Miejsce wygnania

Żydowskie miasteczko żyło rytmem wyznaczanym świętami, postami, dniami ważnymi i tymi trochę mniej. Żyło w zgodzie ze słowami zapisanymi w księgach i cudem natury, która rok w rok domagała się od człowieka tego samego. W podolskich Liściskach, podobnie jak w innych żydowskich miasteczkach, wciąż jeszcze pamiętano Pokutne Dni, zwane też Strasznymi Dniami, które nadchodziły po Nowym Roku. „Przebrane w żałobną biel miasteczko skuliło się w sobie, wymodliło, wygłodzilo w poście, potem zbudziło się, otarło łzy i żyło dalej”. Ludzie widzieli jak nadchodził, wlókł się „pustymi ulicami, chudy i biały kloc, w buciorach ściągniętych z jakby kogoś większego…”. Niesłyszący olbrzym przyciągał uwagę, „gadano, po co przyszedł i właściwie kto to”. Nie wyglądał na żebraka, dezertera, ani tym bardziej na goja. Z jakiej rodziny był? W końcu wielu wyjeżdżało. Jedni po chasydzku udawali się na wędrówkę, inni - bardziej nowocześni - do Ameryki. Jednych gnał głód fizyczny, innych - duchowy. A on przyszedł do Liścisk, zapomnianej na pustkowiu „arki skleconej z krzywych chałup rękoma pokoleń”, wybrał je na miejsce swojego wygnania, bo „skoro i tak każdy Żyd żyje na wygnaniu, żadna to różnica, gdzie go pochowają”.

Jest 5671 rok, co w gojskim świecie oznacza 1910 rocznicę przyjścia Jezusa na świat. W Liściskach w jako takiej harmonii żyją ze sobą goje, chasydzi i zwykli Żydzi chodzący na co dzień do synagogi, a nie do dworu cadyka rew Gerszona. Choć są też i tacy, jak prosty acz zamożny młynarz, który na wszelki wypadek odwiedza oba te miejsca i rozdaje pieniądze jednym i drugim. Ale wróćmy do niego, olbrzyma o rękach „kowala lub drwala”. Powiedli go do besmedryszu, niewielkiej chasydzkiej bóżnicy o „schludnym, ale prostym wnętrzu”. Przypatrywali mu się nieufanie, ktoś klasnął mu znienacka koło ucha, szeptano czy to Tehilim Jid, „półgłupek wędrowny”, zbieg, szpieg… Z werdyktem czekali jednak na słowa świątobliwego, miejscowego cadyka, człowieka wielkiej wiary i - nie jak inni jego odpowiednicy - żyjącego w nieprzesadnej zamożności.

- Jego tułaczka trwa dłużej, niż wam się wydaje - orzekł cadyk. I wtedy reb Jakow dostrzegł w przybyszu „iskrę przedwiecznego blasku”. Ale gdy olbrzym próbował się podpisać, wzbudził oburzenie. Skreślił najpierw jedną literę - bejt - literę błogosławioną. Zaraz po niej drugą - jud - będącą początkiem „najświętszego ze świętych” ciągu liter oznaczających święte imię. Nawet cadyk był zirytowany. Nadał mu imię „Rafael”, co znaczy „Pan uleczy”. Ale czy Pan uleczy Rafaela? Niedługo okaże się, że tym, który leczy jest właśnie Rafael.

Szwung żydowskich powieści

Maciej Płaza stworzył niezwykła przypowieść o golemie, która w swoim arcydzielnym języku przypomina szwung żydowskich opowieści, który mogą Państwo znać m.in. z „Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk. Opowieść o niewielkiej wspólnocie żydowskiej nie zamyka się jednak w odtwórczej cepeliadzie, a ujawnia krytyczny lub przynajmniej sceptyczny stosunek narratora do życia chasydów - mężczyzn, którzy dla obcowania z sacrum oddalają od siebie wszystko to, co ziemskie. Mężczyzn, którzy traktują źle kobiety, nie dbając o ich potrzeby. Jak jeden z ważniejszych chasydów na dworze liścickiego cadyka, Jakow, który traci żonę, bo chce być tak cnotliwy, że nigdy nie uprawia z nią seksu.

