Usensownić tragedię

Natasha Trethewey urodziła się w 1966 r. w stanie Missisipi z tzw. małżeństwa mieszanego – jej ojciec był biały, matka czarna. Jako że proces desegregacji, mimo zmian prawnych, nie dokonał się jeszcze w mentalności społeczeństwa, przyszła poetka od najmłodszych lat widziała praktyki wykluczania społecznego. Jak wspomina, zupełnie inaczej traktowano ją, gdy spacerowała z matką, a inaczej, gdy szła z ojcem. Ponadto on „zasługiwał” na zwroty grzecznościowe, jego czarnoskóra żona Gwendolyn – nie. Później, gdy mieszkała w „białych” dzielnicach, obserwowała odpływ lokatorów, którzy nie chcieli stykać się z inną rasą. Jej edukacja także odbywała się w momencie przełomowym – uczyła się jeszcze ze starych, „białocentrycznych” podręczników, ale już z nowoczesną kadrą nauczycielską, prezentującą pełniejszą wersję historii Stanów Zjednoczonych.

Jej ojciec, poeta Eric Trethewey, powtarzał, że ze względu na swoje doświadczenia z okresu przełomu ma wiele ważnego do powiedzenia i w przyszłości powinna zostać pisarką. O sile pisania przekonała się jako nastolatka, już po rozwodzie rodziców oraz drugim małżeństwie matki. Ojczym, weteran wojenny i przemocowiec, notorycznie naruszał jej prywatność oraz dręczył ją psychicznie (a Gwendolyn także fizycznie). Pewnego dnia złamał kłódkę w pamiętniku pasierbicy i odczytał zawarte w nim zapiski. Gdy Natasha to odkryła, nie przestała pisać – zwierzenia zamieniła na litanię wyzwisk oraz ataków wobec ojczyma. Dokonała aktu oporu i rozpoczęła rozgrywkę  – mężczyzna nie chciał przyznać, że czyta pamiętnik córki żony, więc milcząco przyjmował niewypowiadane na głos obelgi. Jednak dopiero tragedia, jaka napiętnowała dziewiętnastolatkę – zabójstwo matki przez drugiego męża – uczyniła z niej pisarkę. Natasha Tretheway wspomina czasem, że po tym doświadczeniu jednocześnie chciała oraz nie chciała pisać – pragnęła je przepracować i usensownić, lecz jednocześnie bała się do niego wracać. I rzeczywiście, książka, w której dojrzała już kobieta tak bezpośrednio i osobiście wraca do przeżytej traumy, ukazała się dopiero po 35 latach od wydarzenia.

Memorial Drive

Zmierzyć się z pamięcią

Wcześniej Tretheway wydała pięć tomików wierszy: Domestic Work (2000),  „Bellocq’s Ophelia” (2002), „Native Guard” (2006), „Thrall” (2012) oraz „Monument” (2018). We wszystkich zbiorach motywy segregacji rasowej oraz czarnego dziedzictwa były silnie obecne. Ale to za „Native Guard”, w którym wspomina matkę,została wyróżniona Nagrodą Pullitzera.. Poetka na swoim koncie ma jeszcze jedną publikację wspomnieniowo-dokumentalną, refleksyjną: „Beyond Katrina: A Meditation on the Mississippi Gulf Coast” (2010), gdzie analizowała, jak huragan Katrina wpłynął na bliskie jej osoby.

Czytając książkę Natashy Tretheway z 2020 r. (na język polski przełożoną przez Kaję Gucio i dostępną od połowy września 2021), warto zwrócić uwagę na ten biograficzny kontekst. Nie mamy bowiem do czynienia z debiutem, lecz z nagradzanym głosem poetyckim, który po wielu, wielu latach wraca do przeżytej traumy. Autorka mierzy się z lukami w pamięci oraz problemem braku szczegółowych zapisów wspomnień. Najważniejsza osoba w jej młodzieńczym okresie nie żyje, więc narratorka nie może się posiłkować cudzymi wspomnieniami. Otwarcie przyznaje, że wiele rzeczy zapomniała, a inne jako dziecko postrzegała zupełnie błędnie. Tretheway bardzo mocno pracuje z językiem, a także z gatunkiem – forma książki zmienia się dynamicznie. Dzieciństwo bohaterki-mulatki momentami przypomina sielankę – kochający ją i zakochani w sobie rodzice, intelektualne inspiracje, dobrobyt… Jednak za granicami domowej oazy płoną konflikty targające Ameryką, wkrótce jej rodzice decydują się na separację, aż w końcu – na rozwód. Historia rodzinna jakby zatacza krąg – babka (matka matki) także została porzucona przez męża.

Potem następuje przeprowadzka, zmienne nastroje Gwendolyn, a jednocześnie niezwykła bliskość między osamotnioną dwójką, póki na horyzoncie nie pojawia się Duży Joel, najpierw chłopak matki, później bijący ją mąż, następnie ex wydzwaniający do byłej żony i grożący jej, w końcu – zabójca. O tym, że zabije, dowiadujemy się znacznie wcześniej, wraz z narratorką odtwarzającą swoje wspomnienia szukamy zapowiedzi tragedii. W prozie Trethewey nie chodzi bowiem o element zaskoczenia, niespodziewany zwrot akcji ani napięcie spowodowane sensacyjną atmosferą. Kluczową rolę odgrywa raczej podskórny dreszcz związany z nadchodzeniem nieuniknionego, gdy zastraszona, lecz wciąż odważna kobieta kupowała kolejne dni życia w strachu, że „to już dziś”.

