Po dwunastu latach od wydania "Scen z życia pozamałżeńskiego" Manuela Gretkowska i Piotr Pietucha powracają z nową wspólną książką.
"Miłość klasy średniej" to wasza druga, po kilkunastu latach, wspólna książka. Jej tytuł brzmi dwuznacznie.
MANUELA GRETKOWSKA: Ta dwuznaczność jest zamierzona. Klasa średnia to ludzie rozgarnięci, wykształceni, czytający książki. I stać ich na zastanawianie się nad sobą.
PIOTR PIETUCHA: Pozornie, o czym świadczą ich nie najlepsze związki, które są właśnie klasy średniej.
A co ma symbolizować wasze zdjęcie okładce?
M: Ludzi wzajemnie się ograniczających i uwikłanych.
P: Ironiczna ilustracja powiedzenia: "Kiedy kobieta milczy - nie przerywaj jej".
M: Żywiołem kobiety są słowa, mężczyzna ją karze, odgradzając od nich.
P: Albo po prostu nie chce jej słuchać.
M: Mężczyźni są wzrokowcami i widzą to, co kobiety chcą przed nimi ukryć.
P: Nie chodzi o zmarszczki, czy szalone zakupy... Mężczyźni widzą kobiece gierki, manipulacje.
Pani część zatytułowana "Kalifornia" jest podobnie jak "Polka" rodzajem dziennika, ale ma też transową narrację pani głośnej powieści "Trans".
M: To sfabularyzowany dziennik. Bohaterka - pisarka załamana klęską wieloletniego związku - rzuca wszystko i wyjeżdża z córką na stypendium do Kalifornii. Uciekając, przenosi swoje piekło do raju. Wśród palm, nad oceanem, w akademickim miasteczku zachłystuje się awangardową Ameryką. Bierze udział w fascynujących doświadczeniach poszerzających świadomość. Jej córka chodzi do alternatywnej szkoły, poznaje wielokulturowy świat i pedagogikę inną niż w Polsce - luz, tolerancja, brak presji ocen czy nieustającej krytyki. Kalifornia przemienia nieśmiałe dziecko w pewną siebie dziewczynę.
Ta ucieczka jest rozwiązaniem problemów?
M: Do czasu, bo przychodzi nieuchronne otrzeźwienie. Amerykańscy przyjaciele Marii też przeżywają kryzys w związku, który kończy się drastycznie, i to sprowadza ją na ziemię.
Mieszkała Pani w różnych krajach, czy te doświadczenia wpływają na pani literaturę?
M: Zaraz po studiach "wyjechało mnie" do Francji, "wyjechało" jak "przejechało", bo nie do końca był to wyjazd dobrowolny. Nagle z wychuchanej córeczki stałam się emigrantka polityczną na paryskim bruku. Twarde lądowanie, ale pouczające. Francja pokazała mi, czym jest demokracja i savoir-vivre, nie w sensie manier, ale umiejętności smakowania życia. Szwecja, gdzie mieszkałam przez trzy lata, była lekcją praw kobiet. Kalifornia to specyficzny stan - nie tylko Ameryki, ale i ducha. Zachwyciła mnie powiązaniem nowych technologii z duchowością. Dolina Krzemowa i New Age, zapoczątkowany tam parę dekad wcześniej, znalazły połączenie. To jest talent Zachodu: nowoczesność i metafizyka razem. Z pobytu w Berkeley przywiozłam niesamowite urządzenie: Muse. Wygląda jak opaska, a jest detektorem fal mózgowych wspomagającym medytacje. Dawniej takie urządzenie było kosztowne, skomplikowane w obsłudze i dostępne tylko w gabinetach lekarskich. A dzisiaj można je już nosić ze sobą, prawie nic nie waży. Takie podręczne EEG, którym sprawdza się w telefonie albo na iPadzie, czy umysł wycisza się zgodnie z naszą wolą.
W swojej części pt. "Domino" pisze pan: "Związek kobiety i mężczyzny to chybotliwa kładka nad kipielą życia, z parzącymi poręczami uzależnień... raczej nie dla wolnych dusz i żywych umysłów".
P: Zbudować trwałe uczucie jest coraz trudniej. Potrzebna jest do tego paradoksalna alchemia: złoto zakochania przerobić na twardą stal miłości, umieć się nią cieszyć jak drogocennym kruszcem. Żyjemy w kulturze narcystycznej nastawionej na "ja", nie na "my", to, co błyskotliwe, jest bardziej cenione niż to, co mądre. To, co chwilowe bardziej niż to, co trwałe. Opisuję dwie pary dojrzałych ludzi, dobrze radzących sobie w życiu, a jednak niespełnionych w miłości. To ich dręczy, więc uparcie szukają formuły szczęśliwego związku. Nie bardzo im to wychodzi. Zachowują się, jakby byli magnesami w rękach rozkapryszonego Amora. Przyciągają się i odpychają na zmianę. Zaczynają się oszukiwać, zdradzać. Przychodzi kryzys, a to jest zawsze bolesna konfrontacja, bo obnaża, kim jesteśmy, czego chcemy, co jest dla nas najważniejsze. Próbuję się temu wszystkiemu bacznie przyglądać.
Dość obcesowo zagląda pan w psychikę, zwłaszcza mężczyzn.
P: Tak, trochę się nad nimi pastwię (śmiech). Dałem sobie do tego prawo, znam mężczyzn i wiem, że na to zasługują.
Dlaczego zdecydowaliście się wydać swoje powieści razem?
M: Uważam, że świetnie się uzupełniają, chociaż w nieoczywisty sposób.
P: Bawiła nas też pewna przewrotność. Zazwyczaj w miłosnej katastrofie kobieta, rozpaczając, wszystko analizuje, ucieka po pomoc do przyjaciółek. A facet w hedonizm, pracę.
M: Albo w inną kobietę.
A w waszej książce rzeczywiście jest odwrotnie. Pani bohaterka szuka ratunku za oceanem, w środkach odurzających i intensywnych przeżyciach.
P: A moi męscy bohaterowie cierpią i analizują.
M: To znak czasu i równouprawnienia.
P: Może niedługo miłosne porażki kobiety będą odreagowywać w barach czy klubach, a faceci w gabinecie psychoterapeutycznym.
Obserwuje pan takie tendencje w swojej pracy?
P: Tak, przyjmuję coraz więcej bezradnych mężczyzn. Pod niewzruszoną fasadą twardziela bywamy romantyczni i kruchutcy. Tylko trudno się przyznać, zmierzyć z tym.
Wasza książka jest diagnozą uczuć klasy średniej?
M: Nie jesteśmy lekarzami, nie stawiamy diagnoz, tylko opisujemy objawy.
P: Raczej mierzymy temperaturę uczuć.
Materiał wydawnictwa Świat Książki
fot. Paweł Krzywicki

Wywiady
Damsko-męski dwugłos o istocie miłości
Po dwunastu latach od wydania "Scen z życia pozamałżeńskiego" Manuela Gretkowska i Piotr Pietucha powracają z nową wspólną książką.
Komentarze (0)