Opowiada o osobie i swoim rodzeństwie Richard Flanagan, syn australijskiego żołnierza, który podczas II wojny światowej trafił do japońskiej niewoli. Za Ścieżki północy, głośną powieść inspirowaną tymi wydarzeniami, łączącą love strony z opowieścią wojenną, w 2014 roku otrzymał Nagrodę Bookera.
W Ścieżkach północy opowiada pan o losach australijskich żołnierzy , którzy w czasie II wojny światowej w japońskich obozach byli wykorzystywani przy budowie Kolei Śmierci.
Projekt był faraoniczny - licząca 428 km trasa kolejowa miała przeciąć dżunglę w Syjamie, czyli dzisiejszej Tajlandii oraz w Birmie i miała zostać ukończona w niecały rok. W 1943 roku budowało ją przeszło ćwierć miliona niewolników. Pracowali bez maszyn i podstawowych narzędzi, często nawet bez ubrań. Liczbę ofiar szacuje się na 100-200 tysięcy. To więcej niż w Hiroszimie. Więcej niż słów w mojej książce.
Ta historia jest żywa w pana rodzinie...
Mój ojciec był jeńcem w obozie na Syjamie, więźniem 335. Przeżył, nie dał się cholerze i całemu obozowemu piekłu. Koniec wojny zastał go w kopalni na południe od Hiroszimy, gdzie wykonywał kolejną niewolniczą pracę. Jego relacje oraz to, o czym milczał, ukształtowały moje dzieciństwo i młodość. To samo dotyczy moich braci i sióstr. Jesteśmy dziećmi Kolei Śmierci. Podczas pisania powieści dużo rozmawiałem z ojcem o jego życiu w obozie, czasem o bardzo drobnych szczegółach, jak smród wydobywający się z kości, gdy tropikalny wrzód przeżarł już skórę, sposób, w jaki wapienne odłamki ranią bose stopy, smak kuleczek zjełczałego ryżu.
Pojechał pan do Japonii, by poznać relację drugiej ze stron: japońskich i koreańskich strażników.
Kilku strażników odmówiło mi spotkania. Są dumni z tego co robili, niczego nie żałują, umierają w spokoju, przekonani, że dobrze przeżyli swoje życie. U tych, z którymi rozmawiałem, wyczuwałem wyraźnie wstyd, jakże głęboką ludzką emocję, bardziej dojmującą niż wina, bo w przeciwieństwie do niej nie dającą się wytłumaczyć.
Co na to pański ojciec?
Zadzwonił w dzień mojego powrotu. Chciał się dowiedzieć, jak poszło. Miał 98 lat, był bardzo kruchy, ale jego umysł był jak brzytwa, a pamięć fenomenalna. Opowiedziałem mu o dobroci i uprzejmości, z jaką spotkałem się ze strony Japończyków. Zrelacjonowałem rozmowy ze strażnikami, włączając w to obozowego Iwana Groźnego, zwanego Jaszczurem. Po wojnie skazano go na karę śmierci po wojnie, ale dzięki amnestii wymknął się spod stryczka. Co mówili? - padło pytanie. Powiedziałem, że chętnie opowiadali o swoim życiu poza obozem, bo jeśli chodzi o życie w obozie, umykało im wiele szczegółów. Czułem jednak wyraźnie, że było im wstyd. Wyrażali smutek i przepraszali za to, co się stało, prosząc bym prośbę o wybaczenie przekazał ojcu. Nagle mój ojciec zamilkł, a po chwili powiedział, że musi iść i rozłączył się. Później tego dnia doznał stracił wszystkie wspomnienia dotyczące pobytu w obozach, przy czym te przedwojenne pozostały nienaruszone. W pewien abstrakcyjny sposób - tak jak wiemy, że byliśmy w łonie matki - wiedział, że był w obozach, ale nie pozostało z nich ani jedno wspomnienie. Jakby całkowicie uwolnił się od tego brzemienia.
Zmarł w dniu w którym skończył pan pisać tę powieść... Czy postać głównego bohatera, Dorrigo Evansa, chirurga, który heroicznym wysiłkiem w jenieckim obozie ratuje życie więźniów i dowiaduje się z listu o tragicznej śmierci swojej ukochanej, jest również inspirowana wspomnieniami pana ojca?
To opowieść, którą przekazali mi rodzice. Ich znajomy, pewien łotewski imigrant, którego wojna rozłączyła z żoną i wypędziła z rodzinnej wioski, wrócił do niej w 1945 roku. Powiedziano mu, że jego żona zginęła. Nie chcąc te temu wierzyć, przez dwa lata szukał jej po tej ziemi jałowej, jaką była powojenna Europa, jednakże bez skutku. W końcu uznał fakt jej śmierci. Wyemigrował do Australii, poznał inną kobietę, ożenił się i na świat przyszły ich dzieci. W 1957 roku przyjechał na krótko do Sydney. Idąc zatłoczoną ulicą, znienacka zobaczył zbliżającą się z drugiej strony swoją łotewską żonę. Żywą, z dwojgiem dzieci przy boku. W tym momencie musiał podjąć decyzję. Albo podejdzie do niej, albo odejdzie w swoją stronę. To piękna i bardzo poruszająca historia.. W 2002 roku, gdy przechodziłem przez Harbour Bridge w Sydney, wyobraziłem sobie mężczyznę ocalałego z obozu przy budowie Kolei Śmierci, wiele lat po wojnie idącego tym samym mostem i dostrzegającego kobietę idącą naprzeciw. Kobietę, która - jak myślał - nie żyła od wielu lat. Popędziłem z powrotem do Rocks, kolonialnej dzielnicy portowej, wszedłem do starego baru i na odwrocie podstawek do piwa napisałem szkic pierwszego rozdziału. Od tego zaczęła się ta książka - od obrazu dwojga kochanków na moście.
Rozmawiała Marta Bartosik, Wydawnictwo Literackie
fot. Collin Macdougall

Wywiady
Jesteśmy dziećmi Kolei Śmierci
Opowiada o osobie i swoim rodzeństwie Richard Flanagan, syn australijskiego żołnierza, który podczas II wojny światowej trafił do japońskiej niewoli. Za Ścieżki północy, głośną powieść inspirowaną tymi wydarzeniami, łączącą love strony z opowieścią wojenną, w 2014 roku otrzymał
Komentarze (0)