Anna Fox od miesięcy nie wychodzi z domu. Świat obserwuje przez ekran komputera i okna. Aż pewnej nocy zobaczy coś, czego nie powinna oglądać. Debiutancka powieść A. J. Finna jest jak filmy Hitchcocka – trzyma w napięciu, mnoży zagadki i nie pozwala się oderwać. „Kobieta w oknie” to światowy bestseller.

 

Kobieta w oknie” to Pana pierwsza powieść. Jak czuje się debiutant, o którego książce sam mistrz Stephen King mówi „nieodkładalna”?

Trudno mi powiedzieć, czy moja książka faktycznie jest arcydziełem… niemniej jednak bardzo się cieszę, że jest w ten sposób odbierana. Jestem bezgranicznie wdzięczny za wsparcie kolegów po fachu. Muszę przyznać, że dziwnie odnosić się w taki sposób do samego Stephena Kinga. Nigdy nie zapomnę poranka, podczas którego postanowiłem sprawdzić swoją skrzynkę odbiorczą i pośród e-maili zauważyłem ten zatytułowany Od Steve’a Kinga. Bardzo się wtedy zdziwiłem. Przypomniało mi się, że tak miał na imię lokalny kongresmen, więc założyłem, że to właśnie on pisze prosząc o finansowe wsparcie jego działań. Okazało się jednakże, że autorem listu był „ten drugi” Stephen King, który przeczytał „Kobietę w oknie” i pytał, czy chciałbym, aby opatrzył on powieść swoim komentarzem. Chyba jeszcze nigdy wcześniej tak szybko nie odpowiedziałem na wiadomość!

„Kobieta w oknie” to też tytuł czarno-białego filmu noir z 1944 r., czyli takiego, jakie najbardziej lubi główna bohaterka Pana powieści, psycholog Anna Fox. Czy ten film Pana zainspirował? A może „Okno na podwórze” Hitchcocka?

„Okno na podwórze” faktycznie stanowiło inspirację dla mojej książki. Pewnej nocy, w roku bodajże 2015, kiedy to rozłożony na mojej sofie oglądałem ten film, kątem oka zauważyłem błysk światła: była to moja sąsiadka z naprzeciwka, która włączyła lampkę w pokoju gościnnym. Jak to mamy w zwyczaju w Nowym Yorku, przyglądałem się jej przez moment, patrząc jak usadawia się w fotelu i kieruje pilota w stronę telewizora. Za moimi plecami Thelma Ritter wypowiedziała znamienną kwestię: „Wyczuwam w tym mieszkaniu problemy.” Powiedziała to do Jimmy’ego Stewarta, który wzdrygnął się w swoim wózku inwalidzkim. „Wyjrzyj przez okno. Widzisz rzeczy, których nie powinnaś. Widzisz problemy.” Kiedy odwróciłem się w stronę ekranu, aktorka patrzyła bezpośrednio na mnie. Pomyślałem, że to interesujące, że szpiegowałem sąsiadów dokładnie w ten sam sposób, w jaki Stewart szpiegował swoich.  

Nie powinno dziwić, że „Okno na podwórze” stanowiło inspirację dla tylu filmów i powieści, począwszy od „Świadka mimo woli”, a na „Dziewczynie z pociągu” kończąc. Założenia tego dzieła działają na wyobraźnię na niemal pierwotnym poziomie. W ludzkiej naturze leży zainteresowanie własnym otoczeniem oraz ludźmi, z którymi je dzielą. Uwielbiam też ton, tempo oraz oprawę starych filmów. Są stylowe, wyszukane, niespiesznie wprowadzają postacie i budują napięcie. Wiele nowoczesnych filmów pędzi naprzód bez wytchnienia, jakby zostały nagrane w pośpiechu, bez zastanowienia. Pisząc „Kobietę w oknie”, chciałem wzbudzić w czytelniku odczucia, jakie wywołują klasyczne filmy.  

Wspomniał Pan inny tytuł, który przychodzi do głowy podczas lektury, bestsellerową „Dziewczynę z pociągu” Pauli Hawkins. Anna, podobnie jak Rachel, obserwuje życie innych i jest świadkiem czegoś, czego nie powinna oglądać. Nie jest jednak świadkiem wiarygodnym – za dużo pije, nadużywa leków. Czytelnik też nie wie, czy do końca może ufać Annie. Dlaczego wybrał Pan taki sposób prowadzenia narracji?

