Autorka: Ewa Świerżewska

Agata Loth-Ignaciuk, założyła i prowadzi Wydawnictwa Druganoga. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Napisała i zilustrowała książki o Tosi („Tosia i karteczka”, „Tosia i pudełko”, „Tosia i żarówka” Wydawnictwo Muchomor).  Autorka książek „Draka w muzeum", „Doba na oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?" i „Marek Kamiński. Jak zdobyć bieguny Ziemi… w rok” do których ilustracje stworzył Bartłomiej Ignaciuk.

Przecinek i kropka

Rozmowa z Agatą Loth-Ignaciuk

Ewa Świerżewska: Skąd się wzięła Druganoga?

  • Agata Loth-Ignaciuk: Pracując jeszcze jako graficzka w tygodniku „Przekrój”, myślałam o ilustrowaniu książek. Moją przygodę z książkami dla dzieci zaczęłam od autorskiej serii o „Tosi”, wydanej przez wydawnictwo Muchomor. Miałam wiele pomysłów i zrozumiałam, że nie dam rady ich wszystkich zrealizować jako ilustratorka czy autorka tekstu. Jedynym rozwiązaniem było założenie własnego wydawnictwa. Mój mąż ukończył ASP, ale od lat zajmuje się reżyserią filmową. Pomysł wydawnictwa książek dla dzieci i powrotu do plastycznych korzeni bardzo go ucieszył. Druganoga to dość oczywista nazwa i symbol tego, czym jest dla nas wydawnictwo. Powrotem do źródeł naszych pasji i równowagi.

A jeśli chodzi o początki wydawnictwa, to był to skok na głęboką wodę. Nie miałam żadnego doświadczenia wydawniczego, nie wiedziałam, jak działa rynek, dystrybucja. Teraz z perspektywy czasu myślę, że było to dość szalone przedsięwzięcie.

Wraz z Bartłomiejem Ignaciukiem stworzyliście jako duet autorsko-ilustratorski już kilka książek. Jak się pracuje z własnym mężem?

  • Rzeczywiście stworzyliśmy z Bartkiem razem już 3 książki. Najtrudniejsze w pracy z mężem jest rozgraniczenie życia rodzinnego od zawodowego. No i ten dylemat, który też mam jako wydawczyni: czy lepiej, żeby mąż rysował, bo termin oddania do druku się zbliża, czy lepiej, żeby ugotował obiad, albo odwiózł dziecko na trening. A tak na poważnie, to przyjemnie jest wymyślać książki razem. Łatwiej się też tworzy książki graficzne – wciąż można coś uzupełniać, wykreślać z tekstu coś, co pojawiło się w ilustracji, albo pod wpływem ilustracji zmieniać tekst. Najpierw powstaje zarys, konspekt. Już wtedy często Bartek tworzy pierwsze szkice czy ilustracje.

Pierwszą książką, którą razem stworzyliśmy i wydaliśmy była „Draka w muzeum” – historia dwóch chłopców, którzy chcąc zaimponować kolegom, włamują się do Muzeum Narodowego w Warszawie. Pomysł na książkę narodził się podczas wizyty z dziećmi w Muzeum. Znudzone szwendały się od sali do sali, a ja zastanawiałam się, jak przemycić ciekawe historie o różnych eksponatach. Tak powstała książka sensacyjna. Miała zachęcić do wizyty i mogła też być rodzajem przewodnika – poszczególne galerie, do których wstępowali chłopcy i trasa, którą się przemieszczali, odzwierciedlała ówczesny układ galerii i rozmieszczenie eksponatów.
Kiedy tylko powstał zarys fabuły, Bartek zaczął tworzyć ilustracje – to były linoryty, które już w komputerze połączył ze zdjęciami muzealnych dzieł sztuki.

Do tej pory tworzyliśmy książki będące bardziej literaturą faktu. Obie książki o podróżnikach „Doba…” i „Marek…” powstawały we współpracy i za zgodą naszych bohaterów. Zaczynałam od dokumentacji, zbierania materiałów i spotkań. To nie było łatwe, bo nasi bohaterowie, jak przystało na podróżników, wciąż się przemieszczali. Kiedy powstał zarys tekstu, Bartek rysował. Czasem rysował równolegle z powstawaniem tekstów, zbierał swoją dokumentację, przeglądał zdjęcia. I tak, powoli łączyliśmy to w całość.