Pobrzmiewają tu pogłosy historycznych wydarzeń, jak choćby pogromu kijowskiego w 1905 roku, w którym ginie drugi mąż córki cadyka, czy rosyjskiej polityki wobec Żydów, ale jednocześnie jest to powieść oddalona w czasie, dziejąca się w przestrzeni zarówno realnej jak i łatwo poddającej się mitologizacji. Wraz z Płazą i golemem zaglądamy do żydowskich domów, przyglądamy się ich obyczajom, rytuałom i codzienności, rozpoznajemy konflikty, którymi żyją rodziny i cała społeczność. I jesteśmy świadomi tego, że muszą przyjść gorsze dni, bo taki jest żydowski los. I taki jest ten mit. Czas jest bowiem przedpogromowy.

Jest w „Golemie” niezwykła scena, gdy pijany Berwid, miejscowy rzeźnik skłócony z młynarzem wchodzi w tłum chasydów świętujących Purim. Nikt mu nie przeszkadza, chodź było oczywiste, że idzie prosto na cadyka, „który stał nieporuszony wśród przerażonego rozbiegowiska”. Dopiero, gdy Berwid zbliża się do „świątobliwego”, tłum chasydów rusza do ataku. Byliby zabili pewnie rzeźnika, gdyby nie Rafael, odgradzający go od wściekłego tłumu. A wszystko to dzieje się w dniu upamiętniającym zabicie Hamana, „pierwszego i niestety!, ostatniego dotąd prześladowcy, któremu Żydzi wymierzyli zasłużoną sprawiedliwość”. Haman wciąż będzie ostatni.
 

Golem Maciej Płaza
 

Zapowiedź Zagłady

„Nastał czas wielkiej próby, czas zaćmienia Boga” - choć historia opowiedziana przez Płazę w „Golemie” dzieje się kilkadziesiąt lat przed Zagładą, jest jej zapowiedzią. Ale patrząc z dzisiejszej perspektywy jest też opowieścią o współczesności, w której jesteśmy w czasie wiekiej próby. Czy odkryjemy Golema wśród nas? Przecież - jak pisze narrator książki - „musi zdarzyć się coś niepojętego, by ludzie odzyskali wiarę”. Nie tylko w Boga, ale i drugiego człowieka, naszą wspólną przyszłość. Czy Golem jest „cadykiem na nowe czasy”? To filozoficzne pytanie dzisiaj jest bardzo aktualne - komu chcemy powierzyć władze w niespokojnych czasach? Fanatykom, a może ludziom świadomym swoich słabości i tą świadomością silnym? Pozornie „Golem” dotyczy też naszych czasów.

Oczywiście jest „Golem” opowieścią w niesamowity wręcz sposób odtwarzającą życie żydowskiego miasteczka, czułą w opisach, erudycyjną, poetycką i melodyjną. Umiejętności stylizacyjne Płazy są niezrównane i podziwiać je można było w poprzednich książkach - „Skoruniu” i „Robinsownie w Bolechowie”. Jednocześnie ponad trzysta stron jednolitej stylistycznie książki przytłacza i trochę nudzi w lekturze, zwłaszcza że dość przewidywalna to opowieść. Osobiście lubię, gdy literatura zbliża nie tylko do dawnych światów, ale próbuje je opowiedzieć całkiem na nowo. Perspektywa „Golema” to wciąż perspektywa męska, tylko marginalnie krytyczna wobec mitu i ukazująca cierpienie dzieci i kobiet, samolubność oddania się religii, egoizm mistyków, którzy - parafrazując Płazę - w nieustannym olśniewaniu się blaskiem znaleźli sposób na pozornie niewinną ucieczkę od świata. I choć jedną z kluczowych postaci powieści jest Szira, dwukrotnie owdowiała córka cadyka oraz jej matka, która „miała w sobie mądrość, cierpliwość i oddanie żydowskich kobiet, o których opowiada Tora”, to wciąż jesteśmy uwięzieni przez historię i zdeterminowani przez obowiązującą narrację. A przecież proza może wykraczać poza to, co było, pokazując to, co mogłoby być.

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.