„Kiedy rano jadę osiemnastką, chociaż ciasno, chociaż tłok, patrzę na kochane moj miasto, które mnie zadziwia co krok” - śpiewała Irena Santor. Tekst piosenki napisała Helena Kołaczkowska, która z mężem wyszła z Warszawy po powstaniu. Wróciła już w marcu 1945 roku, gdy stolica powoli dźwigała się z ruin. Autor muzyki do słynnej piosenki „Na prawo most, na lewo most”, Alfred Gradstein podczas wojny przebywał we Francji, a do Warszawy wrócił w 1947 roku, stając się jednym z czołowych kompozytorów epoki stalinowskiej. Jego kantata do słów Władysława Broniewskiego „Słowo o Stalinie” otrzymała Nagrodę Państwową. Szczery zachwyt nową epoką udzielał się prawie wszystkim. Piątek opisuje jak mieszkańcy Warszawy płakali na widok jadącego tramwaju (i ta piękna nazwa - stalingraty), jak atrakcyjne były dla nich wyburzenia ostańców, jak z zachwytem (choć połączonym ze złorzeczeniem) przyjmowali zmiany, których autorstwo w dużej mierze należy do architektów i architektek zgrupowanych w Biurze Odbudowy Stolicy. Teraz możemy się im przyjrzeć bliżej. Publice też.

Najlepsze miasto świata

Rola architektury

Mrówczy trud Grzegorza Piątka zaowocował książką, która wciąga mimo, że lawiruje pomiędzy reportażem a monografią o historii planowania przestrzennego w Warszawie i krytyczną opowieścią o roli architektury w tworzeniu nowego, socjalistycznego społeczeństwa. Nie boi się Piątek przyznać, że wojna i zniszczenia, których dokonali nazistowscy okupanci były wymarzonym prezentem dla rzeszy architektów i architektek, którzy od dawna marzyli o przebudowie Warszawy, miasta chaotycznego, w którym reprezentacyjne budowle wtłaczano w starą strukturę bez myślenia o przestrzennych dominantach, zieleni czy wygodzie mieszkańców. I to jest pierwsza ważna opowieść, którą serwuje nam Piątek - o historii warszawskiego planowania przestrzennego, czyli o czymś, co przed wojną widniało tylko w dokumentach i było nieśmiało wprowadzane w czyn.

Biuro Odbudowy Stolicy powołane na początku 1945 roku było czymś w rodzaju nadinstytucji - zajmowało się planowaniem nowego miasta, ale też odbudową zabytków, łącząc w sobie funkcje konserwatora z urzędem dbającym o bezpieczeństwo mieszkańców, będąc laboratorium, w którym spotkali się ludzie, dla których nadrzędną wartością była po prostu architektura. Piątek przygląda się biografom głównych aktorów i aktorek swojego reportażu uważnie, krytycznie, ale do tego empatycznie - nie znajdziecie tu ostrych ocen, bo powojenna rzeczywistość czarno-biała nie była. Była czarna, bo niewiele jeszcze działało ulicznych latarni, była biała, bo przy większej wichurze podmuchy wzbijały tumany pyłu ze zniszczonych budynków. Ale była też kolorowa - w ruinach stolicy szybko pojawiły się kawiarnie i obnośny handel, a ludzie kupowali cięte kwiaty, by choć przez chwilę poczuć, że wracają do domu. Piątek pokazuje, że ten powrót nie był jednak powrotem do świata przedwojennego - przedwojenna stolica, choć „swoja”, była jednak miastem gigantycznych różnic społecznych, odzwierciedlających się w architektonicznym bałaganie. Nowe miasto wraz ze zmianą tzw. tkanki społecznej było szansą na stworzenie przestrzeni przyjaźniejszej, równiejszej i uwzględniającej społeczne potrzeby. Czy to się udało? Niekoniecznie.

