Po co dziecku przyroda?
Tu mogłabym napisać małą książkę, ale ponieważ wszyscy wiemy, ile czasu mają dzisiejsi rodzice, to będzie krótko. Dziecko ma zajęcia z przyrody w przedszkolu oraz w szkole i od razu napiszę, że materiału jest dużo i jest rozbudowany w stosunku do liczby przeznaczonych na niego lekcji. Warto więc, by dziecko wiedzę przyrodniczą zdobywało mimochodem, przy każdej okazji, w najbardziej skuteczny sposób, czyli przez zabawę. Jeszcze silniejszym argumentem są badania pokazujące, że trudności cywilizacyjne skokowo nasilające się u dzieci w czasie ostatnich dwóch dekad (ADHD, dysfunkcje, depresje itd.) wynikają ściśle z braku kontaktu z przyrodą.
Dodajcie do tego tempo dzisiejszego życia i główne zagrożenie: stres. Regularny kontakt z przyrodą pozwala się wyciszyć, zrelaksować, uspokoić. Wiedzieliście, że w Japonii, ale też krajach Skandynawskich lekarze przepisują oficjalnie spacery jako sposób na walkę z licznymi chorobami? Tak, dosłownie wpisują je na recepty. I jeszcze jedno. Szkoda nie znać najbliższego otoczenia. Czytamy z dziećmi o papugach, słoniach, palmach i oceanach, a tymczasem większość uczniów szkół podstawowych nie potrafi rozpoznać sikorki, ani odróżnić sosny od świerku. To nie tylko ważne dla ogółu wykształcenia dziecka. Ale w obliczu trendu na bycie eko, znajomość przyrody może być w najbliższych dekadach wielkim atutem zawodowym. Tym bardziej, że paradoksalnie jest to zanikająca kompetencja.
Przyrodą możemy bawić się cały rok. Ale żeby rozbudzić zainteresowanie dziecka naturą, najlepsza jest wiosna, kiedy to pomysły na tematyczne zabawy same pukają do naszych drzwi. Czy to w postaci pięknej pogody wołającej przez okno: wyjdź z domu. Czy to wlatujących owadów, zapachu kwitnących kwiatów i drzew. Wiosna i lato dają nam tyle możliwości eksploracji świata wokół nas, że nie jesteśmy wykorzystać ich nawet w ciągu kilku lat. Nie wierzycie? Oj, chyba dawno nie byliście na spacerze! To jak? Idziemy? Zapraszam.
Podglądamy, śledzimy, poznajemy
Jak wyciągnąć małego niechcieja na spacer? Wbrew pozorom to bardzo częste pytanie zadawane przez rodziców. Spacer coraz częściej kojarzy się maluchom z brakiem atrakcji. Ciekawiej jest zostać w pokoju pełnym zabawek, usiąść z tabletem czy odwiedzić plac zabaw. Najprostszym sposobem namówienia dziecka na przechadzkę, jest obietnica przygody. Wystarczy zabrać ze sobą niewielki gadżet jakim jest lupa lub lornetka. Takie inwestycje to często ledwo kilkanaście złotych. I już możemy bawić się w przyrodniczych detektywów. Z lupą będziemy poznawać mikro świat pod nogami. Obserwować można dosłownie wszystko – ziarenka piasku, kwiaty na klombie przed blokiem, zeschnięty liść, mrówkę. Lornetka pozwoli nam wypatrywać drzew rosnących w okolicy, na przykład jak wyglądają ich czubki, jak zielone korony różnią się u drzew iglastych i liściastych. Możemy też poznawać odwiedzające okolice ptaki, oglądać w zbliżeniu ich sylwetki, kolory, zachowanie. Z lupą i lornetką odwiedziny w dobrze znanym miejscu mogą być całkiem nowym wydarzeniem.
Łapiemy, podziwiamy, zwracamy wolność
A pamiętacie siatki na motyle? Jeśli nie mieliście takiej w dzieciństwie, to na pewno spotkaliście w wierszach, piosenkach, reklamach. To chętnie wykorzystywany gadżet pokazujący beztrosko spędzany czas. Tania, dobrze znana zabawka, która na lądzie może służyć do łapania owadów, a w wodzie małych rybek. A co zrobić z owadem, gdy go złapiemy przy użyciu siatki? Możemy go przełożyć do specjalnego pojemnika obserwatora. Ich wybór jest bardzo duży. Różnią się wielkością, kształtem, niektóre mają sznurek po powieszenia na szyi. Wszystkie mają otwory do dopływu powietrza i wbudowane lupy powiększające, co pozwala dobrze obejrzeć nawet małe okazy. Takie doświadczenia to nie tylko doskonała lekcja przyrody, ale również świetna terapia dla dziecka, które boi się owadów. Oczywiście nie zmuszamy go do przyjaźni z robaczkami – na początku może zbierać i obserwować roślinki.
Wielu rodzicom włożenie mrówki do pojemnika wydaje się niehumanitarne i w pewnym stopniu takie właśnie jest. Niestety w tym przypadku warto powiedzieć stop poprawności politycznej – dzieci muszą znać swoją planetę, przyrodę, naturę, tylko w ten sposób poczują się z nią związane, odpowiedzialne. Tylko tak ją oswoją i będą chciały o nią dbać. W Polsce oderwanie dzieci od natury może nie jest jeszcze tak wyraźne, ale zdecydowanie zmierzamy w tym kierunku. Możecie o tym poczytać w książce „Ostatnie dziecko lasu” Richard’a Louv. Wracając do obserwacji owadów. Przede wszystkim pamiętajmy o dwóch rzeczach: po pierwsze pojemniki do obserwacji owadów muszą mieć dziurki, po drugie każde żyjątko po obserwacji (nie za długiej) musi zostać wypuszczone na wolność, najlepiej w miejscu, w którym zostało znalezione, lub podobnym (roślinność/woda itd.).
Pomoce dla małego przyrodnika
A jak już wrócicie z fascynującego spaceru, to możecie utrwalić zdobyte obserwacje podczas odpoczynku na kanapie. Na przykład czytając książki przyrodnicze (wybierajcie te, w których opisana jest polska natura, którą właśnie eksplorowaliście). Albo pobawcie się przyrodniczymi układankami, choćby warstwowymi puzzlami jak „Narodziny kurki”, „Myszka sadzi dynię”, czy „Życie żaby”. Obiecuję, że to wam się spodoba.
Komentarze (0)