Książka o Aleksandrze Dobie rozpoczęła projekt wydawniczy „Niezwykłe wyprawy i wyczyny”, a potem przyszła kolejna, pt. „Marek Kamiński. Jak zdobyć bieguny Ziemi… w rok”.

  • Pomysł na książkę o Aleksandrze Dobie tak naprawdę nie był nasz – podsunęli nam go przyjaciele. Szukaliśmy tematu na książkę graficzną, która byłaby reportażem, literaturą faktu. Początkowo nie mieliśmy pomysłu na serię, to przyszło później. Książka „Doba na oceanie” ukazała się, m.in. w Niemczech, Hiszpanii, Włoszech, Chinach, Korei, w Rosi i na Ukrainie. To dla nas duża satysfakcja, a dla pana Aleksandra Doby to była duża radość, że mógł się dzielić swoją historią z czytelnikami w innych krajach.

Jak wyglądała praca nad książką o Marku Kamińskim? Poznaliście bohatera, czy musiały Wam wystarczyć ogólnie dostępne źródła?

  • Odkąd postanowiliśmy, że książka o Olku Dobie zapoczątkuje serię o niezwykłych wyprawach, Marek Kamiński był dość oczywistym pomysłem. Skontaktowaliśmy się z nim. Marek był bardzo otwarty na nasz pomysł. Okazało się, że jest wielkim miłośnikiem i znawcą powieści graficznych. Bartek odwiedził go w Gdyni i czas upłynął im na wymianie tytułów ulubionych japońskich autorów komiksów. Potem spotykaliśmy się kilkukrotnie. Marek uzupełniał naszą wiedzę zaczerpniętą z książek i wyjaśniał detale. Wciąż mamy w domu albumy, które musimy mu zwrócić przy najbliższej okazji.

Marek Kamiński

Korzystając z Twojego pośrednictwa, chciałabym zapytać ilustratora, dlaczego postawił akurat na tych kilka wybranych barw, z których tak mocno wyróżnia się pomarańczowy.

  • (Bartek) W kwestii wyboru gamy kolorystycznej muszę wrócić do książki o Olku Dobie. Postanowiłem zilustrować tę książkę w technice scratchboard. Polega ona na wydrapywaniu farby z czarnej planszy i odsłanianiu w ten sposób bieli. To bardzo podobna zasada pracy do technik graficznych, takich jak linoryt. Na początku miałem zamiar używać wielu kolorów, żeby dopełnić mocny, czarny rysunek. Jednak w kolejnych wariantach zredukowałem kolor do jednego, subtelnego błękitu. To w pewien sposób określiło estetykę kolejnej książki, tej o Marku Kamińskim. Biegun – niezależnie czy północny, czy południowy, wydaje się monotonny kolorystycznie, wręcz pozbawiony barwy. Wbrew temu postanowiłem użyć trzech kolorów. Ciemny granat zastąpił czerń – kontrast rysunku, a jasny błękit równoważył ciepły i dość intensywny pomarańcz. Często używałem tych kolorów w sposób symboliczny, znacząc ciepłą strefę namiotu i bohaterów oraz mroźną krainę wokół nich. Ale ilustracja nie rządzi się zawsze tak żelazną logiką, dlatego proszę odbierać ją bardziej emocjami niż rozumem.

Granat i pomarańcz dominują także na okładce innej książki Wydawnictwa Druganoga, pt. „Nolens Volens, czyli chcąc nie chcąc” Zuzanny Kisielewskiej z ilustracjami Agaty Dudek i Małgorzaty Nowak. Muszę przyznać, że to książka niezwykła pod każdym względem.

  • Nasza córka, będąc w siódmej klasie, musiała się uczyć sentencji łacińskich - było to tradycyjne uczenie się na pamięć. I wtedy pomyślałam, że to świetny pomysł na książkę, która przemycałaby sporo wiedzy, będąc jednocześnie przystępną i zabawną. Zgłosiłam się do Zuzanny Kisielewskiej, a potem to już był projekt - marzenie każdego wydawcy. Autorka miała świetny pomysł na uporządkowanie sentencji i z werwą je opisała, a Agata Dudek i Małgosia Nowak z Acapulco Studio stworzyły do tekstów nowoczesne, pełne energii ilustracje, które sprawiają, że książki w ogóle się nie odbiera jako historycznej.