Opowieść o współczesnej Warszawie

Książkę Piątka warto czytać z wielu powodów. By dowiedzieć się, że Warszawa nie została zrekonstruowana w stanie sprzed wojny, a często sięgano po rozwiązania wcześniejsze. O tym, że stołeczną „starówkę” odbudowano na podstawie obrazków Canaletta, wszyscy raczej wiemy, ale w jaki sposób reprezentacyjny Nowy Świat zyskał wątpliwy urok prowincjonalnego miasteczka z czasów Kongresówki? Jakie decyzje były podejmowane przez twórców odbudowy stolicy i co ich pasjonowało? I dlaczego dzisiaj wydaje nam się, że żyjemy czy odwiedzamy miasto autentyczne? A może nie? Pamiętam, gdy kilkanaście lat temu, po przyjeździe do Warszawy poszedłem na randkę z rodowitym, od-pokoleń-warszawiakiem na Stare Miasto i usłyszałem: „nie byłem tu chyba 5 lat”. Jako nowo przybyły do stolicy byłem mocno zaskoczony - jak to? Dzisiaj sam Stare Miasto odwiedzam niechętnie, przymuszony zawodowo lub z okazji turystycznego oprowadzania znajomych. Grzegorz Piątek pokazuje, że już przed wojną prawdziwe warszawskie życie działo się gdzie indziej. I o tym też jest ta książka.

Jest książka Grzegorza Piątka też wspaniałym przewodnikiem po dzisiejszym mieście. Autor nie ukrywa się za reportersko-historyczną opowieścią, a co jakiś czas sufluje nam opowieść o współczesnej Warszawie i o tym, jakie konsekwencje dla niej mają decyzje podjęte w czasie wielkiej odbudowy. I to jest też wartościowa, całkiem z resztą ironiczno-smutna opowieść, której warto nie przegapić. A, że przy okazji można zaplanować sobie spacer po mieście lub wizytę w nim? Tym lepiej dla nas.

Znając skrupulatność autora i jego żywe uczucia skierowane wobec archiwów, bibliotek i szperania w dokumentach obawiałem się, czy poradzi sobie z selekcją materiału. Udało się to fantastycznie zwłaszcza dzięki skonstruowaniu książki za pomocą krótkich, zróżnicowanych rozdziałów. Taka konstrukcja wymusiła na autorze zwięzłość wypowiedzi i trzyma w karbach książkę, która z pewnością mogłaby mieć stron tysiąc, a tak dostajemy skromne pięćset.

„Cały naród buduje swoją stolicę”

„Ja mam deski oraz krzepę/ On ma zardzewiałą piłę” - śpiewał Chór Czejanda. Piosenka autorstwa Wacława Stępnia i Zdzisława Gozdawy to pełna zachwytu, ale też ironii opowieść o tym, że ten nowy, betonowy dom, tworzone ad hoc, licząc na entuzjazm i zaangażowanie mieszkańców, korzystając z metod czasem mocno nieprofesjonalnych. Z drugiej strony, co pokazuje Piątek, idee obecne w BOS-ie były ideami światowymi i nowoczesnymi, inspirowanymi Le Corbusierem (którego w pewnym momencie autor nazywa po prostu „Corbu”), a pomysłowość twórców i twórczyń odbudowy była niezwykła i też dzięki niej odbudowa Warszawy nie trwała - jak niektórzy zakładali - czterdziestu lat. Choć - to jest ważne pytanie w kontekście tej książki - czy odbudowa Warszawy się skończyła? „Warszawa w budowie” to nazwa miejskiego festiwalu, krytycznie opowiadającego co roku pewien wybrany wyciek warszawskiego życia, ale też nazwa, która sugeruje, że cały czas jesteśmy w procesie, który rozpoczął się po hekatombie II wojny światowej. Dużo do myślenia daje mi książka Grzegorza Piątka i jestem mu za to wdzięczny.

Autor pootwierał wiele drzwi i okien „Najlepszym miastem świata” i choć chwilami można mieć pretensje do zbyt jednak nużących fragmentów, gdzie z detalami rozwodzi się nad konstrukcją konkretnego budynku, czy konsekwencjami niektórych decyzji, to powstała książka ważna, bo każda osoba ją czytająca może wybrać coś dla siebie. Czasem lekka i potoczysta, momentami techniczna i pozbawiona literackiej lekkości, sama w sobie pokazuje, że pisanie o powojennych czasach jest niezwykle trudne, bo trzeba pogodzić ze sobą radosną wizję tysięcy zaangażowanych w odbudowę stolicy jej mieszkańców i mieszkanek z przytłaczającą, smutną opowieścią o trudach życia na gruzach i stalinowskich czasach. Książka, której nie można przegapić. Niezależnie od miasta, w którym się mieszka. Bo przecież napis „Cały naród buduje swoją stolicę” wciąż widnieje na budynku przy rondzie de Gaulle’a, w którym znajduje się m.in. salon Empiku.

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.