Nadużywanie przez Annę substancji psychoaktywnych jest jednocześnie narzędziem prowadzenia narracji, jak i odpowiedzią na jej sytuację życiową – a przynajmniej mam taka nadzieję! Wiele opowieści z dreszczykiem, od dochodzeń policyjnych aż po opowieści o seryjnych mordercach czy thrillery psychologiczne, bazuje na postaciach, w przypadku których ocena sytuacji oraz działania są zaburzone właśnie przez alkohol; to sprawia, że czytelnik nie czuje się pewny tego, co czyta. Jest to więc stosowane przez autorów narzędzie, niejednokrotnie niezwykle skutecznie. Tak jak czytelnik nie wie, czy może w pełni zaufać Annie, tak ona nie jest przekonana, czy może w pełni zawierzyć samej sobie. Co równie ważne, Anna pije oraz nadużywa leków, aby poradzić sobie z życiem. Jeszcze do niedawna było ono pełne uniesień i wzruszeń, by w końcu stać się pustą i nudną egzystencją. Mam nadzieję, że jej zachowanie jest nie tylko przekonujące, ale i zrozumiałe.  

W „Kobiecie w oknie” czytelnik ma do rozwikłania dwie zagadki: co wydarzyło się w domu sąsiadów Anny, Russelów i dlaczego główna bohaterka cierpi na tak daleko posuniętą agorafobię, że w ogóle nie opuszcza domu. Czy ma Pan swój ulubiony wątek, który opisywało się Panu ze szczególną przyjemnością?

Podczas pisania „Kobiety w oknie” dowiedziałem się czegoś niezwykłego – pisanie faktycznie może być trudne! Nie zajmowałem się fikcją od czasów szkolnych, pisałem prace naukowe i recenzje książek. Uważałem, że komponowanie kolejnych zdań – a więc pisanie per se – nie sprawi mi problemów. Czułem, że więcej kłopotów przysporzy mi charakteryzacja oraz praca nad fabułą. Ku mojemu zaskoczeniu, postać Anny udało się nakreślić bardzo szybko, podobnie było z samą opowieścią. To właśnie samo pisanie okazało się najtrudniejszym z zadań!  

Niemniej jednak muszę przyznać, że wielką frajdę sprawiło mi pisanie ostatnich rozdziałów. W swoim życiu przeczytałem bardzo dużo thrillerów i powieści sensacyjnych, które traciły na jakości pod sam koniec. Moim celem było rozwiązanie akcji w sposób wysoce satysfakcjonujący dla czytelnika. Mam nadzieję, że mi się to udało.  

Anna Fox cierpi na zespół stresu pourazowego. „Zawsze mnie śmieszył ten tytuł, bo brzmi, jakby chodziło o jakąś hollywoodzką serię: „Podobały ci się Zaburzenia umysłowe 4? Zakochasz się w ko­lejnej części!” Jej kontakt ze światem to podglądanie sąsiadów i udzielanie porad na portalu internetowym. Czy jest to swego rodzaju metafora naszego świata – coraz częściej odgradzamy się od realnego świata, który przynosi cierpienie i przenosimy w świat wirtualny?

Doskonałe spostrzeżenie. Angielski powieściopisarz, E. M. Forster, słynący z pełnych współczucia i zrozumienia dla człowieka powieści, jak chociażby „Powrót do Howards End”, często wzywał swoich czytelników, aby traktowali się nawzajem z dobrocią, ciekawością i troską. W XXI wieku łączymy się ze sobą za pomocą internetu, jednak nasze interakcje są często nieprzyjemne, pozbawione troski oraz egoistyczne. Świat wirtualny jest miejscem, gdzie ludzie mogą przedstawić samych siebie oraz swoje życie w sposób inny niż ma to miejsce w rzeczywistości. W tym kontekście „Kobieta w oknie” skupia się na dwoistości postrzegania i rzeczywistości w świecie, którym rządzi pokój luster zwany internetem.  

Paula Hawkins, Gillian Flynn („Zaginiona dziewczyna”), Alice Feeney („Czasami kłamię”) – w ostatnich latach powstaje wiele świetnych thrillerów z kobiecymi bohaterkami, pisanych przez kobiety. Dlaczego Pan zdecydował się opowiedzieć historię kobiety i to z jej punktu widzenia?

