Przypomnijmy sobie, w co dawniej się grało. Może to właśnie okaże się pomysłem na najlepsze święta w Waszym życiu? Odłóżmy telefony, komputery, sięgnijmy po papier, kartki, przeszukajmy szafę i niech zacznie się zabawa! Od czego zaczniemy?
 

Wyjdź na podwórko

W centralnym punkcie znajdował się trzepak. Odwieczną zagadką było to, czy ktoś używa trzepaka do innego celu niż wieszanie się na nim głową w dół i ćwiczenie fikołków. Do tego płyty chodnika służyły jako płótno malarskie, idealne do rysowania i pokrycia kredą. Stąd już blisko do gry w klasy – skakania po kostkach na jednej albo na dwóch nogach. A jeśli na podwórku był trawnik – zamieniał on się w piłkarskie boisko lub domek dla lalek na kocyku.
 

Baw się w chowanego

Gra dla kilku osób, w której jedna osoba zasłania oczy i liczy, a w tym czasie inni chowają się. Szukający ma za zadanie ich odnaleźć, a ukrywający się muszą „zaklepać się” w oznaczonym miejscu, nie dając się złapać szukającemu. Można grać na podwórku, można w domu. Każda kryjówka dozwolona. Wystarczą dwie osoby, choć wiadomo – im więcej, tym lepiej!


Zagraj w gumę

Gdy na zewnątrz zimno, możemy skakać w domu. Potrzebujemy: dwa krzesła (lub, lepiej, chętnych domowników) i kawałek podłogi – już można trenować na rozciągniętej gumie. Ile możliwości sztuczek! 


Otwórz sklep

Najprostsza i najfajniejsza zabawa dla młodszych dzieci. Najlepsze w niej jest to, że każdy przedmiot może zostać towarem. Bierzemy z łazienki kosmetyki, układamy je na stole czy łóżku i pozwalamy maluchowi wcielić się w rolę sprzedawcy lub klienta. Przyda się koszyk albo torebka, pieniądze można wyciąć z papieru. Matematyka sama wchodzi do głowy.


Albo teatrzyk

Opcje były dwie. Po pierwsze, teatr cieni. Cisza, stłumione światło, delikatnie oświetlona jedna ściana i wyczarowane dłońmi cienie zwierząt czy postaci. Miało to w sobie magię. Jeśli w domu jest kot – dla niego również to wielka atrakcja. Po drugie, teatr lalek. Pacynki robiło się samodzielnie – wystarczył patyczek, nożyczki, taśma klejąca, papier i flamastry. Do tego krzesło, koc i mamy już scenę, kurtynę. A jeśli brak pomysłów i czasu na własną produkcję – wystarczy sięgnąć po gotowe kukiełki, które sprawią, że w naszym domu pojawi się prawdziwy dziecięcy teatr.


Zagraj w państwa-miasta
Dawniej hitem rodzinnych spotkań, a nawet i imprez w gronie znajomych była gra w „państwa-miasta”, nazywana też czasem „inteligencją”. Potrzebne do niej były kartki, długopisy i rozgrzane szare komórki. Ustalamy kategorie, np. „państwo, miasto, imię, zwierzę, kolor”. Jeden z uczestników wymawia w myślach alfabet, a inny gracz mówi „stop” i na której literze stanie, na taką trzeba znaleźć wszystkie słowa. Jeśli zatrzymał się na B, zapisujemy: Belgia, Białystok, borsuk, biały. Wszyscy uczestnicy sprawdzają swoje odpowiedzi. Za każdą unikatową odpowiedź dostajemy, przykładowo, 10 punktów, za kategorie, w której my mamy odpowiedź, a nikt inny nie ma – 15 punktów, za powtarzające się u innych uczestników te same słowa – po 5 punktów. Kto pierwszy skończy pisać, mówi alfabet jako następny. I tak runda za rundą, a im dalej, tym trudniej i zabawniej!


... w kości, karty i szach-mat!

Gdy nie było gier komputerowych czy telefonów komórkowych, dzieci potrafiły wspólnie siedzieć i grać w karty (wojna, tysiąc, makao) lub kości. Atutem tych zabawek były małe rozmiary – talia czy kostki bez problemu mieściły się w torebce czy plecaku i była atrakcją nie tylko podczas długich wieczorów, ale też w podróży czy na wycieczkach. Starsi uczyli młodszych karcianych sztuczek, tricków, tłumaczyli zasady gier. Pokazywali jak zwyciężać w szachy czy warcaby, rozwijając strategiczne myślenie i ucząc wspólnie spędzać czas.