Po „Omedze”, po „Czarnym młynie” nagrodzonym Grand Prix Konkursu Literackiego im. Astrid Lindgren (który organizuje Fundacja ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom) oraz po powieści „Za niebieskimi drzwiami” nagrodzonej tzw. Dużym Dongiem, przyznanym przez Polską Sekcję IBBY – Marcin Szczygielski debiutuje w roli autora dla trochę młodszych dzieci.
„Czarownica piętro niżej” zachwyci z pewnością czytelników od 7 do 97 lat, bo pokochają ją i Majki, i mamy, i babcie, i ciocie, i ciabcie! I tatusiowie też (wszak taty Mai i jego spaghetti nie da się nie lubić!). Zdradzisz nam, skąd się wzięła „taka zwykła Maja”?
Od dawna chciałem spisać swoje wspomnienia z dzieciństwa, a ściślej mówiąc z wakacji, które każdego roku spędzałem u moich dziadków w Szczecinie. Kilka razy zdarzyło się, że na wyjazd nie miałem ochoty (tak samo jak Maja), a potem, gdy już wyjechałem, nie chciałem wracać do domu. Moi dziadkowie mieszkali w poniemieckiej kamienicy na wzgórzu, a z okien widać było leżące poniżej ogródki działkowe i plątaninę bocznic kolejowych. Moja babcia całe dnie spędzała w ogrodzie, paliła w piecu węglem, raz na dwa tygodnie urządzała wielkie pranie, do którego niezbędne były kotły przechowywane na strychu, i toczyła regularne wojny słowne z sąsiadką, mieszkającą piętro niżej. Sam strych był dokładnie taki, jak opisałem go w książce. W kamienicy mieszkał też pewien łobuziak, który dawał mi się we znaki. Nie powiedziałbym, że Maja jest mną z okresu dzieciństwa, bo to współczesne dziecko, z dzisiejszym spojrzeniem na świat. Jednak spędza wakacje w realiach z moich wspomnień.
A czy na tym twoim strychu też mieszkał duch?
Słyszałem go wielokrotnie w nocy – mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze, a stropy były drewniane. Niestety nigdy nie udało mi się tego ducha spotkać – ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu. Maja nie zna różnych „prastarych” – jak sama babcia – przedmiotów. Zna za to... seriale („Och, Edłardo, Edłardo”), quizy, talk-showy. Jest zapatrzona w „lepszy świat” pań z telewizji. Chce być taka jak one.
Czy sądzisz, że współczesne dzieci chcą być celebrytami?
Przypomniała mi się rozmowa z dziećmi, którą słyszałem kilka lat temu w TV. Sześcioletnia dziewczynka, zapytana, kim chciałaby być w przyszłości, powiedziała: „Chciałabym być na emeryturze albo chciałabym być bardzo sławna”. Oczywiście dzieci same nie wpadają na podobne pomysły. To rodzice i dorośli przekazują im (świadomie i nieświadomie) wzorce, rozbudzają ambicje, aspiracje i życiowe oczekiwania. Pod pewnymi względami – sięgając po współczesne odniesienia – dziecko jest jak komputer. Wszystko, co do niego trafi, zapisuje w pamięci. Jeśli więc trafią „wirusy”, zostają one zapisane na twardym dysku i bardzo trudno je później wyplenić. Nie powiedziałbym, że dzieci chcą być celebrytami, ale jeśli ich rodzice tego pragną, powtarzają to po nich. A jeśli ulubionym zajęciem mamy jest oglądanie telewizji i zachwycanie się medialną papką, dziecko to naśladuje. Misją telewizji od pewnego czasu jest nie informowanie, a zabijanie czasu dorosłego widza. W przypadku dziecka nie jest to czas, a myślenie i wyobraźnia.
Maja na szczęście nie dała się całkowicie ogłupić telewizji. Gdyby tak było, nie doczekalibyśmy się szczęśliwego zakończenia, bo nie miałaby tak świetnych pomysłów, nie znalazłaby rozwiązania. Myślę jednak, że po pobycie u ciabci – nauczona doświadczeniem – nie będzie już więcej stroić fochów. Bo jakby nie było, to od tego zaczęły się wszystkie kłopoty...
