Co kulturowego wpada nam do głowy, gdy myślimy o Stanach Zjednoczonych? Myszka Miki, kowboje, „Przeminęło z wiatrem”, Charlie Chaplin, Statua Wolności, Wielki Kanion, filmy Jima Jarmusha – wszystkie, „Ojciec chrzestny”, Indianie, „Domek na Prerii”, Indiana Jones, hamburgery, dinery i przydrożne bary, motele, drogi przez pustynię i listonosz, który zawsze puka dwa razy, chyba że to „Krzyk”. Bruce Willis – jemu należy się oddzielna kategoria, Marilyn Monroe – jej też. „Pulp fiction” i Hollywood. Kino samochodowe, największe parki narodowe na świecie, Hanna Barbera i Disneyland.

Wszystko, absolutnie wszystko co w kategorii pop, kojarzy nam się z Ameryką. Zwłaszcza że ostatnie pokolenia były chowane na papce made in USA. Amerykę – tę prawdziwą i wyobrażoną – mamy głęboko w naszej podświadomości. Dlatego wybór każdej książki, która ma nam przybliżyć ten kraj będzie zły, bo w jej miejsce pojawią się inne, pewnie lepsze tytuły. Tym razem lista niestandardowa, choć wszystkie tytuły mają tę samą wadę – nie zastąpią prawdziwego doświadczenia kraju, który jest zlepkiem skrajności, wad i zachwytów.

Najlepsze książki o USA – lista tytułów

Najlepszy komiks o USA - „Sabrina”, Nick Drnaso, Kultura Gniewu, przeł. Marceli Szpak.

Zaczynam właśnie od komiksu z kilku powodów. Pomijając dzieła Marvela, Nick Drnaso jak mało który twórca komiksowy czuje, czym jest istota „amerykańskości”, ale potrafi to jeszcze odpowiednio narysować. Amerykański „lajf” pojawia się u niego nie tyle w scenach interakcji czy zbrodni, co tam, gdzie mamy puste przestrzenie, sceny bez dialogów, gdzie bohater w niemal pustym pokoju siedzi z piwem i brakuje mu słów. „Sabrina” to imię dziewczyny, która pojawia się na chwilę, na początku tej historii, i po chwili znika. I to dosłownie, nikt nie wie, co się z nią stało. Najpierw szuka jej najbliższa rodzina, chłopak, potem już połowa Ameryki, przynajmniej ta w mediach telewizyjnych i społecznościowych. A raczej nie tyle szuka, ile snuje domysły. Bo Ameryka XXI wieku pogrążona jest w teoriach spiskowych, insynuacjach, szukaniu wroga, szukaniu winnych. Cokolwiek stanie się z Sabriną, ciekawsze jest, co dzieje się z ludźmi wokół niej i tymi, których tożsamości nigdy nie poznamy.

Drnaso kapitalnie pokazuje, jak działa język social mediów, jak mnoży się trolling, jak proste fakty przekłamują nawet publiczne media. I jak to wpływa na psychikę zwykłych ludzi, zwłaszcza pogrążonych w smutku, zdezorientowanych bliskich Sabriny. A drugi powód jest taki, że to pierwszy komiks w historii nominowany do prestiżowej nagrody Bookera. Więc zaczynamy z wysokiego C. Chcecie lepiej zrozumieć Amerykę? Czytajcie Drnaso. Jego niedawno wydany zbiór „Beverly” sprawia, że na długo w pamięci zostanie wam gęsia skórka podczas lektury.
 

Sabrina komiks o USA
 

Najlepsze reportaże o USA:

  • „Biedni w bogatym kraju. Przebudzenie z amerykańskiego snu,” Nicholas D. Kristof, Sheryl WuDunn, przeł. Anna Gralak;
  • „Nomadland. W drodze za pracą,” Jessica Bruder, przeł. Martyna Tomczak;
  • „Śladów pobicia brak. W pułapce przemocy domowej”, Rachel Louis Snyder, przeł. Kaja Gucio;
  • „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki”, Charlie le Duff, przeł. Iga Noszczyk (wszystkie tytuły wydawnictwo Czarne).

Dzięki reporterskim książkom o USA najlepszych amerykańskich autorów, możemy poznać kraj „odkryty” przez Krzysztofa Kolumba od podszewki. Tyle że są to opowieści i świadectwa rzeczywistości, która nie ma nic wspólnego z tzw. amerykańskim marzeniem. Ameryka – kraj wielkich możliwości, czy też kraj, w którym możesz stać się kim chcesz, pokazuje w tych książkach swoje karykaturalne oblicze.

