Nie ma sensu się spierać - fakt, że muzyka w XXI wieku zaczyna wznosić się ponad ograniczenia gatunkowe i stylistyczne, to niezaprzeczalnie pozytywne zjawisko. To, co kiedyś łatwo było sklasyfikować jako rock, pop czy elektronikę, dziś zaczyna się mieszać w jedność, tworzyć nowe brzmienia, barwy i co najważniejsze - wywoływać nowe emocje. Baranovski jest z całą pewnością jednym z tych artystów, którzy potrafią taki efekt osiągnąć. Jego muzyka jest niejednoznaczna i nieoczywista, ale równocześnie przebojowa i łatwo zapadająca w pamięć. Zapraszamy na rozmowę, w trakcie której opowie nam o swojej pierwszej płycie, zatytułowanej „Zbiór”.

 

Piotr Miecznikowski: - Zanim przejdziemy do pytań o wszystko co dzieje się tu i teraz, sięgnij proszę pamięcią do momentu, w którym muzyka pojawiła się w twoim życiu? Pamiętasz jak to było?

Baranovski: - Pewnie! Muzyka pojawiła wraz pojawieniem się keyboardu na strychu naszego domu...

Czekaj, od razu na strychu? Z pominięciem wszystkich wcześniejszych kondygnacji?

- (śmiech) Tak, pojawił się na strychu z tej prostej przyczyny, że był nieudanym, czy też nietrafionym prezentem dla mojego starszego brata. Kompletnie mu się nie spodobał i wylądował z innymi „gratami”. Mogłem mieć wtedy może... pięć lat? Szukałem zabawek dla siebie, żeby mieć jakieś zajęcie i rozrywkę. Znalazłem ten „klawisz”, zacząłem go oglądać, sprawdzać, naciskać kolejne guziki i kiedy okazało się, że to urządzenie wydaje całkiem fajne dźwięki, zacząłem się nim bawić trochę bardziej serio. Potem zaczęły wychodzić jakieś proste piosenki i tak się zaczęła moja muzyczna droga.

A jaka muzyka z zewnątrz, tworzona przez innych artystów była pierwszą inspiracją w tamtych czasach?

- W domu często leciały płyty Czerwonych Gitar, Perfectu i Maanamu. Pamiętam to jak przebłyski z najmłodszych lat, kiedy dopiero zaczynałem dostrzegać, że cokolwiek gra.

Muzyka rodziców...

- Dokładnie. Kiedy sam zacząłem szukać czegoś dla siebie, to były takie zespoły, o których dziś powiedziałbym, że to „guilty pleasure”. Backstreet Boys na przykład, albo Just 5 (śmiech). Kiedy człowiek ma sześć lat, to zdarza się, że słucha właśnie takich dźwięków. Kiedy trochę podrosłem, pojawił się hip hop i to już było trochę bardziej świadome podejście do słuchania.

 


„Zbiór”

 

Właściwie nie masz się czego wstydzić, skoro takie a nie inne zespoły spowodowały, że dziś masz taką dobrą rękę do układania naprawdę przebojowych, „radio-przyjaznych” kompozycji.

- Dziękuję, miło to słyszeć. Myślę, że duża w tym zasługa klasycznych korzeni i szkoły muzycznej, do której uczęszczałem. Tam bardzo często grywaliśmy klasyczne kompozycje, które są w wielu przypadkach oparte na bardzo ładnych harmoniach i rozwiązaniach melodycznych. Później, kiedy usłyszałem zespół The Beatles, nie mogłem wyjść z zachwytu nad tym jak im się udało napisać tyle pięknych i prostych melodii. Dźwięki, których używali były oszczędne, ale kompletne i idealnie wypełniały całą przestrzeń. Później miałem takie szczęście, że zbiegiem okoliczności w programie telewizyjnym, w którym brałem udział wylosowałem „Here Comes The Sun”. Ucieszyło mnie to szczególnie dlatego, że akurat odkrywałem geniusz Georga Harrisona, który wcześniej funkcjonował trochę w cieniu McCartney'a i Lennona. Właściwie to nawet szczególnie McCartney'a, bo to właśnie jego najbardziej podziwiałem jako kompozytora. Później dotarło do mnie, że George Harrison to tak samo utalentowany i genialny muzyk.

