Światowy bestseller Koniec z nędzą słynnego amerykańskiego ekonomisty Jeffreya D. Sachsa ze wstępem Bono ukaże się w Polsce 9 maja nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN. Koniec z nędzą przetłumaczono do tej pory na 14 języków. Książka, wydana w USA po raz pierwszy w kwietniu 2005 r., osiągnęła sprzedaż ponad 150 tys., ponad 60 tys. w Wielkiej Brytanii i nadal budzi olbrzymi zainteresowanie.

O książce
W Końcu z nędzą Jeffrey D. Sachs w wizjonerski sposób opisuje jak do 2025 roku wyeliminować głód, choroby i analfabetyzm na świecie. Autor dokonuje podziału świata na różne kategorie ekonomiczne, a następnie analizuje, dlaczego w ciągu ostatnich 200 lat niektóre kraje osiągnęły potęgę gospodarczą, a niektóre wciąż nie mogą wyjść z ubóstwa. Na podstawie własnych doświadczeń i odniesionych sukcesów z Boliwii, Polski, Rosji, Indii, Chin i Afryki prezentuje sposoby rozwiązania problemów ekonomicznych, politycznych, społecznych i środowiskowych.

Obecnie co roku na całym świecie umiera ponad 8 milionów ludzi. Czy możemy położyć temu kres? Konkretne pomysły dotyczące likwidacji ubóstwa pojawiły się w trakcie pracy nad projektem Milenijnym ONZ, którym kieruje Sachs. Według ekspertów świat bez głodu i nędzy będzie kosztował ok. 135 mld $ rocznie, co stanowi 27% wydatków USA na potrzeby militarne. Sachs uważa, że bogate kraje muszą zainwestować te pieniądze w rozwój krajów ubogich. W swojej książce pokazuje dlaczego warto podjąć wysiłek, aby pomóc krajom trzeciego świata - nie tylko z powodu moralnego obowiązku, ale ze względu na własne finansowe korzyści.

Koniec z nędzą, napisany w sposób przystępny dla szerokiego grona czytelników, można potraktować jako porywający wykład o odwiecznym marzeniu, które ma szansę wreszcie się spełnić.

Książka została opatrzona przedmową lidera zespołu rockowego U2 - Bono, który od lat aktywnie działa na rzecz likwidowania globalnych nierówności.

Fragment książki - Słowo wstępne autorstwa Bono

W długiej podróży do Afryki, dosłownie i na szczęście ponad burzowymi chmurami, śpi obok siebie dwóch mężczyzn. Jeden jest w miarę starannie ogolony, wokół ma porozkładane papiery. Ubrany jest w ciemny garnitur, oczy ma lekko podkrążone z niedospania, a w głowie aż za dużo myśli, nawet na tak dużą głowę. Ten drugi wygląda na kogoś z cyganerii. Nieogolony, nieuczesany, ze śladami zmęczenia na młodej twarzy, jakby był w podróży od wielu dni. Wygląda jak antyreklama lotów: spędzanie zbyt wielu godzin w powietrzu może źle wpływać na zdrowie. Kiedy się zbudzi, stewardessa poprosi go o autograf. Skonsternowany i ubawiony, wskazuje na faceta obok w ciemnym garniturze, śpiącego wśród papierów. Ten, który się obudził, to ja. Pozwólcie, że się przedstawię. Nazywam się Bono. Jestem studentem i gwiazdą rocka. Mężczyzna obok mnie to Jeffrey D. Sachs, wielki ekonomista, od kilku lat mój profesor. Za jakiś czas jego autograf będzie warto wiele więcej niż mój.

Teraz pozwólcie mi opowiedzieć, jak zaczęliśmy tę podróż. Trzeba się cofnąć do czasów, zanim Jeff Sachs został dyrektorem Instytutu Ziemi w Uniwersytecie Columbia. Zanim przeprowadził się do Nowego Jorku, żeby zostać specjalnym doradcą sekretarza generalnego ONZ, Kofiego Annana. Spotkaliśmy się jeszcze w Cambridge, Massachusetts, kiedy pod opieką Jeffa kończyłem trzeci rok studiów w Kennedy School of International Development w Uniwersytecie Harvarda. Mój wielki przyjaciel, Bobby Shriver, poradził mi, abym specjalnie spotkał się z Jeffem, żeby się od niego dowiedzieć, o czym w ogóle będę mówił, kiedy wybiorę się na Wzgórze Kapitolińskie prowadzić, w ramach „Jubileuszu 2000”, lobbing za anulowaniem zadłużenia LDC [least developed countries - kraje najmniej rozwinięte] u krajów OECD. Tak oto znalazłem się w świecie akronimów w towarzystwie człowieka, dla którego za tymi akronimami kryły się możliwości do wykorzystania - możliwości uzyskiwania wielu rzeczy dla bardzo wielu ludzi, którzy ich potrzebują.
Głód, choroby, śmierć, a więc skutki skrajnego ubóstwa, to zniewaga dla nas wszystkich. Dla Jeffa jest to trudne, ale dające się rozwiązać równanie. W równaniu tym kapitał ludzki spotyka się z kapitałem finansowym, a strategiczne cele bogatego świata z nowego rodzaju planowaniem w biednym świecie.