W pierwszej z nich, autorzy Nicholas D. Kristof i Sheryl WuDunn, na przykładzie jednego sąsiedztwa pokazują, w którym momencie i dlaczego zaczęła podupadać ekonomicznie amerykańska klasa robotnicza. Jak do tego doszło, że ludzie urodzeni w latach 50., którzy z ogromnym wysiłkiem budowali gospodarstwa, kupowali ziemię, posyłali dzieci do szkół, obserwowali z przerażeniem, jak ich dzieci – które z założenia miały mieć lepsze, łatwiejsze życie – nie mogą znaleźć pracy i popadają w bezrobocie, alkoholizm, bezdomność? Dlaczego kraj zawiódł i zawodzi właśnie tych najciężej pracujących, obciążając ich choćby podatkami, których nie nakłada na najbogatszych? Autorzy pokazują, jak kraj zawodzi swoich obywateli na wielu polach, od rynku pracy po sądownictwo, a także medycynę – rządy przez kilka dekad przymykały oko na szerzącą się w Stanach epidemię opioidów, w wyniku której młodzi ludzie umierali z przedawkowania narkotyków, lądowali w więzieniu czy popełniali samobójstwo.  Osoby, które przyczyniły się do epidemii, czyli rodzina Sacklerów, wciąż cieszą się bogactwem i nietykalnością.
 

Książka o USA. Biedni w bogatym kraju
 

Z kolei w książce „Nomadland. W drodze za pracą” Jessica Bruder podąża za bohaterami podróżującymi po Stanach w swoich domach na kółkach. Jej rozmówcy to zazwyczaj osoby starsze, które z różnych, zwykle finansowych, powodów postanowili sprzedać swoje domy (niektórzy stracili je w wyniku kryzysu gospodarczego, który w Stanach zaczął się w 2007 roku) i przenieść się do kamperów. Pozostają wiecznie w ruchu, przemierzając tysiące kilometrów po kontynencie, zatrzymując się na kilka tygodni lub miesięcy w miejscach, w których mogą zatrudnić się sezonowo w takich miejscach, jak fabryki Amazona, plantacje buraków czy parku narodowe. Zatrudnienie sezonowe pozwala opłacić im jedzenie i benzynę, ale często nie starcza już na ubezpieczenie zdrowotne. Bruder pokazuje życie ludzie, których zniszczył kryzys gospodarczy, którzy nie zgodzili się na życie pod pręgieżem kredytu, toksycznej pracy czy wiecznej niepewności o swój dom. Dlatego ograniczyli swój dobytek do minimum, odzyskując wolność. Ceną jest wieczne bycie w ruchu, męczące nigdy niezagrzewanie na dłużej miejsca. Starość w Ameryce nie odpoczywa.
 

Książka o USA. Nomadland
 

Rachel Louis Snyder przez lata badała jak działa system wobec narastającej w Stanach przemocy, która kumuluje się przede wszystkim w gospodarstwach domowych. Jej „Śladów pobicia brak” to przejmujący obraz Ameryki, w której zbrodnia domowa ma płeć, której świadkami – coraz też częściej ofiarami – są zwykle małe dzieci. To historie ofiar i ocalonych pozostawionych samych sobie, bo prewencja czy służby policyjne nie potrafiły poradzić sobie ze sprawcami. Snyder ujawnia, że często służby prewencyjne nie współpracują z interwencyjnymi, że informacje dotyczące zgłaszanej przemocy nie są w systemie dostępne na tyle szeroko, by policjant pukający do drzwi ofiary, która zadzwoniła po ratunek zdawał sobie sprawę, że to pole minowe. Z kolei telefony zaufania, niebieskie linie działają często jako efekt oddolnych starań stowarzyszeń czy fundacji, bo system nie ma pomysłu ani chęci na finansowanie instytucji, które budziłyby zaufanie i współpracowały z rodziną i służbami interwencyjnymi. Wszystko w Stanach rozbija się o pieniądze i dobrą wolę, mówi Snyder, a przemoc jest wokół i rozlewa się niczym epidemia.
 