Ciężar winy

Oczywiście, dostrzegamy błędy systemu. Gdy Tasha pierwszy raz słyszy, że ojczym bije jej matkę, zwierza się cenionej nauczycielce. „Pokrzepiająca” odpowiedź mentorki brzmi: „dorośli czasem się kłócą”. Kiedy Gwendolyn udaje się w końcu wywalczyć sobie ochronę, policjant opuszcza swój posterunek. Jednak to nie o atak „na zły świat” jest celem autorki, chociaż pytanie – dlaczego znając intencje i cel zabójcy, nie można było ochronić ofiary – aż ciśnie się na usta; niedopowiedziane, rezonuje i wwierca się w myśli.

Sama narratorka mierzy się jednak z poczuciem winy. Od początku czuła, że z Dużym Joelem jest coś nie tak. Chciała być silna; uważała, że jej zła relacja z nowym partnerem matki pozostaje w sferze ich dwojga. Wielu rzeczy nie mówiła, aż było już za późno, bo mężczyzna z nimi zamieszkał i pozostawał cały czas w zasięgu wzroku oraz słuchu. Zaś za każdy akt oporu Gwendolyn płaciła kolejnymi siniakami, poobijanymi nerkami, podbitym okiem. Jak wtedy, gdy jej drugi mąż chciał podciąć skrzydła pasierbicy, a kobieta głośno zamanifestowała, że jej córka będzie robiła, co zechce.

Córce zamordowanej ciąży zwłaszcza jedno wspomnienie – gdy po rozwodzie matki zobaczyła Joela na trybunach boiska. Instynkt kazał jej się z nim uprzejmie przywitać, chociaż czuła, że to akt zdrady wobec Gwendolyn. Po latach z zeznań mordercy dowiedziała się, że ona, a nie matka, miała być jego ofiarą. Zmienił zdanie, bo tamtego dnia pasierbica miło się do niego odezwała. Jak żyć ze świadomością, że przetrwało się zamiast najbliższej osoby? Oto jedno z wielu pytań, które wybrzmiewa w tej wibrującej od ważnych motywów książce, na którą składa się kilka osi tematycznych: procesy desegregacji oraz próby indywidualnego oporu wobec dyskryminacji, problem przemocy wobec kobiet oraz braku systemowego wsparcia, w końcu – dylemat mierzenia się z traumą.

Ten ostatni ma także etyczny aspekt – wiąże się z wyzwaniem, jak przedstawiać tragedię. W pewnym momencie autorka wycofuje się, przedstawia zapis telefonicznych rozmów między Gwendolyn (zbierającej dowody dla prokuratora) a Joelem. To niezwykle mocny fragment książki, pierwszy raz bowiem zaglądamy do umysłu ogarniętego manią szaleńca (wypowiedzi ujawniają, jak zakłamany był sposób jego rozumowania), a także wyraźniej dostrzegamy rozpaczliwość położenia ofiary: jej osaczenie oraz niemożność ucieczki przed oprawcą. Życie wykształconej, odnoszącej sukcesy zawodowe pracownicy socjalnej przerodziło się w równię pochyłą. Każdy dzień zbliża ją ku śmierci – zna oprawcę, zna możliwe metody oraz przybliżoną datę: niebawem.

Podróż wśród wspomnień, pamiątek i koszmarów

W „Memorial Drive” poetyckość przenika się z dokumentalizmem, osobista refleksja z celowym niedopowiedzeniem, by uniknąć poetyzacji czy symulacji cudzych (matczynych) emocji. Tretheway, jako poetka, nie stroni również od metafor, ale pozwala sobie na nie, gdy opisuje własną percepcję. Wyczytuje symbole z rzeczywistości, ze snów, z ich pomocą oraz poprzez odwołania do kultury próbuje poradzić sobie z traumą:

„Wiem tylko, że jest zima, a w Atlancie kwitną już żonkile. Wiem, że je dla niej zerwałam, garść żółtych narcyzów – wedle starożytnego mitu o matce i córce zasadzonych, by zwabić Persefonę i posłać ją na zatracenie tam, gdzie porwie ją władca podziemnego świata. Córka zrywa jasny kwiat, a ziemia się pod nią otwiera i zgarnia ją w głąb ciemnej gardzieli” – narratorka maluje przed czytelnikiem obraz, po czym konkluduje – „To tak, jak gdybym przepisała ten mit na nowo, przekazała owo zatracenie matce z taką samą łatwością, co wówczas, gdy wręczyłam jej ten prosty bukiet żonkili”.

Poetka nie stworzyła prostego zapisu wspomnień, te rwą się, rozpadają na obrazy, czasem otrzymują dopełnienie w dokumentach przeszłości – zdjęciu, nagraniu. Linearność zostaje zakłócona, a tytułowa nazwa ulicy, na której mieszkała oraz zginęła Gwendolyn, zyskuje znaczenie symboliczne. Oto podróż wśród wspomnień, pamiątek, koszmarów. Ku miłości i traumie,słabości oraz sile.

Sprawdź inne recenzje z pasji Czytam.

Zdjęcie okładkowe: materiały wydawnictwa Cyranka / tło: shutterstock.com