Album „8” znowu przyniesie Kasi Nosowskiej bukiet nominacji do wszelakich muzycznych nagród, nie ma co do tego wątpliwości. Czy ona zwróci na to uwagę? Możliwe, że nie. Jednak fakt, że jest jednym z najważniejszych damskich głosów w polskiej muzyce pozwala jej skupiać się na tym co robi, a rzeczywistość dokoła traktować z lekkim dystansem. Nam opowiada o nowej płycie, braku pancerza i tęsknocie za lasem.

Jak wyglądała praca nad materiałem?

Cały materiał muzyczny powstał w domu Marcina Macuka, potem na czysto zarejestrowaliśmy go we Wrocławiu w studio Marcina Borsa, tam też  nagrałam wszystkie wokale.

Macuk miał wolną rękę, czy działał według twoich instrukcji?


W tym wypadku było różnie. W kilku przypadkach Marcin wcześniej dostał  teksty i prosiłam go żeby potraktował je w sposób szczególny, żeby muzyka odniosła się do ich treści, ale też pracowaliśmy w stary, sprawdzony sposób, czyli najpierw kompozycja, a potem tekst  tutaj starałam się jakoś skomentować muzykę słowami, dopasować, pożenić dwie sfery. Sama niestety nie posiadłam tego wielkiego daru i nie umiem komponować, nie umiem sposób dostateczny grać na żadnym z dostępnych na świecie instrumentów…

I Marcin przysyła Ci gotowe piosenki?

Nie, raczej zasypuje mnie setkami pomysłów typu fragment jakiegoś piana, albo melodia na gitarze, to są tylko zalążki, szkice kompozycji i dopiero później ja, kierując się wyłącznie intuicją wybieram to co mi się podoba i mówię mu „to tak, a to nie”. Były takie momenty, kiedy on się upierał, żebym coś wzięła, ale jeżeli mi się nie podobało to nie był takiej siły, żeby mnie przekonać. Nie twierdzę, że się na tym znam, wszystko opiera się na intuicji i przeczuciach, co może być dla piosenki dobre a co nie, ale to w końcu jest „solowa” płyta i dzięki temu mogę się tak szarogęsić (śmiech).

To chyba dobrze, dzięki temu podchodzisz do muzyki z takim samym nastawieniem jak twoi słuchacze…

To prawda, fakt że nie jestem zawodowym muzykiem sprawia, że nie czuję się zblokowana. Jestem odważniejsza i stać mnie na wyrażanie opinii, na które człowiek wykształcony muzycznie pewnie nigdy by się nie zdobył, bo przecież są „zasady”. Mnie tych zasad nie wpojono i mogę łamać różne przyzwyczajenia czy inne muzyczne tabu.

I znowu ten Bors?

Nie wyobrażam sobie, żebym miała kiedykolwiek przestać z nim pracować. Dopasowaliśmy się do siebie, to niemal karmiczny układ. Często poznając nowych ludzi trzeba się przedzierać przez kolejne warstwy ochronne. Z Marcinem tego nie było, od razu udało się przejść do sedna.

Teksty. Wciąż zadaje sobie pytanie, kto jest narratorem na tej płycie, czyja to opowieść? Trudno uwierzyć, że przez życie Katarzyny Nosowskiej przechodzą takie huragany…

Przez życie nie przechodzą, ale przechodzą przez głowę. Wiele bardzo poważnych refleksji się zrodziło na przestrzeni ostatniego roku, nic bardzo złego się nie stało, żadnych życiowych dramatów, jednak to był dość ciężki czas. Przeżywaliśmy wszyscy różne… kryzysy.

Czasami piszesz także o innych osobach?

Pewnie, zdarza mi się napisać tekst o czymś, co przydarzyło się mojej przyjaciółce. Mówię wtedy w jej imieniu i staram się zawrzeć w krótkiej opowieści stan jej duszy. A że jestem raczej empatyczną osobą to nie sprawia mi to żadnej trudności. Za każdym razem kiedy opisuję czyjąś historię to wyobrażam sobie siebie w tej sytuacji, to staje się mną, przerabiam to na poziomie emocji. To jest w pewnym sensie moja ułomność, ten brak pancerza, wszystko mnie dotyka, wszystko przeżywam i to mocno…

Mówiąc o tym nie czujesz, że za bardzo się odsłaniasz?