Książka o USA. Śladów pobicia brak
 

Wreszcie gwiazda i celebryta reporterskiego świata, czyli Charlie LeDuff, który jest autorem bardzo dobrego reportażu o tym, jak Detroit, miasto o wielkich tradycjach przemysłowych, upadło na oczach kraju i Ameryki. Częściowo z powodu załamania gospodarczego, częściowo z powodu zbliżającego się małymi krokami bankructwa, które wszyscy widzieli, ale nikt nie reagował. Opowieść o Detroit to opowieść o mentalności polityków miejskich i krajowych, o chciwości, pieniądzach i obojętności, o tym, co stanowi o początku końca kraju, który nie widzi własnego upadku – zdaje się mówić w kolejnych reportażach i książkach LeDuff. To diagnoza ponura, ale wobec dziedzictwa jakie pozostawił po sobie choćby Donald Trump, wobec silnie spolaryzowanych stanów, rosnących nierówności ekonomicznych i coraz trudniejszych do udźwignięcia problemów, które są brzmieniem zdecydowanie uboższych dzielnic miast i stanów – trudno nie uznać jej za trafną. Z tych książek przebija obraz kraju, który wciąż nie odrobił pracy domowej na temat równych szans, sprawiedliwości społecznej i faworyzowaniu najbogatszych. Jeśli nie o takiej Ameryce chcecie czytać, to spróbujmy znaleźć tu coś pozytywnego.
 

Ksiązka o USA. Detroit
 

Klasyczna książka o USA - „Buszujący w zbożu”, J.D. Sallinger, wiele wydań, Iskry 1961, przeł. Maria Skibniewska.

Co takiego jest w tej książce o USA, że od kilkudziesięciu lat nieustająco chętnie wydawana jest i kupowana na całym świecie? Wikipedia zakłada, że po globie krąży około 65 milionów jej egzemplarzy od momentu wydania w 1951 roku. Autor opowiada o kilku dniach z życia szesnastoletniego chłopaka, który zostaje wyrzucony z prestiżowej szkoły średniej z internatem. Zamiast jednak poczekać na przyjazd jeszcze niczego nieświadomych rodziców przed przerwą świąteczną, postanawia uciec. Nie wraca jednak do domu rodzinnego, ae wynajmuje pokój w obskurnym nowojorskim hotelu. Spędza tm dwa dni i dwie noce, włóczy się po miejskich barach i teatrach, szwenda po ulicach, krąży w taksówkach. Rozpamiętuje osoby i wydarzenia z przeszłości, wdając się w międzyczasie w różne, często niejednoznaczne przygody. I to tyle. Siedemdziesiąt lat temu książka stała się fenomenem powojennego świata, który szukał inspiracji do zmiany porządku społecznego – ale aż do czasu „Buszującego w zbożu” nikt nie odważył się pisać w tak krytyczny i bezkompromisowy sposób o świecie dorosłych. Tymczasem Holden, główny bohater, krytykuje fałszywość, nudę i zakłamanie dorosłego świata, w każdym upatrując dowodu na to, że nie warto dorastać. Holden ma szesnaście lat i jest na rozdrożu – z jednej strony ocenia dorosłych z perspektywy świadomego ich wad dziecka, z drugiej – dzieckiem już nie chce być, chce korzystać z przywileju zarezerwowanego dla pełnoletnich. Dziś ta książka – która uczyniła Sallingera ikoną literatury amerykańskiej i kto wie czy nie doprowadziła do tego, że więcej żadnej powieści już nie napisał – mogłaby mieć inny wydźwięk. Mogłaby być opowieścią o zdrowiu psychicznym młodego chłopaka – młodzieży w ogóle – bo Holden, wbrew pozorom, sporo dźwiga na swoich barkach, co wybrzmiewa w jego zachowaniu i myślach. Ciekawie czyta się książkę, która w poprzednim wieku okazała się formująca dla pokoleń młodych ludzi i na wiele lat naznaczyła amerykańską młodzież.
 

Książka o USA. Buszujący w zbożu
 

Książka o historii USA. Tej osobistej. - „Żółty dom”, Sarah M. Broom, wydawnictwo Agora, przeł., Łukasz Błaszczyk.