Jestem piosenkarzem i mam ucho do melodii. Wielkie idee mają wiele wspólnego z wielką melodią: pewną klarowność, nieuchronność, utrwalanie się w pamięci... nie można ich wyrzucić z głowy, kiedy już się tam zagnieżdżą... Idee przedstawione w tej książce to niedokładnie to samo, co wspólne śpiewanie, ale jest w nich - jak w melodii - motyw, którego nie da się wyrzucić z pamięci: koniec ubóstwa. Jest to wyzwanie, które trudno jest zignorować.

Trudno jest ignorować Jeffa. Kiedy ma jakieś wystąpienie publiczne, muszę tam być z nim (podążam za nimjak The Monkees gonili za Beatlesami). Jego głos brzmi silniej niż każda gitara elektryczna, dźwięczniej niż heavy metal. Ma on zacięcie dramatyczne, jest pełen wyrazu, ożywiony. W retoryce brakuje mu umiaru, ale logika jego rozumowania jest rygorystyczna. Bóg dał mu może głos z wbudowanym wzmacniaczem, ale w tym, co mówi, liczą się tylko argumenty.

Jest nie tylko ożywiony; jest pełen gniewu. Ponieważ wie, że wielu kryzysów w świecie rozwijającymsię m ożna uniknąć. Patrzenie na ludzi stojących w kolejce, trójkami, do łóżka po to, żeby na nim umierać - dwie osoby na łóżku, jedna pod nim - w szpitalu w pobliżu Blantyre w Malawi i zdawanie sobie sprawy z tego, że tak nie musi być, dla większości z nas jest nie do zniesienia. Ja jestem zdruzgotany.

Jeff jest kreatywny. Jest ekonomistą, potrafiącym ożywić dane statystyczne, które przecież dotyczą życia ludzi. Potrafi oderwać się od liczb i za arkuszami bilansowymi dostrzegać ludzkie twarze, rodziny takie jak jego własna, która trzyma się razem w wędrówkach do najdalszych zakątków świata. Pomaga nam uzmysłowić sobie, co to naprawdę jest brak sensu: na choroby, którymm ożna zapobiegać i które można leczyć - AIDS, malarię, gruźlicę - codziennie umiera 15 tysięcy Afrykanów z powodu braku leków, a my uważamy to za coś oczywistego.

Same dane statystyczne pozbawiająznaczenia ideę, do której wielu z nas bardzo się przywiązało - ideę równości. To, co się dzieje w Afryce, jest szyderstwem z naszych nieszczerych zapewnień, podaje w wątpliwość nasze zabiegi i stawia pod znakiem zapytania nasze przywiązanie do całej koncepcji równości. Gdybyśmy byli uczciwi, to w żaden sposób nie moglibyśmy dochodzić do wniosku, że do masowych zgonów ludzi, dzień po dniu, dopuszczono by gdziekolwiek indziej. Na pewno nie w Ameryce Północnej czy w Europie, czy w Japonii. Cały kontynent bucha płomieniem? Gdybyśmy naprawdę w głębi duszy uważali, że życie każdego z nich - życie Afrykanów - jest warte tyle, ile życie każdego z nas, to wszyscy robilibyśmy więcej, aby ugasić ten płomień. I to jest niewygodna prawda.
Jest to książka o alternatywie - o poczynieniu następnego kroku na drodze do równości. Równość to wspaniała idea, wiążąca się z wolnością, ale jest to idea, która nie urzeczywistnia się za darmo. Jeśli myślimy poważnie, to musimy być gotowi ponosić koszty. Niektórzy ludzie powiedzą, że nas na to nie stać. Nie zgadzam się z tym. Sądzę, że nie stać nas na to, aby tego nie robić. W świecie, w którym odległość już nie decyduje o tym, kogo się ma za sąsiada, płacenie za równość to nie tylko kwestia dobrego serca, ale i mądrości. Losy „mających” są nierozerwalnie związane z losami „niemających niczego”. Jeśli jeszcze o tym nie wiedzieliśmy, stało się to aż nadto oczywiste 11 września 2001 roku. Sprawcami ataków z 11 września może byli bogaci Saudyjczycy, ale pomoc i schronienie znaleźli oni w zrujnowanym, ubogim Afganistanie. Afryka nie znajduje się na linii frontu w wojnie przeciwko terroryzmowi, ale wkrótce może się na niej znaleźć..

