Śledztwo w bibliotekach

Książki w skórzanych oprawach budzą respekt. Oprawne tomy encyklopedii, ważne dzieła prozatorskie czy okolicznościowe wydania, w których zwierzęca skóra posłużyła do podkreślenia zbytkowości i wyjątkowości egzemplarza. Fascynują białe kruki przechowywane w specjalnych gablotach, do których dostęp mają nieliczni, jak Megan Rosenbloom, która jeszcze jako studentka bibliotekoznawstwa trafiła w pewnym filadelfijskim muzeum na zbiór książek oprawionych… ludzką skórą. Były one dziełami lekarzy, autorów traktatów o anatomii, którzy zamówili egzemplarze jako ozdoby ich bibliofilskiej kolekcji. „Traktat podstaw anatomii człowieka” oprawiono w skórę żołnierza wojny secesyjnej, który trafił pod opiekę lekarza-bibliofila. Tak przynajmniej wynikało z opisu, który poznała Rosenbloom zanim postanowiła powiedzieć - sprawdzam. Śledztwo w sprawie książek oprawionych w ludzką skórę opisane w „Mrocznych archiwach” (tłum. Agnieszka Sobolewska) to niezwykle wciągająca opowieść nie tylko o książkach i kolekcjonerach, ale też historia medycyny, stawiająca pytanie o rozliczenie przeszłości.

Bibliopegia antropodermiczna - to określenie łączy w sobie książkę (biblion), mocowanie (pegia), człowieka (anthropos) i skórę (derma). Do stworzenia takiej książki potrzebne są przynajmniej dwie osoby - dawca (w domyśle ofiara) i oprawca (dwuznaczność tego sformułowania jest tu bardzo pomocna), jeden tekst, umiejętności techniczne i potrzeba posiadania w kolekcji czegoś niezwykłego, przyprawiającego niejednego kolekcjonera o przyspieszenie bicia serca. Kim są ci ludzie i czyja skóra posłużyła do oprawienia książek zebranych w filadelfijskim muzeum? Nie będzie szczególnym spoilerem, jeśli trochę uspokoimy przyszłych czytelników i czytelniczki tej książki mówiąc, że w większości przypadków okazywało się, że książki były oprawiane skóra innych niż człowiek zwierząt. Ale dlaczego potrzebna była legenda? I co mówi o jej twórcach? To fascynująca historia gdzieś spomiędzy wciągających historii o książkach, opowieściach o szarlatanach i ludziach pozwalających sobie na więcej niż wszyscy dookoła.

Mroczne archiwa książka

„Byliśmy w Oświęcimiu”

Jest w „Mrocznych archiwach” też polski wątek. Anatol Girs był zapalonym bibliofilem, drukarzem, wydawcą i typografem. Był Polakiem o szwedzkich korzeniach, a urodził się na Krymie na początku XX wieku. „Żydzi uważali mnie za antysemitę, endecy za Żyda albo masona” - mawiał. W 1938 roku założył własne wydawnictwo - Oficynę Warszawską. Poza pojedynczymi pocztówkami Girsowi nie udało się opublikować żadnej książki przed wojną, zapewne firma wciąż pracowała na zleceniach przygotowując skład i druk książek dla większych wydawców. Z bycia wydawcą się jednak nie wyrasta i tuż po wojnie, w Monachium, Girs wydaje zbiór wspomnień obozowych „Byliśmy w Oświęcimiu”. To zbiór tekstów - jak pisze Rosenbloom - „trzech ocalałych Polaków o nieżydowskim pochodzeniu, początkowo podpisanych tylko numerami obozowymi. Jednym z nich był Tadeusz Borowski”.

Książka ukazała się w nakładzie 10 tysięcy egzemplarzy, a Girs wpadł pomysł, który z dzisiejszej perspektywy możemy ocenić jako co najmniej kontrowersyjny. Otóż część nakładu została oprawiona w pasiaki obozowe, w kilka okładek wpleciono fragmenty drutu kolczastego, a jedną oprawiono skórą z płaszcza esesmana. Książka była biznesową porażką, a finalnie większość jej egzemplarzy została zniszczona w bostońskim magazynie, do którego trafiły po przeprowadzce wydawcy do Stanów Zjednoczonych. Córka Girsa, Barbara przechowywała w domu kilka wyjątkowych egzemplarzy „Byliśmy w Oświęcimiu”, w tym jeden oprawiony bladobrązową skórą. Twierdziła, że „ojciec powiedział jej, że książka jest oprawiona w ludzką skórę”.

Wielka opowieść o etyce zawodowej

Rosenbloom, która w „Mrocznych Archiwach” udowadnia, że nie znane są - wbrew pozorom - żadne książki wydane przez nazistów w tej ekskluzywnej i okropnej jednocześnie oprawie, pyta: „Czyżby jedyny znany przykład książki antropodermicznej z tego okresu wyszedł nie spod ręki nazistów, lecz ocalałych?”

W finale tej historii okazuje się, że Barbara Girs posiadała w domu tom wierszy Borowskiego również wydany przez ojca i oprawiony w króliczą skórę. A to tylko jedna z dziesiątek opowiedzianych w „Mrocznych archiwach” historii.

Anthropodermic Book Project, w ramach którego badacze i badaczki szukają książek oprawionych w ludzką skórę i weryfikują legendę, to nie tylko kwestia pewnej elementarnej uczciwości wobec zmarłych, ale i wielka opowieść o etyce zawodowej, o stosunku do ludzkiego ciała wśród lekarzy, ale też i kolekcjonerów, którzy żyją w przekonaniu, że posiadają w domu fragment ludzkich zwłok zamieniony w niezwykle drogi przedmiot. Rosenbloom w tej fascynującej książce jest zarówno reporterką, naukowczynią jak i filozofką zadającą ważne etyczne pytania. To wbrew pozorom nie jest książka sensacyjna. Choć opowiada o sensacyjnym temacie, to przypomina nam, że w legendzie tkwi nie tylko ziarno prawdy rozumianej jako fakt, ale też ziarno prawdy o nas, naszej empatii, stosunku do przedmiotów, historii i przeszłości. A w efekcie jest to książka o śmierci, fascynacji nieśmiertelnością, która stoi za tymi niezwykłymi dziełami.

Na półce popularnonaukowych reportaży jest ciasno i wszyscy autorzy próbują nas przekonać do tego, że ich próba opisu świata jest zarówno fascynującą opowieścią jak i czymś, co wniesie coś nowego i ważnego do naszego postrzegania rzeczywistości. Megan Rosenbloom ta sztuka się udaje - jest zarówno sensacyjnie, reportersko, kryminalnie, historycznie jak i poważnie. Bardzo warto.

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.