuni, która była jedną z drugoplanowych postaci pojawiających się w reportażu Hanny Krall, „Zdążyć przed Panem Bogiem”. Elżunia, o której Marek Edelman powiedział, że „była piękna i młoda” przeżyła Holokaust, wyjechała do Stanów Zjednoczonych, założyła rodzinę i nagle, pewnego dnia, popełniła samobójstwo. Nowi, amerykańscy rodzice chcieli jej dać wszystko. Była w końcu córką bohatera, Zelmana Frydrycha, członka żydowskiej organizacji Bund, który jako pierwszy opisał dokąd - z warszawskiego getta - Niemcy wywożą Żydów. Opisał Treblinkę. Elżunia mogła mieć wszystko. I wydawało się, że jej amerykańskie życie będzie pełne szczęścia. Skończyło się w wieku 25 lat.
Bikont nie tylko odtwarza koleje losu Elizy Frydrych, ale konfrontuje czytelnika z różnymi źródłami opowieści o niej. Z prawdą reportażu Hanny Krall, z prawdą opowiadania, które jako dwudziestoletnia Elza Shatzkin opublikowała w magazynie literackim Uniwersytetu Cornell, z prawdą wielu innych relacji. Udaje się tym samym Bikont stworzyć nie tylko przejmujący portret bohaterki reportażu, ale uzmysłowić czytelnikom, jak trudno jest dzisiaj poskładać relacje o czasie Zagłady, jak to, co „prawdziwe” miesza się tu z tym, co fikcyjne.
Najwięcej uwagi temu zagadnieniu poświęca Bikont w piątej opowieści, zatytułowanej „Małka”. Była bowiem Małka bohaterką opowiadania napisanego przez Bogdana Wojdowskiego, pisarza który w historii literatury znany jest najbardziej dzięki powieści „Chleb rzucony umarłym”. Sam Wojdowski przyznawał, że „Ścieżka”, bo tak zatytułowane jest to opowiadanie, było wręcz sfabularyzowaną relacją konkretnej osoby. „Byłem protokolantem tej historii”, pisał w liście do Jerzego Ficowskiego. Zdzisławowi Liberze pisał, że „żadna z istotnych sytuacji, żadna z kluczowych perypetii tego opowiadania nie została przeze mnie wymyślona”. Anna Bikont mówi opowiadaniu Wojdowskiego - sprawdzam. I dociera do bohaterki opowiadania, Aliny, czyli Małki. - Gdy zadzwoniłam, przestraszyła się, że jej nazwisko można gdzieś wyczytać.
„Dokąd idzie, wiedziała. Ale skąd idzie - to musi dopiero wymyślić”, zaczyna swoje opowiadanie Wojdowski. Szła z getta warszawskiego, szła ze spalonej po powstaniu Warszawy, a może jeszcze z innego miejsca? To wymyślanie historii staje się jednym z najważniejszych tematów tego zbioru reportaży.
Tak jest też w historii Dorki, która po wojnie będzie zeznawać w procesie przeciwko mordercom grupy ukrywających się w lesie Żydów. Zeznania Dorki, jej siostry i ojca, jak i późniejsze ich opowieści, są zadziwiającą wręcz spójne. I - co Bikont sama przyznaje ze sporym zdziwieniem - zawsze znajdują swoje potwierdzenie w niepodważalnych dowodach. To wyjątkowe, bo przecież historie ludzi, którzy nie przeżyli głębszych wstrząsów życiowych bywają niespójne, a co dopiero ludzi, którzy długi czas ukrywali się w lesie, w którym polska banda urządzała regularne polowania „na Żyda”.
