Rozmowa z Natalią Szostak

Twoja powieść opiera się na trzech kobietach – nastoletniej Mariannie, jej mamie Hance i babci Alicji. Skąd pomysł na takie wielopokoleniowe kobiece trio?

  • Zaczęło się od Marianny. Wiedziałam, że w jej życiu jest coś nie tak, że musi się przeciwko czemuś - albo komuś - buntować. Trzeba było znaleźć powód. Przyszła mi do głowy postać Alicji, babci, która niezbyt dobrze się czuje w tej roli, spełnia się gdzie indziej. Ale dlaczego Marianna nie mieszka z rodzicami? No i tu pojawili się Hanka i Grzegorz, którzy wyjechali, żeby zarobić pieniądze na spłatę długów. Nie miałam więc od początku w głowie, że napiszę o trzech pokoleniach kobiet. Ta historia rozwijała się we mnie powoli.

Do której z bohaterek „Zguby” emocjonalnie jest Ci najbliżej? A może – czy którejś z nich „użyczyłaś” coś z siebie?

  • Najwięcej czułości i empatii mam wobec Marianny. Jest najmłodsza, najbardziej bezbronna. Dorośli mają jakiś - nawet jeśli tylko iluzoryczny - wybór. Mogą wyjechać, rzucić wszystko. Dzieci muszą się podporządkować temu, jaki świat urządzili im dorośli. To frustrujące. Ale oczywiście każdej z tych bohaterek dałam coś z siebie. Pokoleniowo najbliżej mi do Hanki. Podobnie jak ona kiedyś wyjechałam do Wielkiej Brytanii do pracy. Najstarsza, Alicja, ma moje obsesyjne dbanie o porządek w kryzysowych momentach. Każda jest trochę mną, żadna nie jest zupełnie mną. Nie chciałam pisać autobiografii.

A ojciec Marianny? Nie przebierając w słowach – to trochę taki życiowy nieudacznik, który opiera się na żonie i mamie, ale udaje, że wcale tak nie jest. Nie poświęcasz mu za dużo uwagi i czasu. Dlaczego? Myślisz, że dostał ich już wystarczająco dużo od Twoich bohaterek?

  • O widzisz, zupełnie nie zgadzam się z takim odbiorem Grzegorza. Jasne, parę rzeczy mu się nie udało, z niektórymi jego decyzjami trudno się identyfikować. Ale z drugiej strony wychował się w rodzinie, w której brakowało mu wzorców. W dorosłym życiu ułożyło się tak, że to przede wszystkim on miał odpowiadać za domowe finanse. Kiedy powinęła mu się noga, nie potrafił się do tego przyznać. Może bał się, że wtedy straci w oczach żony?

    Tak czy siak Grzesiek jest dla mnie - przynajmniej do pewnego stopnia - ofiarą patriarchatu. Ale książek i filmów o mężczyznach w kryzysie powstało bardzo wiele. To nie był mój temat. Chciałam się skoncentrować na relacjach między kobietami.

     

Zguba Natalia Szostak
 

Główna bohaterka „Zguby”, Marianna, ma 15 lat. W jaki sposób budowałaś tę nastoletnią postać – bazowałaś na swoich wspomnieniach czy może musiałaś zrobić research wśród współczesnej młodzieży?

  • Hm, chyba najbardziej opierałam się na tym, co sama pamiętam z wczesnej młodości.. Oczywiście wiele się w międzyczasie zmieniło. Internet stał się ogólnodostępny, niemal każda nastolatka ma telefon komórkowy i tak dalej. Ale sądzę, że na poziomie emocji i intensywności przeżyć dzisiejsze nastolatki i te sprzed dwudziestu lat łączy bardzo wiele.

    Na wszelki wypadek poprosiłam o pomoc Maję Sołtysik, nastolatkę z Częstochowy, która prowadzi bloga CzyTaMaja.pl. Poznałyśmy się kilka lat temu na targach książki w Warszawie, później Maja była moją rozmówczynią do tekstu o nastolatkach lubiących książki. Kiedy skończyłam pisać, wysłałam jej “Zgubę”, żeby powiedziała, czy nic jej w książce nie zgrzyta. Maja miała kilka uwag, które oczywiście uwzględniłam. To mnie trochę uspokoiło.

Czy myślisz, że to nieuchronne i każdy z nas zgubi coś w drodze do dorosłości ALBO zgubi się w dorosłości?

  • Nie wiem, czy akurat dorastanie jest tutaj kluczowe. Na każdym etapie życia możemy się pogubić, nawet jeśli wydaje nam się, że mamy wszystko pod kontrolą, jak Alicja, która bardzo dba o swój wygląd, o porządek w mieszkaniu, o swoje sprawy zawodowe. Nie wszystko da się przewidzieć.

Czy te nasze życiowe „zguby” da się jakoś odzyskać?

  • Nie mam na to pytanie żadnej mądrej odpowiedzi oprócz mojego ulubionego: to zależy. Od naszych relacji, od starań, od wielu innych czynników, na które nie zawsze mamy wpływ. Mam nadzieję, że w rodzinie Alicji, Hanki i Marianny to się uda. Myślę, że warto próbować.

Przeczytałam niedawno w „Prawdziwej historii miłości” Alaina de Bottona, brytyjskiego pisarza i filozofa, że „chętnie traktujemy dzieci z dozą życzliwości, którą rzadko okazujemy naszym rówieśnikom. Byłoby jednak jeszcze lepiej, gdybyśmy byli odrobinę lepsi dla dziecięcych cech każdego z nas”. Może to jest jakiś sposób? Spróbować spojrzeć na siebie jako dziecko i obdarzyć to wspomnienie refleksją?

  • Ciekawy pomysł, ale szczerze mówiąc wydaje mi się to zbyt dużym uproszczeniem. Kiedy świat wali się na głowę - tak jak moim bohaterkom - trudno jest ratować się tym, że dostrzeżemy w sobie dziecko. Przynajmniej ja nie widzę, jak miałoby to pomóc.

To jeszcze na koniec, nieco przewrotnie – co znalazłaś, pisząc tę powieść?

  • Chyba przede wszystkim nową życiową drogę. Przez lata zajmowałam się pisaniem od strony dziennikarskiej. Zmyślanie było zakazane. Teraz okazało się, że nie tylko mogę zmyślać, ale całkiem sporo osób się w tym odnajduje, mówi, że oddałam ich doświadczenia, chce dyskutować o moich bohaterach jak o prawdziwych ludziach. Znalazłam więc zupełnie nowy rodzaj spełnienia. Fajne uczucie.

Więcej wywiadów znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.

Zdjęcie okładkowe: materiały GWF