Rozmowa z Bartoszem Gelnerem

Artur Zaborski: W „Pokoleniu Ikea” grasz hedonistę, który od związków i uczuć woli jednonocne znajomości i przypadkowy seks. Atrakcyjna postać dla aktora?

  • Bartosz Gelner: Nigdy wcześniej nie miałem okazji zagrać takiej roli - swoją postać lubię nazywać po prostu „dupiarzem”. W scenariuszu - w dialogach i wypowiedziach - pojawiła się pikanteria, z jaką się wcześniej nie spotkałem. Od samego początku złapałem także dobry kontakt z Dawidem Gralem, który urzekł mnie swoim charakterem. A do tego ten film to moja pierwsza próba zmierzenia się z mikrobudżetem. Pomyślałem, że to wszystko może złożyć się na interesujące wyzwanie.

 

Dodajmy do tego jeszcze pracę z Michaliną Olszańską. Wasza relacja na ekranie prezentuje się bardzo ciekawie. Z jednej strony, czuć między wami magnetyzm, z drugiej - jest tam też coś odpychającego. Jak udało wam się osiągnąć ten efekt?

  • Na sukces składa się wiele czynników, łącznie ze szczęściem, związanym na przykład z brakiem deszczu w scenach, które mamy kręcić na zewnątrz. Michalina jest według mnie bardzo utalentowaną aktorką młodego pokolenia, do którego i ja wciąż się zaliczam - tak się czuję, i tak siebie traktuję. Bardzo lubię takie aktorsko-osobowościowe wyzwania i sparingi - w dobrym znaczeniu tego słowa. Kiedy zderzają się dwie ukształtowane artystycznie dusze, mogą one coś sobie nawzajem przekazać przed kamerą. Przypomina to dobrze rozgrywany mecz tenisowy, przyjmowanie podkręconej piłki. Czerpię dużą przyjemność ze współpracy z interesującymi postaciami kobiecymi. To czyste guilty pleasure. Nigdy nie wiesz, czego możesz się spodziewać.

 

Twój bohater przeciwnie - spodziewa się zawsze tego samego, czyli seksualnych uniesień. Wydaje mu się, że znalazł klucz do kobiet, że z łatwością potrafi do nich dotrzeć.

  • Jeśli komukolwiek wydaje się, że posiada „instrukcję obsługi kobiet” - co jest oczywiście niemożliwe, bo taka nie istnieje - to świadczy to tylko o tym, że ma on ogromny problem ze sobą. Dlatego chciałem przyjrzeć się takiej postaci ze swojej perspektywy. To naturalne, że jeśli wcielasz się w jakiegoś bohatera, to potem próbujesz go obronić. W tym przypadku była to syzyfowa praca; czego bym nie wybronił, wszystkie moje próby i pomysły rozpadały się, gdy przewracałem kolejną kartkę scenariusza. Posługując się nomenklaturą narciarską, można powiedzieć, że był to dla mnie „interesujący zjazd”.

pokolenie ikea książka

Próbowałeś zrozumieć Piotra?

  • Jestem wielkim fanem kobiet, ale do tego rodzaju podejścia do nich i podrywu musiałem przekonywać się od nowa z każdą kolejną lekturą scenariusza. To nie moje rewiry, ta postać jest bardzo oddalona od moich przekonań. Ale to właśnie było interesujące - to, co można zrobić z takim rodzajem antybohatera. Jak go przedstawić.

Bartosz Gelner Dagmara Bryzek Pokolenie Ikea film
Bartosz Gelner i Dagmara Bryzek w filmie „Pokolenie Ikea”.
Fot. materiały prasowe Next Film

Mam wrażenie, że ten film próbuje powiedzieć nam coś o kondycji naszego pokolenia, które ma łatwy dostęp do seksu. Dzięki aplikacjom jest on w zasadzie na wyciągnięcie ręki, ale przez to, że nie trzeba się o niego starać, to nie angażujemy się weń należycie.

  • Z jednej strony cieszę się, że idziemy do przodu pod kątem rozwoju technologii. Wiele czynności staje się dzięki temu o wiele łatwiejszymi - nie posługujemy się już papierowymi mapami, nie gubimy się tysiące razy podczas letniego wyjazdu do Toskanii. Jedzenie możemy zamówić, nie wychodząc z domu. Nie musimy nawet dzwonić - możemy użyć aplikacji. I na tej samej zasadzie korzystamy z aplikacji randkowych.

 

Ty też masz z nimi jakieś doświadczenie?