Nowy Orlean to jedno z tych miejsc w Ameryce, które w powszechnym wyobrażeniu o tym kraju nie uniknęło stereotypizacji. Kojarzymy je z kolorowymi domami, nastrojowymi uliczkami, piwem pitym na ulicy do dźwięków bluesa i karnawałem Mardi Gras. Ta niewinna turystyczna pocztówka została mocno zniszczona, gdy w 2005 roku Nowy Orlean nawiedził huragan Katrina, który do tej pory uważany jest za jedną z największych katastrof naturalnych, jaka przetoczyła się po wybrzeżu Stanów. Sarah M. Broom, której rodzina mieszkała przez lata w tytułowym żółtym domu w tzw. gorszej dzielnicy Nowego Orleanu, napisała wspomnienia o tej części miasta, którą już na zawsze odmienił huragan. To piękna powieść, zbudowana wokół kobiet, które z pokolenia na pokolenia niczym z kawałków puzzli, budowały rodzinę w kształcie, które zapamiętała autorka, najmłodsze dziecko swojej matki. Jej dzieciństwo i tożsamość kształtują się wokół żółtego domu, a wpojona jej opowieść o ludziach wokół i przed nią dała jej poczucie osadzenia, trwałej obecności w tkance dzielnicy i miasta. To wszystko odmieniła Katrina. Dlatego Broom wraca do tego co przed, zapisuje historie, anegdoty, odrysowuje słowem mapę miasta, którego już nie ma, stara się zapamiętać każdy szczegół, każde nie-swoje i swoje wspomnienie, traktuje książkę jak album rodzinny, ale to także coś więcej – to prawdziwa opowieść o mieście, poprzez historię jej mieszkańców, to też opowieść o niewielkich szansach na zasobne życie z powodu rasy i z powodu płci. Żółty budynek z jednej strony staje się metaforą domu poza czasem i miejscem, którą zabieramy ze sobą – zwłaszcza, jeśli budynku fizycznie już nie ma. Ale to też opowieść o czarnej Ameryce, o mieszkańcach, których porażki i sukcesy, miłości, utrata i znój są równoprawną częścią jej ogólnych losów. Czarna współczesna Bildungsoman otrzymała zasłużenie prestiżową National Book Award, a Nowy Orlean zostanie już w naszej pamięci zupełnie innym, za to prawdziwszym miastem.
 

Książki o USA. Żółty dom
 

Książka non-fiction o USA - „Z zimną krwią” Truman Capote, wiele wydań, wydawnictwo Rebis 2017, przeł. Krzysztof Filip Rudolf.

Jesienią 1959 roku dwóch recydywistów zamordowało czteroosobową rodzinę farmerów w stanie Kansas. Kilka tygodni później zostali złapani, a w 1965 roku powieszeni. W tym czasie pisarz Truman Capote, który dowiedział się o zbrodni jeszcze przed złapaniem dwójki przestępców, postanowił napisać powieść poświęconą tej zbrodni i karze. A dokładnie powieść non-fiction, wymyślając niejako nowy gatunek: prozę, w której, jak sam Capote promował książkę: „każde słowo jest prawdą”.

Capote od momentu złapania przestępców jeździł do sądu na ich przesłuchania – razem ze swoją przyjaciółką Harper Lee (autorką poruszającej powieści „Zabić drozda”) – a potem także do więzienia na długie rozmowy z osadzonymi. Jego „Z zimną krwią” to z jednej strony próba zrozumienia czym kieruje się ktoś, kto popełnia zbrodnię, której nie planował. Jak ją motywuje i usprawiedliwia, jak o niej myśli z perspektywy czasu; z drugiej to próba odpowiedzi na odwieczne pytanie o źródło zła. Motyw morderstwa w oddalonym od innych domu na prowincji, motyw obcych, którzy wchodzą nieproszeni do najbardziej bezpiecznego miejsca na świecie i na zawsze burzą jego spokój, jest jednym ze stałych tematów w amerykańskiej popkulturze, od literatury po film. Capote sprawił jednak, że podczas lektury mamy przemożne poczucie, że niemal siedzimy naprzeciwko mordercy. Jednocześnie dokładność, z jaką pisarz opisuje scenę zbrodni, skazanych w więzieniu, ich gesty, słowa, zachowanie, twarze, na długo zostaje z czytelnikiem także po lekturze.
 

Książki o USA. Z zimną krwią Capote
 

Książki o prowincji USA. Elizabeth Strout, „Olive Kitteridge”, „Olive powraca”, “To, co możliwe”, “Mam na imię Lucy”, Wieka litera, przeł. Ewa Horodyska.

