BEZCENNY, najnowsza książka Zygmunta Miłoszewskiego to thriller obfitujący w zwroty akcji, ucieczki, pościgi i zamachy terrorystyczne rodem z najlepszych powieści szpiegowskich oraz tajne narady na najwyższym szczeblu. Nic dziwnego, skoro stawką jest zagrabione arcydzieło Rafaela Santi i… dokumenty, których odnalezienie zmieni prawdę historyczną o II wojnie światowej oraz układ sił we współczesnym świecie

Co sprawiło, że w swojej powieści zdecydował się Pan rozwikłać jedną z największych zagadek XX wieku?

Szukałem dobrego tematu do thrillera z prawdziwego zdarzenia. Takiego, gdzie stale się coś dzieje, gdzie nic nie jest tym, czym się na początku wydaje, a w tle są Wielkie Tajemnice Historii. A jednocześnie chciałem, żeby to była książka polska i o Polsce. Rafael się do takiej fabuły świetnie nadaje jako punkt wyjścia, bo Portret Młodzieńca to nie tylko najcenniejszy zaginiony w Polsce obraz. To w ogóle najcenniejszy zaginiony obraz na świecie, koronny świadek historii. Fabuła zaczyna się od tego, że urzędniczka MSZ zajmująca się odzyskiwaniem zaginionych dzieł dowiaduje się, że namierzono Rafaela. I że nie ma sposobu, aby odzyskać go w sposób legalny. Ale Rzeczpospolita pomoże pani doktor Zofii Lorentz odzyskać narodowy skarb. I bohaterowie wyruszają na awanturniczą wyprawę, chcąc ukraść dla Polski obraz. Okazuje się jednak, że Rafael to o wiele więcej niż bezcenna zamalowana deska. I szlachetna kradzież zamienia się... no, w wiele różnych rzeczy się zamienia, nie mogę zdradzać zwrotów akcji.

Książka ma drugie dno: nie chodzi tylko o obraz, ale o kompromitujące materiały, zdradzające… Nie sądzi Pan, że to odważna teza, nawet jak na historical fiction?

Sądzę, że zaginiony obraz to za mało. Aby przykuć czytelnika do fotela, stawka musi być większa, w tym wypadku jest nią ujawnienie tajemnicy, która – jeśli wyjdzie na jaw – sprawi, że wszystkie podręczniki od historii trzeba będzie napisać od nowa. A pamiętajmy, że władza nad historią i pamięcią to w dzisiejszym świecie potężna siła, wiele narodów opiera swoją tożsamość na polityce historycznej, na tym, co wydarzyło się wcześniej, na rzeczywistych bądź urojonych zasługach. Próba odkrycia tajemnicy, która obali ten status quo, oznacza wejście w drogę najpotężniejszym mocarstwom. A czy teza odważna? Nie mniej niż pomysł, że rząd USA czyta wszystkie nasze e-maile.

Napisał Pan w posłowiu, że powieść „Bezcenny” miała być przerwą w pisaniu kryminałów i „łatwą wycieczką w świat sztuki i przygody, a okazała się wyprawą w dzikie niezbadane ostępy”. Dlaczego?

Chciałem odetchnąć od typowej dla kryminałów dusznej atmosfery zbrodni, ciężkich emocji, mroków duszy, gdyż uprawianie tej ponurej gleby stało się dla mnie problemem. Pragnąłem przestrzeni, podróży, przygód, sytuacji bez wyjścia i bohaterów, którzy zawsze mają czas na ciętą ripostę. Okazało się, że literacki rozmach oznacza niewyobrażalną pracę, do zbadania i sprawdzenia jest dziesięć razy tyle, co przy kryminale, którego akcja dzieje się w jednym mieście. Na dodatek temat grabieży sztuki w czasie wojny oraz w ogóle rynku sztuki okazał się studnią bez dna, mam wrażenie, że mógłbym dziś o tym napisać doktorat. O skali zagadnienia mówią liczby: Polsce ciągle brakuje nie kilku i nie kilkunastu, ale ponad sześćdziesiąt tysięcy dzieł sztuki, utraconych w czasie wojny. Szacuje się, że są warte około dwudziestu miliardów dolarów. Fascynujący temat, praktycznie w ogóle nieznany.

W swoich książkach chętnie przywołuje Pan wątki historyczne: w „Uwikłaniu” były to zbrodnie Służby Bezpieczeństwa, w „Ziarnie prawdy” wątek antysemityzmu, teraz – II wojna światowa i grabież dzieł sztuki. Czy ma Pan już pomysł na kolejną książkę?

Do tej pory byłem pisarzem śródlądowym, opisującym przygody jednego bohatera w realiach jednego miasta, teraz chcę zostać kapitanem transatlantyku. Zabierać czytelników w podróż do krain, jakich nigdy by nie odwiedzili. Taką niedostępną krainą jest historia i myślę o tym, żeby wybrać się w podróż w czasie i ożywić świat młodości moich rodziców, czyli lata sześćdziesiąte. Teraz to brzmi jak fajne wyzwanie, za rok będę pewnie klął na czym świat stoi, spędzając kolejne miesiące w bibliotece. Ale myślę, że tak trzeba, że należy pracować i pamiętać, że w literaturze nie ma ograniczeń budżetowych, że żaden producent nie powie nam „to niemożliwe”. Tu wszystko jest możliwe i powinniśmy sobie przypomnieć – pisarze i czytelnicy – że kiedyś literatura oznaczała rozmach, niesamowitość, zaparty dech i zarywane noce. Taką czytałem od zawsze, taką chcę teraz pisać.

Czytelników Pana książek „Uwikłanie” i „Ziarno prawdy”zapewne zdziwi, że wśród bohaterów „Bezcennego” nie ma prokuratora Teodora Szackiego. Odesłał go Pan tylko na urlop czy na wcześniejszą emeryturę?

Szacki żyje i ma się dobrze, siedzi teraz w Olsztynie zakopany w bieżączce i czeka, aż autor sprawdzi, co u niego słuchać. Obiecuję, że jak to zrobię, to od razu napiszę. Oznaczać to będzie dla pana prokuratora koniec bieżączki i urzędowej nudy. Pojawią się tajemnice przeszłości, zagadki, trudne emocje, także meandry i patologie samorządowej polityki. Gdy patrzę na notatki, przypominam sobie, że po „Ziarnie prawdy” w Sandomierzu parę osób z burmistrzem włącznie się obraziło. Ale w Olsztynie to chyba posypią się pozwy.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Kinga Szafruga