  • Sam nigdy ich nie używałem, ale to nie znaczy, że je deprecjonuję. Wszystko jest po coś i wszystko jest dla ludzi, tylko problem polega na tym, że w całym tym natłoku ułatwień życiowych można zwariować, niczym Elon Musk czy Kanye West. Jeśli nie masz znajomych, którzy wówczas wyleją na ciebie kubeł zimnej wody, możesz się nieźle pogubić.
    Wspomniałeś o diagnozie pokoleniowej - jestem bardzo daleki od używania liczby mnogiej w odniesieniu do ludzi. Każdy z nas jest osobną jednostką. Myślę, że gdybyśmy mieli okazję się dziś spotkać i porozmawiać poza wywiadem, mielibyśmy odmienne spostrzeżenia dotyczące otaczającego nas świata, pomimo że jesteśmy niemal rówieśnikami. Dlatego nie oceniam. Szczepan Twardoch kiedyś powiedział: „Każdemu jego porno”. Bardzo lubię to sformułowanie. Jeżeli nie wyrządza się nikomu krzywdy, to wszystko jest w porządku. Nagie zdjęcia też są w porządku, o ile nie wypłyną. I o ile nie uciekamy po rynnie jednego z klubów w Brukseli, ukrywając swoją prawdziwą twarz. Nie zaglądam nikomu do telefonu, mam kompletny luz. Nie chciałbym też stać się doktorkiem, próbującym zdiagnozować nasze pokolenie.
    Literatura Piotra C. traktuje o ludziach nieco starszych od nas. My nie załapaliśmy się już na ten korporacyjny, seksualnie wyzwolony „boom” w Warszawie i innych dużych polskich miastach. Pojawiliśmy się, kiedy ta rzeczywistość już się kształtowała, kiełkowała. Wydaje mi się, że roczniki 1980-82 to ci odbiorcy, którzy mają możliwość obcowania ze wspomnianą literaturą na innym poziomie.

 

Nakład „Pokolenia Ikea” przekroczył 150 tys. egzemplarzy. Oczekiwania wobec ekranizacji muszą być bardzo duże. Czujesz z tego powodu presję?

  • Nie, bo nie zaczytywałem się w książkach Piotra C. ani przed rozpoczęciem pracy na planie, ani w trakcie. Spostrzeżenia autora nie były mi niezbędne do tego, abym mógł wykreować mojego bohatera. Bardziej odczuwam to teraz, w czasie działań promocyjnych. Okazuje się, że wpadłem do gniazda - mam nadzieję, że pszczół, a nie os, złożonego z osób, które wyczekują tej ekranizacji. Wielu czytelników jest ciekawych, jak do niej podeszliśmy i na ile zgadza się ona z ich wyobrażeniami. Ale przecież wszystko zostało już nakręcone. Jedyne, co mogę zrobić, to ubrać pelerynę, odporną na hejt. Z pewnością pojawi się on ze strony osób, które nie odnajdą w ekranizacji swoich wyobrażeń. Ale na planie zdjęciowym nie odczuwałem tej presji. Narzucenie sobie stresu związanego z oczekiwaniami publiczności wobec postaci, w którą się wcielasz, to chyba największy aktorski strzał w kolano.

Michalina olszańska bartosz gelner w filmie pokolenie ikea
Michalina Olszańska i Bartosz Gelner w filmie „Pokolenie Ikea”.
Fot. materiały prasowe Next Film

Jak sobie radzisz z hejtem w internecie?

  • Nie czytam wszystkiego, co się na mój temat pojawia. W środowisku aktorskim mówi się często, że znaczysz tyle, ile twoja ostatnia rola. Kiedy dostajesz za nią po głowie, nie jest lekko. Dlatego staram się realizować powierzone mi zadania na najwyższym poziomie, żeby tych batów zebrać jak najmniej. Szczerze mówiąc, w tym przypadku jestem o siebie spokojny.

 

W „Pokoleniu Ikea” masz sporo scen, w których musiałeś odsłonić ciało. Czy na tym etapie kariery to wciąż jest wyzwanie, czy jesteś już z tym oswojony?

  • Traktuję ciało jako pewien instrument i staram się o niego dbać - w granicach rozsądku. Zawsze znajdą się osoby, które powiedzą, że coś im nie odpowiada, więc nie jestem z tym w pełni oswojony. Zresztą nie chciałbym być oswojony z jakąkolwiek ze scen. Ale ja sam jestem w miarę zadowolony ze swojej aparycji. Pewnych rzeczy nie jestem w stanie zmienić. Jako aktorzy zawsze wystawiamy się na ostrzał dotyczący tego, jak wyglądamy, jak się prezentujemy. Negatywne komentarze należałoby skonfrontować w cztery oczy, ale oczywiście internetowy hejt jest o wiele łatwiejszy. W dobie podrasowywania zdjęć trzeba zatem być oddanym sobie i starać się dobrze funkcjonować. Nie mam na to innej recepty. Pracuję nad sobą, to jest nieustanny proces.

Wiecej artykułów o filmach znajdziecie w pasji Oglądam.

Zdjęcie okładkowe i zdjęcie w treści: materiały prasowe Next Film.