Rozmowa z Grzegorzem Chlastą, autorem książki „Czterech” o powstaniu Urzędu Ochrony Państwa. Wojciech Brochwicz, Konstanty Miodowicz, Piotr Niemczyk i Bartłomiej Sienkiewicz opowiadają Chlaście o sprawach, które do tej pory były owiane tajemnicą, bądź ukryte za niedomówieniem. Teraz przyszła pora, by wydobyć na światło dzienne rzeczy, które nie wszyscy przyjmą ze spokojem….
Dlaczego zdecydował się Pan napisać tego typu książkę?
Lubię filmy szpiegowskie. Wydało mi się ciekawe „jak zające stają się wilkami”. Jak ludzie, którzy byli ofiarami służb specjalnych sami stali się tymi służbami. Jak to wyglądało? Jaki miało na nich wpływ? Na ile udało się im to wrogie przejęcie? Jak się wnika w taką sytuację i jaką płaci za to cenę? W dodatku oni mieli na to wszystko szalenie mało czasu, działali pod olbrzymią presją na kompletnie nie znanym wcześniej gruncie. Weszli do Mordoru systemu, który chcieli obalić. Czy to nie pobudza wyobraźni?
Czego Pan się dowiedział od bohaterów o służbach specjalnych?
Że służby to urząd.
Najbardziej sensacyjny fragment książki?
Były szef kontrwywiadu opowiada o tym, jak w centrum Warszawy próbował go zwerbować rosyjski wywiad. Miałem wrażenie, że siedzę z nimi przy stoliku w kawiarni.
A skąd pan wie, że mówi prawdę?
Nie wiem. On mówi, że też nie wiedział kto i po co tak naprawdę go zaprosił. Gąszcz luster. Ale spotkać się musiał. Taka gra. I on o tym w książce opowiada.
Kim są pana bohaterowie?
Młodymi opozycjonistami z PRLu, których historia rzuciła na Rakowiecką w Warszawie, do MSW, któremu szefował jeszcze wówczas generał Czesław Kiszczak. Krzysztof Kozłowski jako przedstawiciel Solidarności już tworzył UOP. Miejsce akcji to centrala Służby Bezpieczeństwa - strażnika zwalczanego przez nich systemu. Ludzie z różnych domów, o różnych tradycjach. Z wyjątkiem Miodowicza nie mieli skończonych trzydziestu lat. Jeden jest prawnukiem Henryka Sienkiewicza. Piotr Niemczyk to wnuk Cata-Mackiewicza. Wojciech Brochwicz to syn oficera Ludowego Wojska Polskiego, szefa studium wojskowego na UJ. A Konstanty Miodowicz, z którym z powodu jego śmierci nie udało mi się już porozmawiać, to syn szefa prorządowego w PRLu Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Ale zamysł książki był taki, że to ich wspólna opowieść i jakoś Miodowicz jest w niej obecny. Moim rozmówcom bardzo na tym zależało. Przy czym okazuje się, że jeden z nich jest poetą a inny pisze podręcznik białego wywiadu na podstawie powieści szpiegowskich. A zdarza się mu i pisać opowiadania.
Szpiegowskie?
Tak. Na przykład o agencie Tomku. Można je przeczytać w książce. Jest też odnaleziony po latach wiersz. I Joseph Conrad, który przewija się przez całą opowieść.
Jak wyglądały spotkania z bohaterami?
Późnym wieczorem, po pracy jeździłem do ich biur w różnych częściach Warszawy. Jakimś dziwnym trafem wszystkie charakteryzowały się tym, że trudno było za pierwszym razem do nich trafić. Mam wrażenie, że oni się tym trochę bawią. Siadaliśmy i rozmawialiśmy. Z Brochwiczem przy zielonej herbacie. Z Sienkiewiczem, który nie był jeszcze wówczas ministrem spraw wewnętrznych, przy odrobinie calvadosa lub u Niemczyka przy kawie. No i rozmawialiśmy. Pytałem o młodość. I Niemczyk opowiedział mi jak próbował sobie przegryźć żyły w więzieniu. Pytałem ich o pierwszy dzień na Rakowieckiej. O to na czym polegała właściwie ich praca? Jak zapamiętali komisje weryfikujące funkcjonariuszy SB? Kto i jak tworzył od środka Urząd Ochrony Państwa. No i Sienkiewicz na przykład opowiedział mi w gruncie rzeczy historię pewnego rozczarowania.
Dlaczego?
Oni to wyjaśniają w książce. Opowiadają o zderzeniu z polityką, z ludźmi, którzy inaczej pojmowali rolę służb i o tym, jak pod wpływem zdobywanych doświadczeń zmieniał się ich stosunek do ludzi, których zastali w MSW. Bo przyszli tam jako „czekiści nowej rewolucji”.
Ludzie Solidarności jako „czekiści”?
A wie Pan, że jednego z nich pytam o pokrewieństwo z Feliksem Edmundowiczem Dzierżyńskim?
Przyznał się?
Proszę zajrzeć do książki. To jest ciekawy trop. I takich ciekawostek jest tam więcej. Choć oczywiście przede wszystkim jest to opowieść o tym, jak na początku lat 90-tch powstawał zrąb służb specjalnych niepodległej Polski. I oni po raz pierwszy opowiadają o tym w dość otwarty sposób. Przy czym nie stronią od historiozoficznych lub prawniczych dygresji. Nie ukrywają swoich poglądów. Jest sporo anegdot. W pewnym momencie zresztą Piotr Niemczyk dopisał do tej książki specjalne oświadczenie, w tej sprawie. Żeby nie było za wesoło.
A czy odnoszą się też do tego, co mówią o nich przeciwnicy?
O tak. Sienkiewicz opowiada, jak się rodziła „czarna legenda pułkowników”. Opowiada jak z bronią w ręku chcieli zmienić bieg historii. Niemczyk opowiada dlaczego stworzył słynną instrukcję 0015, za którą prawica go wyklęła. Pytam ich o opcję zerową w służbach. O to co dziś sądzą na temat weryfikacji funkcjonariuszy SB. Ale też o prowokacje, które się im przypisuje. Pytam Brochwicza o sprawę Jaruckiej, pytam ich o sprawę Olina i o szafę Lesiaka. Są też pytania o zwerbowanego przez SB działacza Solidarności, który - chcąc się wybielić w innej książce - oskarża ich, że chcieli z niego zrobić agenta UOP. Naprawdę ciekawe!
Czy planuje Pan następna książkę?
Rozmowa jest podróżą. Pamięć, wrażliwość i wyobraźnia innych niosą nas w nieznane miejsca, przestrzenie, sytuacje. To wymaga skupienia, uwagi i bywa wyczerpujące. Zwłaszcza, że książki o szpiegach to wyprawy do jądra ciemności... Myślę o następnej książce ale najpierw przysiądę przed podróżą.
Komentarze (0)