„Wojna z terrorem jest powiązana z walką przeciwko ubóstwu”. Kto to powiedział? Nie ja. Ani nie żaden bitnik z grupy pacyfistów. Są to słowa sekretarza stanu Collina Powella. A kiedy wojskowy zaczyna mówić w ten sposób, może powinniśmy słuchać. Czy w pełnych napięcia, nerwowych czasach nie jest tańsze - i mądrzejsze - uczynienie z potencjalnych wrogów przyjaciół niż obrona przed nimi?

Pragniemy, aby bieg rzeczy był inny. Jednak myślenie życzeniowe akurat w tym przypadku nie jest pomocne; jest niebezpieczne. Plan przedstawiony przez Jeffa zawiera nie tylko koncepcję ścieżki krytycznej prowadzącej do osiągnięcia w 2015 roku założonego w Milenijnych Celach Rozwoju zmniejszenia ubóstwa o połowę - pod takimi założeniami podpisały się rządy wszystkich krajów świata. Jest to rodzaj podręcznika mówiącego o tym, jak moglibyśmy wykonać to zadanie, jak moglibyśmy, jako pierwsze pokolenie w historii, wykorzenić tego rodzaju skrajne, głupie ubóstwo, z powodu którego, w świecie obfitości, dzieci umierają z głodu lub na skutek choroby, której można zapobiec stosując szczepionkę za 20 centów.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które na to stać. Pierwszym pokoleniem mogącym rozplątać cały węzeł nierównego handlu, złych długów i po prostu braku szczęścia. Pierwszym pokoleniem, które jest w stanie położyć kres opanowanym przez korupcję relacjomm iędzy potężnymi i słabszymi częściami świata, gdzie przez długi czas tak źle się działo.

W rękach Jeffa możliwości dokonania czegoś, które możemy odczuwać jako nieznośne obciążenie, stają się przygodą, czymś wykonalnymi osiągalnym. Jego argumentacja jest jasna. Zmierzamy do jednego miejsca z różnych punktów wyjścia - on od rynków, ja z show-biznesu. Na szczęście, zgadzamy się, że potrzebne jest nam i jedno, i drugie. Jednak mimo całej książkowej siły przekonywania nie da się znaleźć odpowiedzi na pytanie najważniejsze ze wszystkich. Wymyka się ono wszelkim regresjom statystycznym, twierdzeniom matematycznym, badaniom terenowymi po prostu spada na nasze barki. Możemy być pokoleniem, które już nie akceptuje tego, że o życiu lub śmierci dziecka decyduje szerokość geograficzna, ale czy będziemy takim pokoleniem? Czy my, na Zachodzie, uświadomimy sobie ogromnaszych możliwości, czy będziemy drzemać w komforcie, jaki nam daje nasze bogactwo, pogrążeni w apatii i obojętności? Na AIDS, gruźlicę i malarię codziennie umiera 15 tysięcy ludzi - matki, ojcowie, rolnicy, pielęgniarki, mechanicy, dzieci. To jest kryzys Afryki. I choć nie jest to wiadomość podawana w wieczornym dzienniku i dlatego uważana za ważną - to jest nasz kryzys.

Przedstawiciele przyszłych pokoleń, przelatując wzrokiem strony tej książki, będą wiedzieli, czy odpowiedzieliśmy na to zasadnicze pytanie. Dowody znajdą w otaczającymich świecie. Osądzi nas historia, ale to, o czym się pisze w tej książce, zależy od nas: kim jesteśmy, kim byliśmy, za co chcemy być zapamiętani. Nie możemy powiedzieć, że nasze pokolenie nie wiedziało, jak to zrobić. Nie możemy powiedzieć, że nasze pokolenie nie mogło sobie pozwolić na zrobienie tego. I nie możemy powiedzieć, że nasze pokolenie nie miało dość rozumu, żeby to zrobić. To zależy od nas. Możemy dokonać wyboru: albo uchylamy się od odpowiedzialności, albo - jak proponuje tu profesor - dokonujemy zmiany paradygmatu.

BONO, 2004

PWN/M.W.