Maria Nurowska na możliwość rozmowy z Ryszardem Kuklińskim czekała kilkanaście lat. Warto było, bo jej owocem jest książka, która zawiera spowiedź pułkownika obejmującą jego karierę w wojsku polskim, współpracę z CIA i życie prywatne. Jaki naprawdę był współczesny Konrad Wallenrod, którego jedni uważają za bohatera, inni za zdrajcę – człowiek, który w pojedynkę wypowiedział wojnę mocarstwu.

Dlaczego  postanowiła  Pani napisać  książkę właśnie o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim?

Usłyszałam o nim po raz pierwszy na konferencji prasowej z ust Urbana, oczywiście jako o zdrajcy, który ujawnił Amerykanom tajemnice wojsko- we PRL i Moskwy. Dla komunistów był zdrajcą, a dla mnie bohaterem. I już wtedy postanowiłam o nim napisać.

Czy nawiązanie  kontaktu z bohaterem Pani książki, który po ucieczce do USA w 1981 roku do końca życia posługiwał się zmienionym nazwiskiem i miał ochronę, było trudne?

Wtedy po tej konferencji Urbana od razu napisałam  do  Ryszarda  Kuklińskiego  na  adres  CIA i poprosiłam kogoś, aby wysłał ten list za granicą. Napisałam w nim o tym, że bardzo podziwiam i szanuję pułkownika, a to, że poświęcił wszystko dla Ojczyzny, jest dla mnie jak światło nadziei. Odpowiedzi nie było, bo nie mogło być, ale wierzyłam, że się kiedyś spotkamy. I gdy Ryszard Kukliński przyjechał do Polski po 1989 roku, znalazł sposób, abyśmy się spotkali. To wyglądało jak w szpiegowskim filmie: pod mój dom podjechał samochód na zgaszonych światłach i zostałam zawieziona w pewne miejsce. Kukliński powiedział mi, że mój list do niego dotarł, i właśnie dlatego się spotykamy.

Materiały  do książki zaczęła Pani zbierać kilkanaście lat przed jej pierwszym wydaniem (w 2011 r.). Pułkownik  Kukliński życzył sobie, by książka ukazała się dopiero po jego śmierci (zmarł w 2004 r.). Czy taka decyzja była dla Pani zaskoczeniem?

Rozmowy z pułkownikiem prowadziłam w 1999 r., a książkę pisałam długo, bo dochodziły nowe fakty. W międzyczasie zaprzyjaźniliśmy się, mieliśmy ze sobą stały kontakt, więc i książka się zmieniała. Dowiadywałam  się  wielu  intymnych  szczegółów z jego życia. I on zadecydował, że jeśli chcę to wszystko opisać, mogę wydać książkę dopiero po jego śmierci. „A jeśli ja pierwsza umrę?” – spytałam go wtedy. „Ty będziesz żyła wiecznie” – zażartował. Ale wtedy żadne z nas nie przypuszczało, że tak szybko będę mogła wydać tę książkę o nim.

Nie opublikowała Pani zapisu rozmów jako wywiadu rzeki, ale nadała książce formę wyznania czy opowieści samego pułkownika, a tylko w kilku miejscach wtrąciła fragmenty wywiadu. Dlaczego?

Taka była jego wola, to miała być opowieść o nim. Nie wolno mi było też udostępniać nagranych taśm, tylko raz się złamałam i przekazałam TVN24 fragment naszego nagrania. Mam nadzieję, że Ryszard mi to wybaczy.

Pułkownik Kukliński, który jako członek Sztabu Generalnego miał dostęp  do najważniejszych radzieckich dokumentów, przekazywał je wywiadowi amerykańskiemu.  Robił to, ponieważ wiedział, że jeśli Rosjanie zrealizują swoje plany militarne i zaatakują Zachód, to Polska, ze względu na swoje położenie i rolę, jaką wyznaczył jej w działaniach wojennych ZSRR, zostanie zniszczona, gdy NATO odpowie na atak. Czy nie dziwi Pani, że część Polaków jeszcze po 1989 roku uważała pułkownika Kuklińskiego za zdrajcę?

Dziwi mnie to i oburza. Źle myślę o takich moich rodakach, to są ludzie, którzy ciągle mają zniewolone dusze.

Dlaczego zdecydowała  się Pani nadać książce przewrotny tytuł „Mój przyjaciel zdrajca”?

No właśnie, ciągle mnie o to pytają, a odpowiedź jest ta sama jak powyżej. TO JEST TYTUŁ GORZKI, IRONICZNY!

Czy nie odnosi Pani wrażenia, że biografia tego człowieka jest tak nieprawdopodobna, iż bardziej niż życie przypomina scenariusz filmowy?

Z pewnością, powstał nawet film o Ryszardzie, ale znając go, mogę stwierdzić, że nie byłby z niego zadowolony. Był bardzo nieszczęśliwy, kiedy wyciągano na światło dzienne jego nieprawdopodobny życiorys. Uważał się za żołnierza, który przysięgał bronić ojczyzny i bronił jej tak, jak potrafił. Spytałam go kiedyś, dlaczego w takim razie zgodził się na rozmowę ze mną. „Bo mam wobec ciebie dług” – powiedział. „Twój głos był pierwszym, który dotarł do mnie z Polski”.

Spędziła Pani dużo czasu na rozmowach z pułkownikiem Kuklińskim. Jakim był człowiekiem?

Dobrym, ciepłym, kochał zwierzęta. Dramatem dla niego było to, że kiedy w 1981 r. uciekał z Polski, musiał pozostawić tam swoją sukę. Kiedy mi o niej mówił, miał łzy w oczach.

Dlaczego nie lubił, gdy nazywano go szpiegiem?

Bo nim nie był. Uważał, że nawiązał współpracę wojskową z mocarstwem, które może pomóc Polsce wyzwolić się spod komunizmu. I czyż tak się nie stało?

Stało się. A pułkownik Kukliński za swoją działalność  zapłacił wysoką cenę. Jego dwóch dorosłych już synów pod koniec lat 90. zginęło w tragicznych okolicznościach w USA, najprawdopodobniej zostali zamordowani na zlecenie KGB. Czy Pani zdaniem Ryszard Kukliński był postacią tragiczną?

Bez wątpienia.

Czy uważa Pani, że Ryszard Kukliński  został przez wolną Polskę doceniony tak, jak na to zasłużył? Na rehabilitację i uchylenie wyroku śmierci, który wydano na niego w 1984  r., musiał czekać kilkanaście lat…

Ta wolna Polska dla niego okazała się macochą. Nigdy tego nie zrozumiem!

„Skoro  zdecydowałem  się na spowiedź, niech będzie prawdziwa. Być może staniesz się moim jedynym konfesjonałem” – powiedział do Pani Ryszard Kukliński. Czy takie zaufanie rozmówcy nakłada na pisarza jeszcze większą odpowiedzialność?

Ogromną!

Rozmawiała Kinga Szafruga