Na pierwszy rzut oka nie widać, że jej mózg działa inaczej, Addie jest w wysokofunkcjonującym obszarze spektrum. Ale to nie chroni jej przed łatką dziwaczki i osoby nieprzewidywalnej. Co z tego, że w konkretnym momencie siedzi cicho i czyta o rekinach, skoro za chwilę może zerwać się z miejsca i zaskoczyć nauczycielkę serią pytań?
Addie jest izolowana przez rówieśników i rówieśniczki (jej najlepsza przyjaciółka wybiera sobie nową koleżankę, zainteresowaną lakierami do paznokci i chłopakami, a nie żarłaczami tygrysimi), ale, co dziwniejsze i kluczowe - także przez nauczycielkę prowadzącą jej klasę. Pani Murphy jest fanką rutyny, dyscypliny i robienia rzeczy w jeden, określony sposób - określony przez nią. Addie pisze nieczytelnie? Pani Murphy drze na oczach klasy jej wypracowanie i nieprzeczytane wyrzuca do kosza. Mnożenie rozwiązane prawidłowo, ale nie pod kreską, według wzoru? Ta praca nie mogła być wykonana samodzielnie. Pani Murphy doskonale wie, że Addie jest autystyczna, wcześniej uczyła Kelly. Nie zamierza natomiast wierzyć w nowe mody diagnostyczne i naginać swojego pedagogicznego doświadczenia do potrzeb jednej, nietypowej dziewczynki. Nie zauważa i nie zamierza zauważyć, że Addie bardzo wiele umie i jej bezgraniczne zaangażowanie w interesujące ją tematy - na przykład zainicjowany przez panią Murphy cykl zajęć o szkockich „czarownicach”, czyli kobietach oskarżanych o uprawianie magii - mogłoby być ożywcze dla całej klasy.

Iskry w mojej głowie książka

Ksiażka „Iskry w mojej głowie” Elle McNicoll jest niedługa - to sto osiemdziesiąt stron w małym, uroczym formacie (należącym do Serii z Poczwarką, polecam zobaczyć jej logo). Jest natomiast bardzo starannie przemyślana, skonstruowana i angażująca emocjonalnie. Widzę w niej trzy główne wątki.

Po pierwsze, autorka ustami Addie rozwiewa wiele przekonań i mitów otaczających autyzm. Addie uparcie tłumaczy każdemu, że nie ma autyzmu, ale jest autystyczna i że stanowi to kluczową różnicę. Jej oprogramowanie neurologiczne działa w odmienny sposób, przez co dziewczynka inaczej odbiera rzeczywistość. Mocniej czuje smaki, zapachy, fakturę przedmiotów, drażnią ją intensywne dźwięki i światło, czyli rzeczy, na które osoby neurotypowe ledwo zwracają uwagę. Nie przepada za dotykiem, nie umie interpretować złożonych komunikatów emocjonalnych, szczególnie płynących od ludzi słabo jej znanych. Ale to nie znaczy, że nie czuje i nie rozumie emocji, jak przyjęło się mówić o autystach i autystkach.

Po drugie, McNicoll pisze o olbrzymich kosztach, które ponoszą osoby w spektrum starające nie rzucać się w oczy. Mamy tendencję do chwalenia i priorytetyzowania takich mechanizmów: o proszę, jest austystyczny/a, a siedzi grzecznie w ławce i radzi sobie znakomicie w szkole pełnej rozwrzeszczanych dzieci i migających jarzeniówek. Ponad wszystko lubimy takie osoby, które potrafią się przystosować do warunków w gruncie rzeczy mało odpowiadających czyjemukolwiek wyobrażeniu komfortu. Skonstruowaliśmy sobie maksymalnie opresyjny świat i udajemy, że jego ramy nie robią nam codziennie siniaków. Addie i Kelly są wykończone wyuczonymi zachowaniami, które mają minimalizować odbieranie ich jako „dziwnych”. Zasadnicze pytanie zadawane przez autorkę brzmi: co by się stało, gdyby zrobić w systemie miejsce dla wszystkich, także tych, którzy mają inne potrzeby niż te uznawane za „normalne”? Czy przypadkiem wszystkim nie byłoby wygodniej?

Trzecia nitka to opowieść o inności spychanej na margines. Nie tylko Addie i Kelly są inne, nie tylko kobiety, które kiedyś zostały zamordowane w ramach polowań na „czarownice”. Audrey jest inna, bo przyjechała z Londynu, ubiera się nietypowo i mówi z odmiennym akcentem. Emily jest inna, bo słabo radzi sobie z czytaniem (prawdopodobnie jest dyslektyczką), a cała jej rodzina traktuje to jako wstydliwy sekret. Inna jest pani Jensen, mieszkająca sama w domu w lesie. Inna jest Nina, która nie idzie na studia, bo woli być influenserką, pokazującą na instagramie nowe makijaże. Być może coś takiego jak norma nie istnieje w nas, tylko w społeczeństwie. I może dopasowanie się do niej nie powinno pochłaniać tak dużo energii.

Bardzo dobra lektura dla dzieci - szkoda, że w szkole nadal muszą czytać „Opowieści z Narnii” i Mikołajka, zamiast zająć się czymś bardziej wartościowym i opisującym ich doświadczenia, a nie przemyślenia starców sprzed dekad.

Tłumaczenie: Małgorzata Glasenapp.

Więcej artykułów o książkach znajdziecie w pasji Czytam.