„Fascynuje mnie badanie ludzkich umysłów” - mówi Katarzyna Bonda, autorka „Pochłaniacza” w rozmowie z Darią Bednarek.
Zygmunt Miłoszewski nazwał cię ostatnio „królową polskiego kryminału”. Byłaś zaskoczona?
Jestem obecna na rynku od lat i moi czytelnicy wiedzą, że marka Bonda znaczy jakość. Ale jednak tytuł królowej kryminału – zwłaszcza, kiedy przyznaje go światowej rangi pisarz Zygmunt Miłoszewski – to już inna historia. Zarumieniłam się z wrażenia, przyznaję. Co czuję? Dumę. Jak zwykle zrobiłam wyłom w literaturze kryminalnej. Jak zwykle zaryzykowałam i opłaciło się. „Pochłaniacz” zbiera same dobre recenzje. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że praca, którą wykonałam, opłaciła się.
Bohaterka „Pochłaniacza”, Sasza Załuska jest profilerką. Taka postać to novum na rynku polskiej literatury.
Profiler idealnie pasuje do fabuły kryminału. Profiler zadaje kluczowe pytanie: „dlaczego?”. W moich kryminałach dostajesz odpowiedź nie tylko „kto zabił”, ale też „jaka jest prawda”. Fascynuje mnie odkrywanie tajemnic, badanie
umysłów ludzkich (im mroczniej, tym ciekawiej – zawsze, nie ma wyjątków), ale pracować w policji bym nie mogła. Dlatego wybrałam postać Saszy jako substytut. Ona za mnie rozwiązuje te zagadki.
W „Pochłaniaczu” nie brak wątków społeczno-obyczajowych. Jaki jest twój portret Polaków?
Polska to kraj zamaskowanych wojowników. Wielu z nich było kiedyś po zupełnie innej stronie. Pewne grzeszki historyczne zostały zamiecione pod dywan, inne rozdmuchane do granic nieprzyzwoitości. Wciąż jest w nas sarmacka porywczość, waleczność pana Wołodyjowskiego, a jednocześnie kompleks „nigdzie”. Jesteśmy przejściówką między Wschodem i Zachodem. Nic dziwnego, że kiedy po upadku komunizmu zrobiła się luka, bo nowy system jeszczesię nie ustanowił, wielu przedsiębiorczych polskich zbójów (nie bójmy się tego
słowa) postanowiło zrobić na tym pieniądze. Jest to jeden, zresztą poboczny, wątek „Pochłaniacza”. Dodam tylko, że w przeciwieństwie do niektórych pisarzy kocham swój kraj, między innymi właśnie dlatego, że to wymarzona
kraina do osadzania opowieści kryminalnych.
Wciąż powtarzasz, że kryminałów się nie wymyśla. Co przez to rozumiesz?
Pisanie książek kryminalnych to wieloetapowa praca. Każdy może mieć pomysł na fabułę, ale tutaj ważniejsze jest wykonanie. Bo kryminał to tak naprawdę popis maestrii rzemiosła autora. Ja osobiście wszystko sprawdzam. Dokumentacja to moja ulubiona rozrywka przed etapem pisania. Konsultuję nie tylko dialogi, elementy kryminalistyczne, ale także życiorysy postaci, osobiście odwiedzam miejsca, w których dzieje się akcja. Wszystkiego, o czym czytacie w moich powieściach, osobiście dotknęłam, zbadałam, znalazłam w aktach prawdziwych spraw kryminalnych, potwierdziłam ich prawdopodobieństwo u ekspertów.
Niewielu autorów kryminałów w Polsce tak robi.
Wierzę, że takie badania zapewniają „mięso fabularne” powieści. Dopiero kiedy mam już zebraną masę krytyczną, siadam do pisania. Wtedy proces zapisu – mając ten bagaż doświadczeń, faktów i prawdziwych case’ów – jest
czystą przyjemnością. Mogę się wtedy skupić na języku, narracji, dopieszczać dialogi. Nie miotam się po omacku w fabule. To ważne, żeby pisarz wiedział, jaki ma azymut, by wiedział, co tak naprawdę chce opowiedzieć. Ja zawsze wiem, a jeśli nie wiem, nie zaczynam pisać. Dlatego też moje książki mają także walor poznawczy, możecie znaleźć w nich elementy niekryminalne, które ubogacą wasz bank danych.
Dziękujemy za rozmowę.
Zdjęcie: Bartek Syta
Komentarze (0)