Może to brzmieć nieco nieprawdopodobnie, jednak gdy w moich myślach pojawiła się Anna, była ona pełnoprawną kobietą z jasno zarysowanymi cechami. Kiedy jednak dłużej się nad tym zastanowię, wydaje mi się, że był pewien powód, dla którego postanowiłem uczynić kobietę moją bohaterką. W wielu powieściach postacie kobiece – nawet protagonistki – spędzają wiele czasu zamartwiając się o mężczyzn, polegając na nich, czy też analizując korzyści wynikające ze związania się z którymś z nich. Wydaje mi się, że to sprawiło, że  Lisbeth Salander z „Dziewczyny z tatuażem” czy Amy Dunne z „Zaginionej dziewczyny” były tak intrygujące, były one ponad mężczyznami ze swego środowiska. Życie mojej bohaterki jest w nieładzie, głównie z jej własnego wyboru. Niemniej jednak, rozpoczyna osobiste śledztwo, rozwiązuje zagadkę i sprawdza swoje możliwości oraz ograniczenia – wszystko to bez pomocy mężczyzny czy jakiejkolwiek innej osoby. Może nie jest tak waleczna jak Salander czy tak owładnięta żądzą kontroli nad wszystkim jak Amy Dunne, jednak nie jest to też dama w opałach. Dlatego też w tytule nazywam ją kobietą, nie dziewczyną. Nie ma przecież nic złego w byciu dorosłym!

Czy to prawda, że na podstawie powieści powstanie film? Czy znając swoje postaci najlepiej, ma Pan jakaś wizję aktorów, którzy mogliby zagrać główne role? A może powinien powstać film czarno-biały, by najlepiej oddać klimat powieści?

Tak, to prawda! Zanim sprzedaliśmy jakiekolwiek prawa do publikacji, prawa do filmu zostały nabyte w drodze pierwokupu przez studio Fox 2000, twórców „Życia Pi“, „Mostu szpiegów“, „Gwiazd naszych winy“ i wielu innych produkcji. Producentem jest nagrodzony Oscarem Scott Rudin, odpowiedzialny za stworzenie takich filmów jak „To nie jest kraj dla starych ludzi“, „Grand Budapest Hotel“, „Dziewczyna z tatuażem“ i „The Social Network“. Scenariusz z kolei tworzy nagrodzona Pulitzerem pisarka Tracy Letts („Sierpień w hrabstwie Osage“).

Jeżeli chodzi o główną rolę, ja widziałem w niej jedną z sześciu aktorek, producenci wybrali jednak inną, siódmą, której nie brałem pod uwagę. Chciałbym raczej powiedzieć, kogo osadziłbym w tej roli, gdyby film ten powstawał pod nadzorem Hitchcocka sześćdziesiąt lub siedemdziesiąt lat temu – Gene Tierney. Nie była ulubienicą Hitchcocka, dlatego nie pracował z nią przy produkcji filmów, jednak jej życie było pełne bolesnych doświadczeń, które pozwoliłyby jej doskonale przygotować się do roli. Była symbolem tak opanowania jak i kruchości.  

Koncepcja filmu czarno-białego jak najbardziej do mnie przemawia. Mimo że Hollywood może się ze mną nie zgodzić, uważam że byłby to wspaniały styl dla ekranizacji mojej powieści.

Ma Pan już grono czytelników na świecie, niebawem z pewnością zyska też fanów w Polsce. Kiedy mogą spodziewać się kolejnej książki i czy ma Pan już na nią pomysł?

Jestem bardzo podekscytowany jestem faktem, że moja książka zostanie wydana także w Polsce. Kiedy dorastałem w Stanach, zawsze intrygował mnie ten kraj, zwłaszcza po przeczytaniu powieści młodzieżowej „Trębacz z Krakowa”, która była osadzona w XV-wiecznej Polsce. W latach młodzieńczych podziwiałem też geniusz Krzysztofa Kieślowskiego – zarówno w jego produkcjach polskich jak i francuskich. Historia Polski w dalszym ciągu mnie intryguje.

Mogę z przyjemnością obwieścić, że pracuję nad drugą książką. Jest to kolejny thriller psychologiczny, tym razem osadzony w San Francisco i inspirowany, choćby po części, twórczością Agaty Christie i „Hrabią Draculą”. Mam nadzieję, że czytelnicy niedługo będą mieli okazję się z nią zapoznać.