Nieważne, jakiego formatu jesteś gwiazdą. Być może masz swoje pięć minut i właśnie płyniesz z prądem, płyty się sprzedają jak bułeczki, trasa koncertowa trwa, a kolejka dziennikarzy proszących o wywiad wydłuża się z każdym dniem. To wszystko super zabawa i z pewnością wydaje ci się, że masz świat u stóp. Jednak, kiedy odzywa się telefon i po drugiej stronie słyszysz jej imię, proporcje się zmieniają, robisz przerwę i stawiasz się natychmiast w studio, aby pracować właśnie dla niej! Tak zrobili między innymi Pharrell Williams, Timbalanad i Justin Timberlake. Ale czy jest na tej planecie ktoś, kto odmówiłby Madonnie?

 

Jak się to wszystko udało? Było zabawnie w czasie nagrywania „Hard Candy”, czy raczej ciężko?

Przede wszystkim trwało to bardzo długo. Nie zrobiliśmy całości na raz, praca była rozłożona na transze, bo ludzie, z którymi pracowałam są na co dzień bardzo zajęci. Nagrywają, koncertują, grają w filmach. Trudno było wszystko sensownie zaplanować. W efekcie wyglądało to tak, że wpadaliśmy do studia na dwa tygodnie, potem kilka tygodni przerwy, potem znowu dwa tygodnie nagrań, potem znowu przerwa i tak aż do końca. Dlatego praca nad nowym albumem trwała dłużej niż zazwyczaj…

Jesteś zaangażowana w niezliczoną ilość różnych projektów w najróżniejszych dziedzinach. Czy muzyka jest wciąż ważną częścią Twojej aktywności artystycznej?

Hm…, czy jest ważną częścią? Wszystko, co się ze mną dzieje, to nieustanna kreacja. Zaczynałam jako tancerka, to było bardzo mocno związane z muzyką. To, że później zaczęłam pisać i śpiewać piosenki, było naturalnym następstwem. Teraz, kiedy zajmuję się filmem, wciąż myślę pod kątem muzyki. Kiedy wymyślam nową scenę, zastanawiam się równocześnie, jaka muzyka będzie jej towarzyszyć… Zawsze będę pisać muzykę! Wydaje mi się, że to forma sztuki, która najlepiej trafia do ludzi. Ma najlepsze przyjęcie. Można stwierdzić, że muzyka to moja największa miłość (śmiech)…

Czy udało Ci się osiągnąć wszystko, co zamierzałaś w związku z wydaniem „Hard Candy”?

Przede wszystkim chciałam, żeby moje nowe piosenki zapadały ludziom w pamięć i to niewątpliwie się udało! Utworem – osią, wokół którego wszystko się obraca jest pierwszy singiel „Four Minutes To Save The World”. To bardzo ważna piosenka, bardzo aktualna, choć równocześnie całkiem zabawna. Jeżeli zwraca się uwagę na to, co się dzieje na świecie, na Bliskim Wschodzie, w związku z wyborami, co się dzieje ze środowiskiem naturalnym... Wszędzie panuje chaos i niepokój. Wszystko to są znaki, które zmuszają nas do zastanowienia, co można z tym zrobić? Czy chcemy być częścią problemu, czy częścią rozwiązania. Z drugiej strony, ludzie wciąż potrzebują wsparcia i otuchy. Potrzebują zabawy. Koncentrowanie się wyłącznie na negatywnych informacjach może nas całkowicie sparaliżować. Dlatego ważne jest, aby dać ludziom trochę nadziei. To jest właśnie myśl przewodnia „Four Minutes To Save The World”. Czy można ocalić świat piosenką? Czy można obudzić ludzi? I tak i nie… „Imagine” Johna Lennona może być świetnym przykładem. Wspaniała kompozycja i ponadczasowy tekst, aktualny dziś tak samo jak w chwili pisania…

A pozostałe utwory, opowiesz coś o nich?

