Wywiad z Radosławem Sikorskim, Senatorem RP, byłym Ministrem Obrony Narodowej, korespondentem wojennym i laureatem nagrody World Press Photo oraz bohaterem książki „Strefa zdekomunizowana”.


Izabella Jarska: W książce „Strefa zdekomunizowana” wspomina Pan o brytyjskich elitach i ich związku z tradycją. Jak na tym tle ocenia Pan współczesną polską socjetę?

Radosław Sikorski: Jesteśmy narodem przetrzebionym i poharatanym. Studiując na Oksfordzie najbardziej zazdrościłem Anglikom tej ciągłości, którą oni biorą za coś oczywistego. College ze średniowiecza. Kościoły z księgami parafialnymi do XIV wieku wstecz, zwykłe domy na wsi z XVIII wieku. U nas jedynym miejscem, gdzie można się tak poczuć, jest Kraków.


Czy sądzi Pan, że polska inteligencja byłaby teraz inna, gdyby nie wypadki II Wojny Światowej, (w tym zbrodnia katyńska) i lata powojenne w PRL?

Wystarczy wyobrazić sobie jak wyglądałby polski krajobraz intelektualny, gdyby Władysław Bartoszewski nie był dziś rodzynkiem, lecz jednym z tysięcy podobnych polskich inteligentów.


Czy przywiązuje Pan wagę do tradycji i czy rażą Pana stwierdzenia, że „patriotyzm jest jak rasizm” i podobne?

Myślę, że takie sentymenty można zrozumieć u ludzi z krajów, które wywoływały wojny i popełniały zbrodnie. A nasz kłopot zawsze był odwrotny, to znaczy mieliśmy państwo, które było zbyt słabe instytucjonalnie i militarnie, aby obronić swych obywateli, także tych z mniejszości narodowych.


Czy sądzi Pan, że w Polakach drzemie jeszcze po trosze mentalność, jak sam Pan to określił, „sprytnego niewolnika”?

Mentalne wychodzenie z komunizmu będzie trwało tak długo jak sam komunizm. A zresztą ta mentalność sięga jeszcze czasów zaborów. Uderza mnie, że Polacy potrafią być tak bohaterscy na polu bitwy, a tak często nie starcza nam odwagi cywilnej, aby sprzeciwić się psuciu instytucji czy procedur.


W wywiadzie - rzece, którego jest Pan bohaterem, dużo uwagi poświęca Pan etyce, czy też kodeksowi zawodowemu dziennikarzy. Jak Pan ocenia polskich dziennikarzy?

Polskie media to mocna kotwica naszej demokracji. W ostatnich 15 latach nastąpił olbrzymi postęp. Media są pluralistyczne i żadne środowisko nie ma już monopolu na jedynie słuszne poglądy. Tabloidy, jak to tabloidy, przerysowują, ale wzmogły nadzór nad politykami. Dziennikarstwo śledcze zrobiło się bardziej profesjonalne. Natomiast ostatnio upolityczniły się media państwowe i znowu mamy tam do czynienia z dziennikarstwem dworskim.


Kto dla Pana jest autorytetem w polityce, a kto w dziennikarstwie?

W polityce, Władysław Bartoszewski i Jerzy Buzek, wśród dziennikarzy szanuję Piotra Gillerta, Bogdana Rymanowskiego i wielu innych.


Czy sądzi Pan, że zamożność jest w polskiej polityce ułatwieniem, czy przeszkodą?

Wywołuje zawiść, w której jako naród jesteśmy mistrzami świata. Natomiast pozwala na wolność dokonywania wyborów politycznych w zgodzie z własnym sumieniem.


Jaką Pan lubi literaturę, do których (jeśli w ogóle) autorów Pan wraca?

W samochodzie mam na stałe „Brewiarz Dyplomatyczny” Baltazara Gracjana z XVII wieku. Moją ulubioną powieścią ostatnich lat jest „Madame” Antoniego Libery. A z literatury obcej lubię Grahama Greene’a i Charles’a McCarrego. Ten ostatni napisał kultową powieść pt: „Lucky Bastard” o tym, jak Bill Clinton był agentem wpływu KGB, a Hillary jego oficerem prowadzącym. I wszystko się zgadza! Żartuję, naturalnie.


Swoje poglądy ocenia Pan jako konserwatywne, czy dotyczy to wyłącznie polityki, czy również innych sfer życia, jak na przykład religia, wychowanie dzieci, rola kobiety w rodzinie itp.?

Na zbyt wielki konserwatyzm, jeśli chodzi o rolę kobiety w rodzinie, to by mi żona nie pozwoliła! Ona gotuje, ja zmywam. Synowie uczęszczają do katolickiej szkoły dla chłopców, z której jesteśmy zadowoleni.


Nawiązując do bieżących wydarzeń - co w programie PO wydaje się Panu szczególnie ważne?


Przyspieszenie przejścia na armię zawodową i wyrwanie Polski z izolacji, w jakiej się znaleźliśmy przez nieprofesjonalnie prowadzoną politykę zagraniczną. Ale różnice między PiS i PO są przede wszystkim temperamentalne. Chodzi o to, czy mamy być normalnym europejskim krajem, czy areną permanentnej rewolucji. Czy modernizować kraj, czy realizować jakieś neosanacyjne mrzonki.


Czy liczy Pan, w wypadku wygranej Platformy, na kontynuację linii nakreślonej przez rząd Jana Olszewskiego, czy późnej rząd Kazimierza Marcinkiewicza, w których Pan uczestniczył (biorąc pod uwagę, że ten pierwszy został obalony również rękami niektórych z obecnych członków PO)?

To, co najbardziej popierałem jako członek rządu Jana Olszewskiego - wejście do NATO - zrealizowaliśmy w rządzie Jerzego Buzka. A lustrację ci sami ludzie znowu spartaczyli. Kazimierz Marcinkiewicz był doskonałym premierem na miarę 21 wieku i jeszcze nie powiedział w polityce ostatniego słowa.


A w przyszłości - czy rozważa Pan ubieganie się o fotel prezydencki?


Nie rozważam. Jedyne, co mnie zaprząta, to wybory parlamentarne i promocja „Strefy zdekomunizowanej”.


Rozmawiała Izabella Jarska