Nie. W piosenkach nie wstydzę się niczego. W życiu jestem raczej wycofana i nieśmiała, mam kłopot z asertywnością, nie umiem wprost powiedzieć, kiedy coś mnie uwiera. Pisanie jest jedyną przestrzenią gdzie czuję się bezwstydna i mogę pozwolić sobie na bycie cyniczną, albo poruszanie niepopularnych kwestii. Inna sprawa, że później, kiedy wszystko jest już napisane to boję się, czy ktoś będzie chciał takich rzeczy słuchać…

Siłą emocji zawartą w tekstach raczej nie pieścisz swoich odbiorców…

Właśnie pieszczę! Oni oczekują szczerości ode mnie i dokładnie to dostają. Moją krwawicę (śmiech). Kiedy śpiewam, nagrywam czy piszę to absolutnie się nie oszczędzam, to jest wszystko bardzo serio i to jest mój prezent i hołd dla publiczności. Jestem z nimi uczciwa. Nie sądzę, żeby lubili mnie gdybym była inna i starała się komukolwiek podlizać. Przeczuwam, że jest spora grupa ludzi, którzy boją się spotkania z moją muzyką. Może zdecydują się na to dopiero kiedy będą w moim wieku, może kiedyś pomyślą, że to jednak było ważne. Taka jestem, w takim jestem stanie i to opisuję. Chciałabym kiedyś napisać coś o… szczęściu (śmiech). Ale to jest temat dla mistrzów…

Ale na płycie są kompozycje, w których jesteś trochę inna…

Nie dołująca? (śmiech). No tak, rzeczywiście jest kilka takich fragmentów, może jeszcze jest dla mnie nadzieja. Zbliżałam się do tej magicznej granicy, za którą wszystko będzie inne i nowe. Czułam, że muszę w związku z tym podejmować pewne decyzje odnośnie tego gdzie i jak chcę dalej funkcjonować. A nie ma we mnie zgody na tę rzeczywistość, którą podają nam media. Świat wrze i pulsuje, to powoduje odwrót od własnej tożsamości, to nas jako ludzkość wykończy pewnego dnia. To szaleństwo, ten pęd, chęć posiadania jeszcze więcej, bycia jeszcze bardziej super. To się zaczęło dawno, ale teraz to już jest karykatura i ja chcę od tego uciec.

Do lasu?

Tak! Od dłuższego czasu ciągnie mnie do natury. Ona mnie wzrusza i daje poczucie równowagi, pozwala na funkcjonowanie bez definicji, co dla mnie jest bardzo ważne. Urodziłam się całkowicie niewinna, czysta tak jak wszyscy i dopiero później rodzice, szkoła, telewizja wpoili mi te niepodlegające dyskusji definicje. Dowiedziałam się co jest ładne, bez możliwości zdecydowania na własną rękę. Wsadzono mi do głowy, że to, co okrągłe jest idealne a to, co ma kolce jest groźne i trzeba tego unikać. Teraz czuję potrzebę, aby od tego uwolnić.

Pisząc piosenki myślisz o płycie jako o całości? Trzymasz się jakiegoś wątku?


Nie. Nigdy nie myślę w ten sposób, ani pisząc na płyty solowe ani dla Heya. Niczego nie zakładam, to się po prostu wydarza. Co nie zmienia faktu, że ten album jest spójny i ma taką nitkę, która wszystko spaja. Mój facet mówi nawet, że to jest concept album (śmiech). Ale nie było takiego planu.

Koncerty?

Oczywiście! Trasa startuje w październiku i będziemy grać na żywo dużo materiału z „8” i jest bardzo możliwe, że… nie będę już na scenie stała jak kołek! (śmiech).

Rozmawiał Piotr Miecznikowski
Fot. Supersam Music/Anna Głuszko-Smolik