Jak już jesteśmy przy polskiej bandzie, to należy podkreślić, że „Nigdy nie byłaś Żydówką” jest też reportażem, który w porażający wręcz sposób przypomina o udziale Polaków w Holokauście. Polaków-sąsiadów, choć - jak zauważa Pola, bohaterka jednego z reportaży, „przed wojną żyło się bardzo dobrze z Polakami, daleko od nich, ale bez problemów. Chodziłam z nimi do szkoły i czasami się tylko słyszało: „Parszywa Żydówka”, „Brudna Żydówka”. Wszyscy się znali ze szkoły”.
W Strzegomiu, niewielkiej wsi w województwie świętokrzyskim, w której mieszkała Pola, nie było żydowskiej szkoły. ”Okoliczni Żydzi byli za biedni, żeby taką stworzyć, więc dzieci uczyły się z Polakami”, pisze Bikont. Podczas wojny do strzegomskiego lasu, gdzie ukryli się miejscowi Żydzi, Niemcy się nie zapuszczali. Gdy miejscowi konspiratorzy zorganizowali „podziemne” zebranie, odbyło się ono w miejscowej szkole. W Strzegomiu Polacy czuli się gospodarzami. W tym lesie ukrywała się Pola. Mówi: „Byłam warta kilo cukru i butelkę wódki”.
Każda bohaterka czy bohater reportaży Bikont bał się Polaków, słyszał antysemickie uwagi, padł ofiarą donosu czy szantażu. Nie ma niczego złego w chęci każdego narodu do celebrowania własnej przeszłości, ale złem jest nieumiejętność przyznania się do tego, że nasi przodkowie też byli częścią machiny Zagłady. Milcząc o tym, lub temu zaprzeczając, też jesteśmy sprawcami. Pola: „Nie trzeba było, żeby Polacy nam pomagali, tylko żeby nas nie zabijali”.
Rozmowy, fakty i emocje
Bikont, podobnie jak w biografii Ireny Sendlerowej, czy „Cenie”, historii dzieci, które były wykupywane przez żydowską organizację z polskich, przeważnie katolickich rodzin, próbuje zrozumieć jak funkcjonowały dzieci w czasie Zagłady. I choć wiele już zostało na ten temat powiedziane, to jakoś niezwykła jest szczerość jednej z rozmówczyń Bikont, która zauważa, że między dziećmi nie było żadnych przyjaźni, żadnych zabaw. Wszystkie rywalizowały ze sobą w końcu o przetrwanie. I widziały, jak łatwo giną.
Na koniec poznajcie Natana, który skończył siedem lat szkoły na polskiej wsi. I mieszka w Kanadzie.
Natan rozmawia z reporterką po hebrajsku. Przez tłumacza. Ale nie wszystko wymaga przekładu. Polski słownik Natana: „błądzić”, „skurwysyny”, „łubin”, „koszyki”, „uciekaj”, „szybko”, „las”. Był dobry Polak, Filip Rogala. Matka kupowała u niego chleb, kaszę jaglaną, ser, masło. Gdy przychodziłem, dawał mi nasze zakupy, kawałek chleba do ręki i mówił: „Uciekaj szybko do lasu”. A ja się tego lasu tak bałem”
Ma Bikont niezwykłą umiejętność rozmowy, wydobywania faktów, ale i emocji. Nie ukrywam, literacko niekiedy można narzekać - jej teksty cechuje nadmiar szczegółów, niechęć do skrótu, zamiłowanie do obszernych cytatów, zasypywanie czytelnika nazwiskami, niekiedy trudny do ogarnięcia chaos (tu bardzo widoczny w mocnym, ale w pewnym momencie zwyczajnie nudnym tekście o Wojdowskim i Małce). Ale wszystkie niedostatki reportaży Bikont przykrywa waga tego materiału, jego bezkompromisowość w opowiadaniu czegoś, co wydaje się, że jest najbliższe prawdzie. I tytaniczna robota reporterki, która po raz kolejny prowadzi nas przez piekielne kręgi po to, byśmy nie dali się oszustom, próbującym zafałszować historię. Niestety wciąż jest wiele pracy dla reporterów i reporterek.
Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.
Komentarze (0)