„Calypso”. Recenzja

Jako licealistka z ambicjami bardzo lubiłam czytać Hrabala, ponieważ wydawał mi się niesamowicie śmieszny – wiecie, Czechy, piwo, pijackie przygody, więcej piwa, jak się człowiek napije, to w Kersku też jest Kilimandżaro i tak dalej. Kiedy zajrzałam do niego po latach, przeraziłam się – nie dlatego, że są to książki złe, wręcz przeciwnie. Ale one są przeraźliwie smutne. To, co wcześniej wydawało mi się zabawne, teraz odczytałam jako ocierającą się o groteskę ucieczkę przed okrucieństwem egzystencji. „To życie jest do szaleństwa piękne, nie żeby było, ale ja tak je widzę” – mówi stryj Pepin (cytuję z pamięci). W wieku 38 lat odczytuję tę frazę jako heroiczną, nie komiczną. Ustawiam ją na mentalnej półce obok zdania z Blaise’a Cendrarsa, weterana okopów pierwszej wojny światowej – „Roześmiejmy się czym prędzej, żeby nie zapłakać”. I do obu panów dołączam wypuszczonego właśnie na polski rynek przez nowopowstałe wydawnictwo Filtry Davida Sedarisa i jego „Calypso”.

Calypso okładka

Błyskotliwa i zabawna proza Sedarisa

„Calypso” to zbiór autobiograficznych szkiców, w których Sedaris opisuje swoją żyjącą rodzinę: trzy siostry, brata, ojca, zmarłą wiele lat temu matkę i najmłodszą siostrę, Tiffany, która popełniła samobójstwo. Sedarisowie niewątpliwie wpisują się w definicję słowa „ekscentrycy” – mocno ze sobą związani ale też dziko niezależni, wykonujący wolne zawody, zamożni, zdolni więc z pełnym zaangażowaniem oddawać się swoim dziwactwom. David kupuje willę nad morzem, żeby spędzać w niej czas z rodziną i partnerem – tak jak za nastoletnich lat. Jak ją nazywa? „Szkwałkał” (brawurowe tłumaczenie Piotra Tarczyńskiego wyczarowuje to słowo ze swojskiego, chociaż zagranicznego „Shitstorm”). Teraz wszyscy mogą się spotykać i snuć długie, absurdalne rozmowy, którym Sedaris poświęca obszerny rozdział, zastanawiając się nad wyrwanymi z kontekstu fragmentami konwersacji, które zdarza mu się usłyszeć. „Któregoś popołudnia wróciłem z roweru, wszedłem do salonu i usłyszałem Ann mówiącą do Joan, swojej matki, która też była wtedy u nas:  >>Czy dotyk iguany nie jest po prostu boski?<< Pamiętam, że pomyślałem sobie: Ludzie, kim wy jesteście? Tej samej nocy, po kąpieli, usłyszałem, jak pyta: >>No ale nie mogę tego zrobić z wielbłądziego masła?<<”. W innym rozdziale, moim najulubieńszym, opisuje sesje zakupowe, które odbywa z siostrami w drogich butikach w Japonii i nie tylko. „Które z nas pomyślałoby w dzieciństwie, że wylądujemy akurat w Japonii, ubrani kosztownie jak pacjenci psychiatryka i będziemy się tak świetnie ze sobą dogadywać? Ta właśnie refleksja uderzała nas kilka razy dziennie: Zobaczcie, jak nam się potoczyło życie! Co za niespodzianka!”. Możecie przeczytać też o liście słów, które powinny zostać zakazane, o karmieniu skropuchy jaszczurowatej zamrożonym guzem (własnym), o uzależnieniu od opaski liczącej kroki, o wyrzucaniu na trawnik jedzenia dla lisów, o kwestiach łączących się z niskim wzrostem… Proza Sedarisa jest błyskotliwa, zabawna, skrząca się od ironii i pięknych zdań. Nic, tylko w jakiś sposób zapisać się do tej rodziny! A jednak.

 

Nie taka idealna rodzina

Nie przypadkiem zaczęłam tekst Hrabalem i Cendrarsem – u Sedarisa jest podobnie. Możecie nad nim prychać, śmiać się na cały głos w pustawej kawiarni (to ja, przepraszam), podsyłać fragmenty znajomym, ale nie da się przeoczyć faktu, że za uroczymi praktykami braci i sióstr skrywają się lęki i traumy. David nie umie rozmawiać z ojcem-republikaninem, krytycznie nastawionym do zawodowej działalności syna. Tematem tabu jest i był alkoholizm matki, który Sedaris widzi dopiero z oddalenia, spowodowanego najpierw wyprowadzką z rodzinnego domu, a potem stosunkowo wczesną śmiercią matki. Także życie i śmierć Tiffany nie pasują do obrazka, na którym wszyscy są może trochę dziwaczni, ale przecież kochani i kochający. Opis ostatniego spotkania brata i siostry jest jak cios w brzuch, kiedy bawimy się w najlepsze. Co? Co tam się wydarzyło? Chyba coś źle przeczytałam? Nie. Po prostu ramka rodzinnego zdjęcia ma w sobie zadry i wystające gwoździe. Kupowanie przedziwnych spodni i nocne zbieranie śmieci w przydrożnych rowach mogą przykryć rozpacz, ale jej nie zneutralizują. Roześmiejmy się więc, zanim zapłaczemy, bo tylko tyle możemy zrobić.

Więcej recenzji książek znajdziecie w naszej Pasji Czytam.