Album zaczyna się od „Candy Shop”, to jedna z moich ulubionych piosenek. Świetnie oddaje nastrój, w jakim byłam pracując nad płytą. Oczekiwanie na zabawę, ochota na taniec, gra słów. Sam tytuł jest zapowiedzią tego, co czeka dalej. Kiedy wejdziesz do sklepu ze słodyczami, masz ogromny wybór różnych smaków. Taka jest ta płyta - są piosenki poważne, są rozrywkowe, są szybkie, są wolne… „Four Minutes”, to przede wszystkim te trąby Timbalanda! To brzmi jak orkiestra dęta! (śmiech). „Give It 2 Me” to utwór w konwencji hymnu i myślę, że świetnie się sprawdzi na koncertach. „Heartbeat” to kawałek Pharrella. On jest geniuszem, potrafi idealnie połączyć ze sobą różne style i gatunki. „Miles Away" to piosenka o miłości i tęsknocie, kiedy ktoś jest bardzo daleko. Ten utwór dotyka każdego, kto pracuje w podobny sposób do mnie. Kiedy wciąż jesteś poza domem, cały czas w podróży, daleko od tych, których kochasz, dochodzisz do takich relacji „na odległość”. A to jest spore wyzwanie.

„She’s Not Me” jest następna… Fajny kawałek. Szczególnie ten bas...

Tak, to jest bardzo „old schoolowe”. Pisząc tę piosenkę słuchaliśmy sporo Debbie Harry. Możemy powiedzieć, że „She’s Not Me” to takie zderzenie Debbie Harry i Glorii Gaynor w stylu „I Will Survive”… Dalej mamy „Incerdible” – piosenkę, która zaczyna się inaczej i później zmienia, więc mamy tu rodzaj muzycznej podróży. W „Beat Goes On” pojawił się Kanye West. Szczęśliwie się złożyło, że akurat nagrywał na drugim końcu korytarza, więc po prostu wyciągnęliśmy go ze studia (śmiech). Potem wyszła moja natura, facet męczył się jakieś osiem godzin, zanim nagraliśmy wersję, która mi się podobała. To było dość niezwykłe, kiedy wtrącałam się Kanye do jego rapu, bo ja nie rapuję, nie nagrywam takich płyt. Pharrell śmiał się ze mnie cały czas, kiedy mówiłam do Kanye „może byś to powtórzył”?

W „Dance 2Night” znowu pojawia się Justin Timberlake…

To kolejny numer utrzymany w starym stylu. Trochę soulowy, utrzymany w klimacie lat ‘70 i ‘80. To jest brzmienie, które pamiętam z moich pierwszych wizyt w nowojorskich klubach. Tekst opowiada prostą historię, chłopak spotyka w klubie dziewczynę i bardzo się sobie podobają (śmiech). Niczego więcej się nie doszukuj! „Spanish Lessons” to pomysł Pharrella, poparty latynoskim riffem mojego gitarzysty Monty’ego. „Devil Wouldn't Recognize You” to piosenka trochę poważniejsza od pozostałych. Mam nadzieję, że sprowokuje ludzi do myślenia. Podobnie „Voices”. Te dwie piosenki powstały, kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się z Justinem. Myśleliśmy razem, o czym chcemy napisać i do głowy przyszli nam ludzie, którzy wciąż coś udają, grają z innymi w jakieś gry i wysysają energię. Każdy ma takie postaci w swoim życiu.

Co planujesz po premierze płyty? Będzie trasa?

I to jaka! Już wszystko planuję – scenę i cały scenariusz. Koncerty to zjawisko, które kocham i którego nienawidzę równocześnie! Uwielbiam wymyślanie wszystkiego, dwa pierwsze tygodnie i dwa ostatnie tygodnie. Wszystko, co jest pomiędzy, to ciężka harówka!


Opracował Piotr Miecznikowski