„Jesień”. Recenzja

Akcja (jak we wszystkich dobrych książkach – mizerna) „Jesieni” rozgrywa się pomiędzy dwiema osobami: ponad stuletnim Danielem Gluckiem, który pogrążony we śnie przebywa w domu spokojnej starości, i trzydziestoletnią Elisabeth Demand, która zaprzyjaźniła się z Danielem jako dziecko, ponieważ ich domy sąsiadowały ze sobą. Teraz kobieta czuwa przy łóżku śniącego starca, myśląc o tej z lekka dziwnej więzi, która ją ukształtowała. Daniel we śnie przeżywa własne wspomnienia, a w tle Wielka Brytania szykuje się do Brexitu i rozprawy z emigrantami. Dodatkowym planem są lektury, które towarzyszą parze przyjaciół przez całe życie i biografia Pauline Boty, zapomnianej artystki z nurtu pop-art. 

 

Powieść, w której nie wszystko jest na talerzu

Niezbyt długa, pięknie opowiedziana i przede wszystkim literacka książka – mam już trochę dosyć powieści pisanych tak, żeby natychmiast dało się je sfilmować czy przerobić na serial. U Smith nie widać tych ambicji, i bardzo dobrze. Warto zapamiętać natomiast, że „Jesień” jest pierwszą częścią planowanego na cztery pory roku cyklu, może nabrać więc dodatkowych, że tak powiem, barw, w zestawieniu z kolejnymi odsłonami.

Smith pisze tak, żeby czytelnik musiał wykonać pewną pracę, nie podaje wszystkiego na talerzu. Nie wiemy na początku kim jest śpiący staruszek, dlaczego młoda kobieta siedzi przy jego łóżku, jakie płoty przedzielają angielską wioskę, w której znajduje się dom opieki i rodzinny dom Elisabeth. Słowo „Brexit” nie pojawia się chyba ani razu, jeżeli już, to bardzo późno w powieści. Miłość Daniela do Pauline pojawia się w kilku ulotnych wzmiankach, chociaż oboje dostają dużo miejsca w świecie przedstawionym. Jednocześnie nie jest to narracja wymagająca nadludzkich zdolności interpretacyjnych, autorka sprawnie wyważa ją pomiędzy zaintrygowaniem a satysfakcją czytelnika z rozszyfrowania subtelnych sygnałów.

Jesien - okladka

Niecodzienna przyjaźń

Na pierwszy plan wysuwa się przyjaźń dziewczynki z mocno starszym panem – kiedy się poznają, Elisabeth ma około dziesięciu lat, Daniel dobiega osiemdziesiątki. Dziewczynka w ramach zadania domowego ma przeprowadzić wywiad z sąsiadem, jej matka nie jest zachwycona tym pomysłem, uważa bowiem, że Daniel jest gejem i, ogólnie, dziwnym starcem, który ma ściany domu obwieszone sztuką i kiedyś zdjął buty w galerii. Niezbyt oczywista znajomość okazuje się więzią na całe lata, nawet jeżeli te upływają bez intensywniejszych kontaktów. Daniel rozmawia z Elisabeth o książkach, sztuce, pozwala jej formułować własne tezy i uczy nietypowych ścieżek myślenia, jest dyskretnym mentorem i odskocznią od dość mieszczańskiego domu, w którym króluje telewizor i programy o antykach. Jednocześnie, co szalenie mi się podobało, Elisabeth jako dorosła kobieta nawiązuje lepszy kontakt z matką. Wraca do dziecinnego pokoju, żeby mieć bliżej do domu opieki, ale zapatrzona w śpiącego Daniela patrzy też świeżym okiem na kobietę, która ją wychowała. Dostrzega jej inteligencję, humor, ogromną wiedzę na temat kolekcjonerskich przedmiotów ukrytych w brytyjskich domach i łapie się na myśli, że zawsze uważała matkę za głupią – być może niesłusznie.

Zupełnie urzekający jest wątek późnego romansu matki z jej idolką z dzieciństwa, gwiazdą młodzieżowego musicalu, spotkaną na planie programu o poszukiwaczach antyków. Panie zamieszkują razem i razem protestują energicznie przeciwko zamykaniu uchodźców w ośrodku ogrodzonym podwójnym, elektrycznym płotem. Rzucają w druty kupionymi okazjonalnie bibelotami, pochodzącymi z czasów, kiedy ludzie byli lepsi i bardziej tolerancyjni (to ich własne słowa, można się spierać co do tego, czy takie czasy istniały – Smith bardzo sprytnie wplata w tę opowieść wątek Rastusa, stereotypowego Murzyna z opakowania płatków śniadaniowych).