 „Nolens” to książka, która niejako „ożywia” łacinę. Wszyscy często słyszymy czy używamy mniej lub bardziej znane sentencje, ale rzadko znamy ich genezę, a często nie do końca wiemy, co one oznaczają. To jest świetny temat, bo klasyka jest zawsze aktualna, a siła tej książki polega na ciekawym ujęciu tematu. Autorce udało się pokazać, jak współczesna jest łacina i jak często ją „spotykamy” na przedmiotach codziennego użytku (pieniądze), budynkach, pomnikach. Mnóstwo jest sentencji w literaturze i warto choć co nieco o nich wiedzieć.

Nolens Volens

Nie jest to pierwsza książka tej autorki wydana przez Ciebie. Poprzednia to „12 półtonów. Książka o muzyce”.

  • 12 półtonów. Książka o muzyce” to pierwsza książka Zuzanny Kisielewskiej, którą napisała dla Drugiejnogi. Niełatwo jest pisać o muzyce, a autorka stworzyła bardzo ciekawą książkę popularno-naukową, która ma dużą dawkę wiedzy nie tylko z teorii muzyki, ale także z historii, psychologii, a nawet neurobiologii. Wszystko jest lekko i zabawnie opisane anegdotami, z dużą dawką humoru. Książka jest świetnie zilustrowana i zdobyła wyróżnienie za oprawę graficzną w konkursie Polskiej Sekcji IBBY.

12 półtonów

Prócz wspomnianych wcześniej tytułów, w ofercie Drugiejnogi coś dla siebie znajdą także najmłodsi czytelnicy.

  • Druganoga ma w swojej ofercie kilka książek dla najmłodszych. Wydajemy norweską serię o Lisku i Prosiaczku z niezakręconym ogonkiem, napisaną przez Bjorna F. Rorvika, zilustrowaną przez Pera Dybviga. To bardzo zabawne historyjki, z często absurdalnym poczuciem humoru, brawurowo przetłumaczone przez Iwonę Zimnicką. To książki, które podsuwają mnóstwo tematów do rozmowy, nie będąc jednocześnie nachalnymi opowiadaniami z wyczuwalnym morałem. Czytanie na głos dzieciom sprawi też mnóstwo radości dorosłym.

W tym roku wydaliśmy „Niemożliwe” Catariny Sobral - popularno-naukową książkę dla najmłodszych czytelników o powstaniu Wszechświata. W bardzo jasny sposób tłumaczy, jak doszło do Wielkiego Wybuchu i co z tego wynikło. Jest fantastycznie zilustrowana i jest świetną pozycją, która w prosty sposób tłumaczy skomplikowane rzeczy.

Dla młodszych, a właściwie dla całych rodzin mamy w ofercie książkę kucharską o naleśnikach, pt. „Wszyscy jedzą naleśniki. Książka z przepisami”. Są w niej przepisy na placki z całego świata, no i możemy się z niej dowiedzieć, skąd się bierze mąka, jajko, mleko. Okazuje się, że nie tak łatwo jest zrobić naleśniki – najpierw trzeba wysiać zboże i wydoić krowę.

Na stronie Wydawnictwa przeczytałam, że „ograniczenia wiekowe są czystą teorią”. To czym, jeśli nie wskazówkami dotyczącymi wieku czytelnika, powinien kierować się rodzic, wybierając książkę dla swojego dziecka?

  • Bardziej chodzi o to, że nasze książki nie mają określonej górnej granicy wieku. Staramy się traktować dzieci poważnie i tworzyć książki, które sami chcielibyśmy czytać. Tekst musi być przystępny, co nie znaczy, że ma być naiwny. „Nolens Volens”, lub „12 Półtonów” to dla nas, dorosłych, szansa na uzupełnienie lub zdobycie ciekawej wiedzy. Czytając dziecku, przekazujemy ją własnym głosem, nie nudząc się przy tym jednocześnie. Nieodżałowany Olek Doba chwalił nas za detaliczny i realistyczny opis jego wypraw. Próbujemy odnaleźć tę odrobinę ciekawskiego dziecka, które pozostaje w nas, dorosłych.

Dziękuję za rozmowę.

(fot.  Katarzyna Fortuna)