 

 

Ta fascynacja The Beatles może jest jakimś kluczem do następnego pytania, które dotyczy zarówno ciebie jak i wielu innych muzyków twojego pokolenia. Skąd w was tyle liryzmu? Kiedyś młodzi ludzie grali punk rocka albo metal, dziś jesteście spokojniejsi? Bardziej opanowani?

- Hm... możliwe, że to wynik tego, że jesteśmy bardzo zgodni z pewnymi wzorcami, a one wynikają z jakiejś wyższej kultury. Dla mnie ważne jest, żeby zachowywać się jak człowiek dobrze wychowany, umiejący się odnaleźć wśród innych ludzi. Może to jest scheda bardziej po naszych dziadkach niż rodzicach, którzy rzeczywiście byli bardziej rockowi i zbuntowani. Dziś wielu młodych ludzi jest zmęczonych tym brudem i agresją, które dominują w mediach czy w sztuce. Możliwe zatem, że chodzi właśnie o to dobre wychowanie, które może być zauważalne w muzyce. Ostatnio nawet w hip hopie, który jest dość ostry w przekazie, ale też się powoli zmienia. Spójrz na Dawida Podsiadło, do którego estetycznie chyba mi najbliżej, on jest przykładem młodego, ale kulturalnego gościa z którym można na luzie o wszystkim porozmawiać. To jest coś co nas łączy - staramy się trzymać poziom (śmiech).

Może to także przejaw buntu wobec tej łatwo zauważalnego trendu, wedle którego dziś to żaden wstyd być niedouczonym burakiem. W niektórych środowiskach to wręcz atut i powód do dumy.

- Zdecydowanie tak. Kiedy popatrzysz kto jest dziś numerem jeden i najbardziej „na czasie”, to jest to bardzo rozczarowujące (śmiech).

Twoja strategia zdobywania stopniowo kolejnych segmentów rynku i poruszania się do przodu małymi krokami - pomysł na takie działanie wyszedł od ciebie czy to zasługa wytwórni?

- Pomysł pojawił się bardzo naturalnie. Odpowiedzialni jesteśmy za niego ja i mój manager, z którym tworzę artystyczny team już od jakiegoś czasu. Stwierdziliśmy, że trzeba najpierw stworzyć taki w miarę organiczny fanbase, zanim porwiemy się na wydawanie płyty. Wytwórnia się z tym zgodziła i ostatecznie okazało się, że to był złoty środek i wszystko wyszło tak jak chcieliśmy. Cały ten proces ujęty został w tytule płyty – „Zbiór”. Tak właśnie całość powstała, na kolejnych etapach życia zbierałem kolejne piosenki i teksty, które ostatecznie złożyły się na ten album. Kiedyś marzyło mi się nagranie płyty, która była zamkniętym konceptem, ale to jeszcze nie ten moment. Ten materiał powstawał na przestrzeni dwóch ostatnich lat. Może poza jedną kompozycją, która ma chyba z dziesięć lat. Dlatego nazywam to wszystko „Zbiorem”.

Kiedy komponujesz i piszesz teksty, zdarza się, że inspirują cię jakieś kompletnie pozamuzyczne zjawiska? Filmy, książki?

- Najczęściej inspiruje mnie życie. Piszę najczęściej o sobie i sytuacjach, które sam przeżyłem. Muzykę inspiruje... inna muzyka (śmiech). Co do tekstów to jest raczej moja, prywatna historia. Bohaterowie moich piosenek to za każdym razem ja, tylko w różnych odsłonach i sytuacjach (śmiech).

A masz czas na jakiekolwiek aktywności w życiu poza muzyką?

- Tak naprawdę muzyka zdominowała niemal wszystko (śmiech). Kiedy mam chwilę czasu to robię rzeczy dość oczywiste - zimą uwielbiam jeździć na desce, a latem grać w piłkę. Nic niezwykłego, czy budującego niezwykły wizerunek. Z całą pewnością dobrą odskocznią od muzyki jest rodzina, żona i dziecko. Kiedy jestem zmęczony to skupiam się na nich i to daje mi dużo energii.

 

Rozmawiał:

Piotr Miecznikowski