Autor: Wojciech Szot / Kurzojady.pl

 

Po raz pierwszy w 1975 roku. Ma 4 lata i wsiada do małego samolotu, który zabierze go do Yale. I byłaby to piękna bajka, gdyby nie to, że Yale znajduje się w Kanadzie i jest szkołą z internatem. Świecką. Ale nie wiem, czy to jest jakiekolwiek pocieszenie.

 

Patrzę na premiera Kanady Justina Trudeau. Googluję sobie jego wesołe skarpetki, niedbały styl, „casual Friday” na każdy dzień tygodnia. To taki miły i dobry człowiek. To taki piękny i dobry kraj ta Kanada. Kilku znajomych wyemigrowało, dostali nowe życie i mogą wziąć śluby, których w Polsce nikt im nie chce udzielić. Mogą się też rozwijać w społeczeństwie wrażliwym i czułym na krzywdę innych. Niezwykle otwartym i różnorodnym. To jest jakaś prawda o Kanadzie. Joanna Gierak-Onoszko w książce „27 śmierci Toby’ego Obeda” pokazuje we wstrząsającym reportażu, że nie jedyna. „Ale prawda mniej nadaje się do lajkowania”.

 

27 śmierci Toby'ego Obeda

27 śmierci Toby'ego Obeda (okładka miękka)

 

Autorka opowiada z uwagą i zrozumieniem dla naszej niewiedzy historię… no właśnie, kogo? „Pierwsze Narody to wcale nie to samo, co rdzenni mieszkańcy. Obok nich są tu przecież mieszkający na północy Inuici i Innu, jak Toby oraz jego sąsiedzi, których lubimy nazywać Eskimosami. Dziś to słowo w Kanadzie także uznawane jest za obraźliwe: przypomina czasy, w których biały człowiek próbował narzucić autochtonom, kim mają być i jakie imię mają nosić”. Wcześniej napisze, że „Język ma przypominać o pierwszych gospodarzach”. Spora odpowiedzialność, nawet dla recenzenta. Zatem jest to historia ludzi, którzy z racji pochodzenia byli przechwytywani przez rasistowski system, który zakładał, że „wyprowadzi ich na ludzi”. Da jakiekolwiek wykształcenie, by w ramach quasi-niewolniczego systemu mogli pracować w zawodach niewymagających zbytnich kwalifikacji. Dzieci odbierano od rodziców, przewożono do szkół (często prowadzonych przez kościoły i organizacje religijne), gdzie były torturowane, gwałcone, bite, poniżane, dehumanizowane. Po latach odzyskują głos i walczą o sprawiedliwość. Ale nie tylko oni - kobiety Pierwszych Narodów masowo ginące z rąk białych, uprzywilejowanych mężczyzn, osoby nieheteronormatywne, zmuszane do życia niezgodnego ze swoimi potrzebami… Joanna Gierak-Onoszko sprawnie opowiada zarówno o przyczynach, źródłach historycznych, opisuje kaźnie i dramaty ludzkie, ale też problematyzuje - pokazuje debatę o wolności słowa i odpowiedzialności za nie. Bo czy biały, uprzywilejowany mężczyzna może uczynić głównym bohaterem swojej książki Innuitę? Może mówić za niego? A czy autorka może wytatuować sobie kruka, opiekuna ludu Haida, jak premier? Nie u Toby’ego Sicksa, prowadzącego odpowiedzialny zakład tatuatorski.

 

Zawsze istnieje pokusa, by skupić się na przemocy. Przemoc jest atrakcyjna literacko i chyba wszyscy się co do tego zgodzimy. Można zapełnić dziesiątki stron kolejnymi plagami egipskimi i jak w „Małym życiu” biczować bohatera zawsze, gdy już wypływa na powierzchnię. Można przez wiele stron iść śladami ukrywających się na mokradłach Tutsi, można w końcu oddać głos sprawcom, co też się zdarza. Joanna Gierak-Onoszko sprawnie omija wszystkie rafy, które na tym oceanie problemów się pojawiają. Nie za wiele, ale też nie na miękko. Będziemy mieli łzy w oczach, ale na chwilę, bez kiczu. Głos ofiar wybrzmi mocno i zdecydowanie, w odpowiednich proporcjach wydarzy się wszystko, co w dobrym reportażu być powinno - autorka opisuje własne zaangażowanie, odsłania momentami swój udział w tej historii, ale nie skupia na sobie uwagi, za co jestem wdzięczny, bo ja mam serdecznie dość reporterów, którzy opisują siebie jakby byli równie ciekawi, jak świat, który chcą przedstawić. Nie są. Może odrobinę za mało tu sprawców od strony kościoła, czuję pewną dysproporcję na linii państwo-kościół, ale myślę, że wynika to ze specyficznej perspektywy, mocno kanadyjskiej, gdzie to jednak państwo najbardziej czuje się odpowiedzialne za ofiary, bo to system państwowy oddał „opiekę” nad słabszymi w ręce instytucji kościelnych. W Polsce zdaje mi się, że opowiedzielibyśmy to trochę inaczej. Pisze autorka, że w Kanadzie „umożliwia się zabranie głosu”, a nie „decyduje się kto ma prawo o czym mówić”. Ale czy na pewno? Nie do końca jestem przekonany.

 

Gdy doszło do momentu przeprosin, wszyscy byli w stresie. Obed mógł odrzucić przeprosiny premiera i miał do tego prawo. Premier przeprosić musiał. A jak zachowa się facet, któremu system zabrał wszystko, nawet nogi i rękę? Mógł zrobić wszystko, wolny człowiek w wolnym kraju. Toby Obed spotkał się z Justinem Trudeau jeszcze za kulisami. Kanadyjski premier przytulił bojownika o uznanie krzywd dzieci i dorosłych, którym kanadyjski system wyrządził nieodwracalne szkody. I nastała zgoda. To fragment bajki, choć wydarzył się naprawdę, zarejestrował go mikrofon, mamy dowód. Ale za tym stoją milionowe odszkodowania, wiele lat walki i zbiorowa potrzeba odkupienia win.

 

A teraz wracamy do Polski i czekamy. Na naszego Obeda. A póki co przeczytajcie tę fantastyczną książkę.

 

Ta niezwykły reportaż został nominowany do Nike 2020. Koniecznie zapoznaj się także z innymi nominacjami do Nagrody Nike 2020.