„Wesele” – koszmar licealistów i licealistek, maturalny pewniak, wspaniały materiał na kartkówkę („Grupa A: wymień gości z miasta i napisz, na kim byli wzorowani. Grupa B: goście ze wsi”), źródło cytatów i powiedzeń. Utwór Stanisława Wyspiańskiego, obudowany dodatkowo „Plotką o >Weselu< Wyspiańskiego” autorstwa Tadeusza Żeleńskiego „Boya” wydaje się tak wybadany, wytarty i wyinterpretowany, że nie sposób wycisnąć z niego ani kropli więcej.

W nominowanych do nagrody Nike „Pannach z >Wesela<” na blisko sześciuset stronach Monika Śliwińska próbuje zmierzyć się z tym problemem i pokazać bohaterów Wyspiańskiego z innej strony. Zresztą już w tym sformułowaniu, które moje palce same wystukały na klawiaturze, zawiera się istota problemu. To nie są pierwotnie bohaterowie Wyspiańskiego, tylko żywi ludzie, znajomi pisarza i ich rodziny, będący w najlepszym razie inspiracją dla dramatu. I tym właśnie zajmuje się Śliwińska – odcięciem Bronowic Małych od literackiej narośli i pokazaniem, jak naprawdę wyglądało życie podkrakowskiej wsi. Jej uwaga skupia się na rodzinie Mikołajczyków: to ich trzy córki rozkochają w sobie artystów z miasta, stając się przyczyną niegasnącego oburzenia w galicyjskich salonach.

Panny z Wesela

Historia ludowa

Ostatnio na półkach księgarni (namacalnych i wirtualnych) pojawiło się sporo książek dotyczących szeroko rozumianej historii ludowej, prezentowanej w rozmaitych stylach: od historyczno-fantastycznej „Baśni o wężowym sercu” Radka Raka (zeszłorocznego laureata Nike), poprzez anegdotyczne „Bez pana i plebana” Dariusza Zalegi, aż po sążnistą „Ludową historię Polski” Adama Leszczyńskiego czy błyskotliwy esej antropologiczny „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego. Spodziewałam się, że Śliwińską będzie można na tej półce odzyskanych historii ustawić. Ale w odtwarzaniu historii grup, które do tej pory nie miały głosu pojawia się zazwyczaj problem źródeł. Historię piszą zwycięzcy, i nie chodzi wyłącznie o triumfatorów wojen, ale o grupy uprzywilejowane. Chłopki są wykluczone podwójnie: jako klasa niższa i jako kobiety. Nie pozostawiły po sobie dzienników ani listów, bo rzadko umiały pisać, zresztą ich życie zamknięte było w kręgu codziennych obowiązków, więc o czym by pisać miały? O karmieniu świń i gotowaniu kaszy? Nikt nie interesował się specjalnie tym, co miały do powiedzenia (aż do czasów powojennych, kiedy to na fali nowego porządku świata regularnie ogłaszane są konkursy na wspomnienia i pamiętniki mieszkańców i mieszkanek wsi), dlatego trudno odtworzyć ich emocje, poglądy czy życiową filozofię. Mówimy czasami z rozpędu, że Wyspiański w „Weselu” genialnie portretuje twardo myślące chłopki, kładące rozemocjonowanych polityką i wizjami niepodległości mężczyzn do łóżek i wpadamy w pułapkę. To nie jest herstoria, to są kobiety widziane oczami mężczyzny, mieszkańca miasta, artysty, którego nadrzędną misją jest stworzenie dobrego utworu – i nic w tym złego. Ale „Wesele” to nie źródło.

Braku źródeł nie może przeskoczyć też Śliwińska. Jej książka nadal stawia w centrum mężczyzn z krakowskiej bohemy. Siostry Mikołajczyk są postaciami w najlepszym razie drugoplanowymi, a może znajdują się nawet dalej na liście podmiotowości, wyprzedzone przez wykształcone matki i znajome ich mężów. Pozostają nieme, upozowane do fotografii, przysłonięte ludowymi kostiumami, w które z zachwytem stroili je Rydel i Tetmajer. Tylko czasami błyskają iskierką osobowości: Anna Tetmajer na późnym zdjęciu bez chustki, w zwykłej bluzce, nagle bardzo zwyczajna i współczesna oraz jej siostra Jadwiga, pisząca po raz pierwszy w życiu list, adresowany do ukochanego Lucjana, który przebywa na narzuconym przez rodzinę wyjeździe, testującym trwałość uczuć do dziewczyny z ludu. List nieporadny, pełen błędów i zażenowania nimi, ale jednak przepełniony poczuciem pewności, że ich miłość przetrwa wszystkie próby.

Odzyskanie historii kobiet

Takie odsłonięcia autentycznych Mikołajczykówien to jednak wyjątki. Widzimy je ciągle w narracjach innych, w listach matek Rydla i Tetmajera, przekonanych, że ordynarne chłopki zrujnują ukochanym synkom życie i opinię, że małżeństwa rozpadną się, że życie na wsi okaże się kolejną mrzonką, przelotną modą. „Włodzio ma córkę. Jadwigę, Annę, Julię. Niby oczy ojca, ale całość chłopska. Byłam na chrzcie, co mi sprawiło wielką przykrość. Czułam, że dziecko nie nasze!” – pisze Tetmajerowa. Przekonanie się do synowej zajmie jej całe lata. Nadzieję na coś więcej dawały wspomnienia dzieci Tetmajerów i Rydlów – ale w nich także główną rolę odgrywają ojcowie, albo matki w kontekście ojców, rzadko samodzielnie. Najbardziej milcząca jest Marysia Mikołajczykówna – prawdopodobnie zaręczona ze zmarłym na gruźlicę malarzem Ludwikiem de Laveaux, potem zamężna z chłopem z rodzinnej wioski, a po jego śmierci z urzędnikiem niższego stopnia. W jej osobie realizują się wszystkie scenariusze, realne i potencjalne. I jej opowieść najbardziej chciałabym usłyszeć. Czy myślała kiedyś, że ominęło ją coś, co jej siostry zdobyły? A może była zadowolona w znajomej codzienności, wolna od ciężaru życia pod pręgierzem opinii krakowskiej socjety?

Książkę Śliwińskiej świetnie się czyta - jest znakomicie udokumentowana, ozdobiona wyjątkowymi zdjęciami, pokazuje tradycje i obyczaje dziewiętnastowiecznej Galicji w okolicach Krakowa, uświadamia także (co było dla mnie zaskakujące) jak skonwencjonalizowane było życie zarówno na wsi, jak i w mieście, ile miejsca zajmowały w nim rytuały i robienie rzeczy w zgodzie z przyjętymi normami. Pokazuje także między wierszami jak trudne, a czasami wręcz niemożliwe jest odzyskanie historii kobiet - dlatego spieszmy się ją rejestrować, dopóki jest taka możliwość, bo potem zostaną nam tylko nieme zdjęcia.

Sprawdźcie też pełną listę książek nominowanych do Nagrody Literackiej Nike oraz zajrzyjcie do naszej zakładki z recenzjami wybranych tytułów.

Zdjęcie okładkowe: tło: shutterstock.com