Ta debiutująca późno, bo po czterdziestce pisarka od lat pisze o amerykańskiej prowincji, pokazując jej bolączki, blaski i cienie życia w małych miasteczkach (z plotkami i obgadywaniem na porządku dziennym), o małomiasteczkowych kompleksach i ambicjach. Jednak dopiero gdy jej trzecia książka „Olive Kitteridge”, została dostrzeżona i nagrodzona przez krytykę (otrzymała prestiżową nagrodę Pulitzera w kategorii Beletrystyka), a HBO uznało książkę za świetny materiał na serial, świat przyjrzał się uważniej prowincjonalnym, choć tak naprawdę przecież uniwersalnym historiom. Opowieść o zgorzkniałej, nieprzyjemnej i burkliwej, ale też głęboko wrażliwej nauczycielce matematyki, z perspektywy której oglądamy świat mieszkańców małego miasteczka, którzy łakną bliskości i zrozumienia, a zamiast tego rozdrabniają swoje życie na plotki i powierzchowne small talki, którzy pilnują pozorów i dbają o swój interes. Choć brzmi jak melodia, którą znamy, jednak napisana przez Strout sprawia, że nie możemy oderwać się od lektury.

W „Mam na imię Lucy” tytułowa bohaterka leży w szpitalu, spędzając czas na plotkach z odwiedzającą ją matką. Choć Lucy miała ponure dzieciństwo (dom przypominający bardziej obskurną szopę czy garaż niż dom, należała do tzw. białej prowincjonalnej biedoty), a matka nie była ciepła i opiekuńcza, dopiero teraz, gdy Lucy jest kobietą w średnim wieku, przestrzeń plotki i small talku jest jedyną, w której obie kobiety mogą poczuć się ze sobą dobrze. Z kolei w powieści „Amy i Isabel” plotka na temat córki wywraca życie jej matki do góry nogami, ale staje się też szansą na to, żeby rozliczyła się z przeszłością i zmieniła swoją relację z nastolatką oraz z kobietami ze swojego otoczenia. To opowieść o tym, jak skandal może odbić się na całej rodzinie, a mała miejscowość może okazać się zbyt ciasnym miejscem do życia. Strout sprawia, że trudno oderwać się od pozornie zwykłych, ale głębokich i mocnych historii. To też sposób na poznanie Ameryki, tej prowincjonalnej, choć nie tak ponurej.
 

Mam na imię Lucy, książka o USA
 

Felietony i eseje o USA. Joan Didion, „Rok magicznego myślenia”, „Biały album”, „Błekitne noce”, „Powiem wam, co o tym myślę”, wydawnictwo Relacje, przeł. Hanna Pasierska, „Dryfując do Betlejem”, wydawnictwo Cyranka, przeł. Mikołaj Denderski.

Nikt tak nie sportretował Ameryki lat 60. i 70., kiedy rodził się ruch hipisowski oraz druga fala feminizmu, jak ikona tzw. nowego dziennikarstwa, czyli introwertyczna, ale posługująca się słowem niczym bronią, Joan Didion. Dopiero od kilku lat w Polsce ukazują się jej reportaże i eseje zebrane w zbiory, dzięki małym wydawnictwom jak Cyranka czy Relacja. Didion znana jest z trafności w dobieraniu słów, porównań i metafor, z wyrazistości w kreśleniu świata, ale przede wszystkim – ona nie odwraca wzroku: od morderstwa, brzydoty, upadku czy wstrząsającego obrazu pięcioletniej dziewczynki po zażyciu narkotyków. Już pierwsze reportaże, zebrane potem w zbiór „Dryfując do Betlejem”, wywołały wstrząs w ówczesnych czytelnikach, ale szokują także dziś. Oto Didion zagląda i sprawdza, co kryje się za antywojennym, umajonym ruchem dzieci kwiatów w Kalifornii lat 60. Sprawdza, jak wygląda ich życie, idee i wieczne lato na co dzień. I obnaża pozorną niewinność, nazywając ją brakiem odpowiedzialności i ułudą, a odwagę życia w komunach nazywa zwykłą ucieczką z domu. Kontrkultura nie jest wspaniała i brawurowa, jest zabawą narkotykami. Podobnie przygląda się rodzącej się i wzbierającej drugiej fali feminizmu, zawsze podchodzi krytycznie – do fenomenów, wielkich haseł, do siebie samej. To spojrzenie tylko nabiera ostrości i bezkompromisowości w esejach zebranych w zbiorze „Biały album” (Relacja), w których przygląda się Ameryce po gwałtownych latach 60. Tu zagląda do bogatych domów i myśli uprzywilejowanych Kalifornijczyków, ale także na studenckie kampusy. Spotyka się z Jimem Morrisonem i obserwuje grupę Mansona po zbrodni dokonanej na Sharon Tate.