Owszem, kłopoty Mai zaczęły się od niewinnych „much w nosie”, a co gorsza kłopoty te dotyczą nie tylko czasu bieżącego, ale i bardzo dawnej przeszłości. Co więcej, okaże się, że ofiarą złego humoru Mai padnie pewien chłopiec, który na prawie sto lat zostanie uwięziony... Ale o tym więcej w książce!
Bardzo lubię Maję między innymi za to, że nie kłamie.
Nie chciałbym, aby potencjalni czytelnicy pomyśleli, że będą mieli do czyniena z wzorową, czystą jak kryształ bohaterką. Maja jest taka jak wszystkie dzieci – czasami ma zły humor, bywa egoistyczna, niekiedy popełnia błędy, bywa też niegrzeczna.
Myślę, że rodzice małych czytelników „Czarownicy...” będą Ci wdzięczni za to, że tłumaczysz ich dzieciom bardzo ważne rzeczy nie wprost (np. że dobrze być koleżeńskim – nawet dla utrapieńca). A za co pokochają Cię babcie? Choćby za wzruszające słowa ciabci, że „starych ludzi nikt nie zauważa”... Skąd w tobie ta wrażliwość? Dom? Mama? Książki, które w tobie słychać?
Nie wiem, czy to wrażliwość, czy może raczej sentymentalna natura. Miałem wielkie szczęście, bo wychowywałem się we wspaniałym domu i byłem otoczony przez prawych, kochających mnie ludzi. Jako jedynak czytałem bardzo dużo, bo cóż miałem robić? Telewizja była do niczego, gier wideo i komputera nie miałem do jedenastego roku życia... Moja mama codziennie przed zaśnięciem czytała mi książki. To ona zaraziła mnie miłością do czytania – sama czytała bardzo dużo i często opowiadała mi o książkach ze swojego dzieciństwa. Podobnie obie babcie i dziadek – wszyscy czytali, a co więcej traktowali książki jak coś niesłychanie cennego – można było nie mieć kolorowego telewizora, ale nową książkę koniecznie.
Kiedy zdecydowałeś się pisać dla młodszych czytelników?
Prawdę mówiąc, najpierw próbowałem pisać właśnie dla nich. To było ponad dziesięć lat temu. Wymyśliłem wtedy historię, którą zacząłem spisywać, ale przestraszyłem się odpowiedzialności. Uznałem, że lepiej będzie zacząć od pisania dla dorosłych, bo ewentualnie zrobię krzywdę najwyżej sobie – jeśli próba się nie powiedzie i stracę złudzenia albo wręcz się ośmieszę. Napisałem „PL-BOYa”, książka chwyciła. Jednak ta moja pierwsza historia sprzed dziesięciu lat ciągle czekała na opowiedzenie – aż do teraz, bo jest nią właśnie „Czarownica piętro niżej”.
Mam wrażenie, że kiedy w powieściach dla dzieci wchodzisz w konwencję fantasy, to te światy alternatywne służą czemuś tu, w naszym życiu?
Rzeczywiście tak jest. Święcie wierzę w sens świata i niejednokrotnie przekonałem się, że rzeczy – wydawać by się mogło – skończenie absurdalne stają się logicznym ogniwem łańcucha wydarzeń, który prowadzi nas do jakiegoś punktu w życiu. Ponieważ książka jest odbiciem świata – czasami wykrzywionym, niekiedy przejaskrawionym – także nie może być inna. Książka dla młodego czytelnika jest namiastką oddanego rodzica – uczy dziecko, wychowuje je, zabawia, a także tłumaczy świat. Jeżeli więc w moich książkach pojawiają się magiczne wątki, dzieje się to nie tylko dla zabawy, ale także po to, aby wyjaśnić mechanizmy rządzące naszym zwykłym codziennym życiem i relacjami między ludźmi oraz by pokazać konsekwencje wyborów, których dokonujemy.
Z Marcinem Szczygielskim rozmawiała Dorota Koman
– krytyk literacki, znawca Książki dziecięcej i młodzieżowej,
jurorka konkursu „Przecinek i kropka”
Komentarze (0)