 

Kobiety wyrastające ponad swoje czasy

Kolejny istotny wątek obraca się wokół autentycznej postaci Pauline Boty, jednej z nielicznych artystek z nurtu pop-art, fetyszyzującego kobiety, ale rzadko dającego im znaczący głos. Boty jest obecna w powieści podwójnie: jako nieodwzajemniona (i adorowana na dystans) miłość Daniela i jako przedmiot pracy doktorskiej Elisabeth, która domyśla się, że jej sąsiad wie o artystce coś więcej. Czytelnik cały czas oczekuje, że romantyczna historia fascynacji wypłynie na wierzch, jednak Smith nie daje mu tej satysfakcji. Siedząca przy szpitalnym łóżku Elisabeth dziwi się wzmiance pielęgniarki o wojennych przeżyciach Daniela, potem uświadamia sobie, że tak naprawdę niewiele wie o jego długim życiu, które było bardziej skomplikowane niż mogła to zrozumieć kilku- i kilkunastoletnia dziewczynka. W sennych wspomnieniach Daniela pojawia się kwestia internowania ojca podczas II wojny światowej (Niemiec w Anglii), opowieść o młodszej siostrze, niezwykle zdolnej i będącej wzorem dla starszego, nie tak inteligentnego brata. Siostra, której imienia stary człowiek już nie pamięta, i Pauline Boty to postaci dodające „Jesieni” feministycznego sznytu, wyrastające ponad swoje czasy, zupełnie zapomniane, chociaż jedna z nich osiągnęła pozorną sławę. „Nie ma w pop-artcie żadnej kobiecej artystki i nie może pani w związku z tym napisać na ten temat doktoratu” – mówi promotor Elisabeth, odrzucając sztukę Boty jako wtórną, nieciekawą, powtarzającą dokonania mężczyzn. Elisabeth twardo stawia na swoim, grożąc zmianą promotora.

 

Gry literackie u Ali Smith

Trzeci plan to książki, którymi „Jesień”, rozpoczynająca się parafrazą „Opowieści o dwóch miastach” Dickensa, jest bogato inkrustowana. Pierwszy sen Daniela przypomina scenę z Odysei, kiedy Nauzykaa znajduje na plaży nagiego rozbitka. Figura plaży i dziewczyny powraca za sprawą Mirandy – Elisabeth czyta „Nowy wspaniały świat”, odsyłający oczywiście do szekspirowskiej „Burzy”, której fragmenty niczym echo pojawiają się w tekście Smith, komentując nowy, wspaniały świat stojący u progu Brexitu, zostawiający na plażach ciała topielców i odwracający wzrok. W „Jesieni” przywoływane są też „Metamorfozy” Owidiusza, większość snów Daniela w którymś momencie koncentruje się wokół przemiany ludzkiego ciała w drzewo/drewno, co z kolei kieruje czytelnika w stronę „Makbeta” (ten trop potwierdza rozmowa Daniela z Elisabeth o człowieku z pistoletem i człowieku, który idzie na wojnę przebrany za drzewo). Smith wplata literackie odniesienia bardzo umiejętnie, czytelnik, który ich nie rozpozna, nadal ma szansę cieszyć się książką, którą co najwyżej uzna momentami za niezrozumiale (ale atrakcyjnie) poetycką.

Wzruszająca, ale nie sentymentalna, aktualna, ale nie nachalnie polityczna. Wprawdzie „Jesień” jest z pewnością najbardziej czytelna w Wielkiej Brytanii, ale sprawdza się też w innych kontekstach – jest jednocześnie uniwersalna i specyficzna. Przy okazji, na najprostszym poziomie, jest to powieść feministyczna i stojąca mocno po stronie integracji oraz elementarnej, ludzkiej przyzwoitości, powiedziałabym: humanistyczna.

 

Więcej artykułów o książkach i recenzji nowości wydawniczych znajdziecie w naszej Pasji Czytam.