Te sformułowania są, zdaniem Catte, świadomie mylące i rozmydlające istotę problemu. W Stanach Zjednoczonych w latach 1927-1967 wysterylizowano legalnie około 60 000 osób, nie pytając oczywiście o zgodę samych zainteresowanych (a często nawet nie informując ich, że zostali sterylizacji poddani – część operacji opisywana jest w dokumentacji medycznej jako zabieg usunięcia wyrostka robaczkowego). To nie był ustawodawczy wypadek przy pracy, ale efekt starannie przemyślanej, wieloaspektowej polityki społecznej, odpowiadającej duchowi czasów i ówczesnemu kategoryzowaniu pełni człowieczeństwa poszczególnych grup ludności – a w tym przypadku jej braku. Sterylizacja w Virginii była projektem modernizacyjnym, mającym wyrwać stan z południowego konserwatyzmu, kojarzonego z zacofaniem, i wskazać drogę innym społecznościom (tak się zresztą, niestety, stało).
Catte w czterech krótkich rozdziałach opisuje, jak Virginia postanowiła oczyścić i unowocześnić swoje społeczeństwo, eliminując z niego niepożądane elementy – czyli osoby czarne i tzw. białą hołotę.
Pierwsze stanowią zagrożenie, ponieważ istnieją, są prymitywne i szybko się mnożą (język eugeniki jest bardzo brutalny i nie stroni od zwierzęcych metafor), zagrażając słusznej dominacji białych. Nie trzeba więc szczególnie mocno uzasadniać decyzji o ich sterylizacji.
Dla białej hołoty powstaje natomiast pożyteczna, pojemna i elastyczna kategoria „słabych na umyśle” oraz rozmaite hierarchie umysłowej niepełnosprawności (która nie ma zbyt wiele wspólnego z tym, jak rozumiemy ją dzisiaj). Zazwyczaj są to po prostu osoby biedne, niewykształcone i na różne sposoby zmagające się z ciężarami wiejskiego życia. Szczególnie często trafiają do tej kategorii kobiety wielodzietne czy zachodzące w ciążę poza małżeństwem. Nikogo nie interesuje osoba ojca czy wręcz informacja o gwałcie/przemocy seksualnej.
Umysłowo słabych poddaje się bezdyskusyjnej sterylizacji, która ogranicza przekazywanie fatalnych genów (ojcowie eugeniki, interpretując po swojemu badania Mendla, uznają, że kretyni płodzą kretynów, stuprocentowo i bez wyjątku, przy czym żałosnej kondycji dzieci nie jest w stanie zmienić ani edukacja, ani rozwój w bardziej sprzyjającym środowisku). Ogranicza też przyszłe wydatki na instytucjonalną opiekę nad „kretynami”. Mistrzowie eugeniki, zakochani w ekonomii i matematyce, prowadzą absurdalne wyliczenia: ile setek upośledzonych jednostek się NIE urodzi do roku, powiedzmy, 2000, ile milionów dolarów zaoszczędzi skarb państwa etc. Eugenika wydaje im się znakomita, czysta, oparta na niepodważalnych tezach naukowych. Siebie widzą oczywiście jako ludzi z zupełnie innego porządku, nieskazitelnych moralnie i genetycznie, przeznaczonych do zaludniania ziemi (dlatego mogą pozwolić sobie na romanse i nieślubne dzieci).
Virginia ma też inne asy w rękawie: oszałamiająco detaliczne przepisy, określające rasę (ani kropli krwi innej niż biała do kilku pokoleń wstecz, wyjątkiem jest tzw. prawo Pocahontas, pozwalające „białym” na posiadanie 1/16 krwi rdzennych Amerykanów) i przesiedlenia z terenów, które okazują się atrakcyjne turystycznie. Oczywiście ludność z gór jest praktycznie zawsze „słaba na umyśle”, najlepiej więc przesiedla się ją do zakładów pracy, po uprzedniej sterylizacji.
Catte zwraca też uwagę na aspekt ekonomiczny całego przedsięwzięcia, ukryty w cieniu rasizmu, ale równie istotny. Twórcy nowoczesnej Virginii regularnie podkreślają, że sterylizacja oraz zamykanie wybranych ludzi w rozmaitych instytucjach, gdzie będą leczeni pracą (uff), przynosi pożytki w każdym aspekcie. Nie ma dodatkowych kretynów, są znakomici i wydajni pracownicy oraz pracownice, którym ciąża nie zakłóca cyklu roboczego (eugenicy roją użytecznie, że skoro głupie kobiety z białej hołoty mogą urodzić tyle dzieci, to być może mają jakiś specjalny gen, który pozwala im także ciężej pracować). Jednym ze sztandarowych przedsięwzięć „leczenia pracą” był Western State Hospital, aż do późnych lat 60. działający jak olbrzymie, samowystarczalne przedsiębiorstwo rolnicze. Wszystkie prace wykonywali bezpłatnie pacjenci, od polowych poprzez kuchenne, konserwatorskie aż po zajmowanie się prostymi czynnościami pielęgnacyjnymi przy ciężej chorych. Praktykę tę zlikwidowało nie tyle przekonanie, że wykorzystywanie w ten sposób ich pracy jest naganne, ile zmiany w prawie pracy, zabraniające świadczenia pracy bez wynagrodzenia.
Tutaj właśnie Catte zadaje boleśnie trafne pytanie o spuściznę sterylizacji i ustaw czystościowych. Tereny szpitala są obecnie przekształcane przez dewelopera w luksusowy hotel i obiekty rekreacyjne – miasto sprzedało inwestorowi także cmentarz, gdzie leży około 3000 pacjentów szpitala, często bezimiennych. Na terenach, z których wysiedlono „górskich głupków” (najciekawszy rozdział pokazuje, jak te społeczności były badane i dokumentowane przez samozwańczych etnografów i etnografki) dalej prosperuje park narodowy. Ofiary eugeniki niekoniecznie doczekały się sprawiedliwości, uznania swoich krzywd czy sprostowania oburzających diagnoz – natomiast z ich niewolniczej pracy nadal korzystamy my, uprzywilejowane warstwy: kupując historyczne nieruchomości w zaskakująco dobrym stanie (kto je przez lata konserwował?) czy spacerując z zachwytem po dziewiczych terenach i kojąc nerwy za pomocą kontaktu z przyrodą.
Świetnie sproblematyzowana, napisana z werwą i niekiedy zjadliwą ironią książka, w której autorka zapowiada we wstępie, że nie będzie się patyczkować z eugenikami i ich pamięcią oraz przyjmować perspektywy „ojej, no ale takie były czasy”. Co więcej, słowa dotrzymuje.
Więcej artykułów o książkach znajdziecie w pasji Czytam.
Przekład: Rafał Lisowski
Komentarze (0)