Moja pierwsza lektura Didion to „Rok magicznego myślenia”. Zaczęłam poniekąd od końca, ale pamiętam, jak zaskoczyło mnie jej pisarstwo: uważne, nie poddające się łatwym emocjom i sentymentowi, a także trafność użytych środków. Czytelnik wie, że lepiej tego i kolejnego zdania nie dało się napisać. A przecież w „Roku...” Didion pisze o sobie, o śmierci męża i żałobie, o strachu przed śmiercią jedynej córki. O jesieni życia obarczonej utratą, bez planu B. Jej eseje i reportaże to rzemiosło na poziomie mistrzowskim, wzór niedościgniony, a jednocześnie lektura, od której nie można się oderwać.
 

Ksiązki o USA. Biały album

 

Najlepsze opowiadania o USA. George Saunders, „Lincoln w Bardo”, Znak, przeł., Michał Kłobukowski; “10 grudnia”, W.A.B., przeł. Michał Kłobukowski, “Sielanki”, Znak, przeł. Michał Kłobukowski, „Kąpiel w stawie podczas deszczu”, Znak, przeł. Krzysztof Umiński.

Na koniec, jeśli chcecie czytać o współczesnej Ameryce, sięgnijcie po opowiadania George’a Saundersa. Jest za jednego z najlepszych współczesnych pisarzy amerykańskich, odkąd jego wydana w 2017 roku powieść „Lincoln w bardo”, zainspirowana życiem prezydenta Abrahama Lincolna, otrzymała najważniejszą prestiżową międzynarodową nagrodę Bookera. Ale to w wyrazistych i zapadających w pamięć opowiadaniach tkwi siła jego pisarstwa. Jego opowiadania są zabawne, przewrotne, ale przerażająco w punkt. W jednym z najlepszych, jakie ukazało się w tomie „10 grudnia” (W.A.B.) pt. „Dziewczęta Sempliki”, ojciec rodziny prosi w swoim dzienniku:

„Panie, daj nam więcej, Daj nam dość. Pomóż nie zostać w ogonie. A raczej pomóż nie zostać jeszcze bardziej niż dotąd. Ze względu na dzieci. Niech nie ucierpią przez nasze nienadążanie”.

W tej modlitwie zdaje się tkwić clue zabiegów fabularnych Saundersa: jego bohaterowie są w życiowych ogonach, są przegrywami, a gdy podejmują próby by zmienić, ulepszyć swoje życie, zazwyczaj dzieje się jeszcze gorzej.  I zazwyczaj nie jest to ich wina. A czasem jest. W tytułowym opowiadaniu zbioru „Sielanki”, główny bohater pracuje w parku rozrywki, udając przez cały dzień jaskiniowca. Ma nie wychodzić nigdy z roli, nawet jeśli całymi dniami żaden turysta nawet nie zajrzy do jego jaskini. Dzień spędza na pieczeniu kozy, udawaniu, że szuka robaków oraz wydawaniu niezrozumiałych dźwięków. Dopiero nocą może porozmawiać ze swoją współpracowniczką i wysłać faks do rodziny. I choć park rzadko odwiedzają turyści, a jego właściciele borykają się z kłopotami finansowymi, wolą zwalniać pracowników, lub namawiać ich, by donosili na swoich mniej wydajnych w pracy kolegów, niż wprowadzić realne zmiany, które poprawiłyby warunki pracy. Jeśli komuś przypomina to korporacyjny system wyzysku, który odziera pracowników z godności to jesteście na dobrej drodze. Wszyscy bohaterowie Saundersa marzą o lepszym życiu, a często te marzenia podszyte są głęboką frustracją i nienawiścią wobec tych, którzy maja lepiej, wobec systemu, który sprawia, że oni mają zawsze pod górkę i głębokim podskórnym zrozumieniem, że to nie jest ich wina. Ale czasem nawet Saunders pomaga, wysyłając nieogarniającej rzeczywistości młodej rodzinie ich babkę zza światów, pod postacią zombie, żeby zrobiła wreszcie porządek. Bo w Ameryce tylko siły nadprzyrodzone mają jakiś wpływ na zmianę życia.
 

Książki o USA. Lincoln w Bardo
 

A wy jakie książki o USA cenicie najbardziej? Dajcie znać. Więcej artykułów znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.

Zdjęcie okładkowe: źródło: shutterstock.com