Jan Jakub Kolski – wybitny reżyser i pisarz, autor bestsellerowego „Egzaminu z oddychania" wydaje kolejną powieść. Jak pisze wydawca „Dwanaście słów” to opowieść o miłości, ale niechcianej; pamięci, która jest zbyt natrętna; pokusach, które przerażają i o człowieku, który jest tajemnicą. Książka zadebiutuje w polskich księgarniach już 23 października. Na kilka dni przed premierą autor opowiada nam o swojej twórczości i inspiracjach.
- Jakie są różnice w komunikowaniu się językiem literatury i językiem filmu?
Nie jestem pewien, nie dociekam jakoś szczególnie żarliwie. Film mniej zabiega o wyobraźnię człowieka, bohater jest bardzo określony przez fizyczność wziętą od aktora, przez kostium, przedmiot, otoczenie. W literaturze bardziej oddaje się los powołanego świata w ręce czytelnika. On doposaża ten świat swoją wyobraźnią i doświadczeniem. Ponieważ czyta książkę sobą, więc – w jakimś sensie – pisze ją. Autor musi wkalkulować ten współudział w proces twórczy. To oznacza wyrzeczenie się zazdrości. Nie muszę chyba mówić jakie to trudne.
- Według Fryderyka, 12 słów ma wystarczyć w komunikacji z Marianną. Mówi: „wypowiadam dwanaście słów dziennie. Każde z nich waży tyle, co los pojedynczego człowieka" - jak ważne są słowa, które wypowiadamy?
Słowo zyskuje na znaczeniu. Trafnie użyte - budzi podziw. Na posiadaczy właściwych słów patrzy się coraz częściej jak na bohaterów. Dobre słowo to jest teraz rzadki „towar”.
- Bohaterowie książki porzucają swoje dotychczasowe życie, uciekają od niego rzucając się w zupełnie nową rzeczywistość, często przyjmując tożsamość innych postaci? Od czego/ kogo próbują uciec?
Próbują porzucić siebie; w beznadziejnym, skazanym na porażkę wysiłku. Uciekają od pamięci która ich spala. Wszywają się w cudze tożsamości, ale to są tylko kostiumy. Naturalnie – wkrótce przyznają się do tych mistyfikacji i zaraz… sięgają po nowe. Jung powiedział coś takiego: „Dopóki nie zamienisz nieświadomego w świadome, będzie ono kierowało twoimi życiem, a ty będziesz to nazywał przeznaczeniem”. Moi bohaterowie są w trakcie wyprawy po owo „świadome”. Na ostatnim etapie. Na krok przed przyznaniem się do… siebie.
- Opisuje Pan dzieci z dużą czułością, wyrozumiałością – dlaczego łatwiej jest dorosłym bohaterom porozumieć się z dziećmi niż z innymi dorosłymi?
Moi bohaterowie nie potrafią dogadać się z dorosłym światem, bo są… niedojrzali. Mają wiedzę, doświadczenie, potrafią udawać wiele rzeczy, ale nie potrafią dojrzeć. Patrzą na siebie bez wyrozumiałości, trochę jak dzieci które nie dorosły do wymagań rodziców. Przy innych dzieciach czują się po prostu bezpieczni; to jest klucz do zrozumienia ich zachowań.
-„To była fabryka nieszczęść... ta nasza Afryka" - mówi Fryderyk, nawiązując do wydarzeń, które wpłynęły na los jego rodziny. Skąd u Pana zainteresowanie tym kontynentem?
W Afryce byłem tylko raz, ale ten krótki pobyt posiał we mnie jakąś bezrozumną tęsknotę. Właściwie nie wiem za czym tak tęsknię; może za patykowatym cieniem człowieka podobnego do mnie, może za spojrzeniem dzieci z plemienia Himba. W jednej z wiosek dałem posłuchać miejscowemu kotu odgłosu pomrukiwania mojego polskiego kota; więc może tęsknię za czytelnością tamtej tęsknoty.
- "By narodził się mężczyzna (mój Boże, słowa te pisze starzec sześćdziesięcioletni), musiał umrzeć chłopiec. Trzymałem go w sobie przy życiu, bo było jedyną nitką łączącą mnie z ukochaną matką. Dbałem o tego dzieciaka wewnętrznego, wyczekiwałem dla niego opieki, wyrażałem gniew i rozpacz – ciągle niegotowy, by zobaczyć kogoś innego poza mną samym." - jaki jest chłopiec ukryty w Panu?
Ciągle ciekawy świata, ale już ledwo żywy.
- Ważną bohaterką tej książki jest muzyka. „Dzięki niej można przetrwać wojnę, pogodzić się ze śmiercią bliskich i samemu nie umrzeć z rozpaczy”. Jakie znaczenie ma muzyka dla Pana?
W ogóle nie znam się na muzyce. Nie potrafię odróżnić dobrej od złej. Muzyka obchodzi mnie tylko o tyle, o ile mnie… porusza. Zupełnie nie rozumiem zachwytów nad doskonałością formy rozmaitych znanych dzieł muzycznych. Taki kształt wyzuty ze zdolności poruszania jest właściwie bez znaczenia. Nie obchodzi mnie.
- Opisy miejsc i zachowań bohaterów w książce „12 słów” są bardzo plastyczne i szczegółowe. Czytelnik może świetnie wyobrazić sobie opisywane wydarzenia. Czy myślał Pan o ekranizacji tej książki?
Tak, myślałem. Droga do „12 słów” zaczęła się od scenariusza, który napisałem z myślą o Krzysztofie Majchrzaku. Niestety, tekst nie zachwycił go. Krzysztof opisał rozmaite deficyty, które jego zdaniem powinienem uzupełnić. W trakcie tych „napraw” zacząłem pisać więcej niż powinienem i tak doszedłem do książki. Teraz zapewne zaadaptuję „12 słów” na scenariusz i znów wyprawię się po przychylność Krzysztofa.
-Gdyby Jan Jakub Kolski miał oddać stan swoich emocji tuż przed premierą nowej książki używając tylko 12 słów – jakie to byłyby słowa?
Jestem w Bieszczadach. Drzewa przechodzą na jesienną stronę. Patrzę, patrzę i patrzę.
- Nad czym Pan teraz pracuje? Nowy film czy kolejna książka?
Zaczynam zdjęcia do filmu: „Serce, Serduszko i wyprawa na koniec świata”. Historia o marzeniach. Mało słów, dużo obrazów.
[fot. archiwum wydawnictwa Wielka Litera]
Komentarze (0)