Elżbieta Zapendowska opowiada o swoich poszukiwaniach artystów wybitnych.
Przesłuchała pani 350 płyt nadesłanych przez wykonawców, którzy chcieli wziąć udział w Międzynarodowym Festiwalu Piosenki PBS Bank Carpathia Festival w Rzeszowie, na każdej płycie były dwa autorskie utwory. To w sumie 700 piosenek. Czy podczas przesłuchiwania tak olbrzymiego materiału można jeszcze rozróżnić, co jest dobre, a co nie?
Już się nad tym nie zastanawiam. Gdyby mnie pani teraz zapytała, czy cokolwiek pamiętam z tego materiału, to odpowiem szczerze: nic. Wiem, że niektóre rzeczy podobały mi się, niektóre nie, ale to było tak dawno, w tym sensie, że w międzyczasie przesłuchałam tysiące kolejnych osób, że zupełnie tego nie pamiętam. Materiał nagrany na taśmie nie jest w stu procentach wiarygodny, ale nie można takiej weryfikacji przeprowadzić w inny sposób.
Czy to znaczy, że ani jedna piosenka nie pozostawiła po sobie śladu w pani pamięci?
Przy liczbie 700 to, choćbym była Beethovenem, nie zostanie w głowie żadna piosenka. Mam taki barometr: jeżeli przy drugim słuchaniu przypomina mi się, że skądś znam ten utwór, to znaczy, iż on jest na tyle charakterystyczny, że do mnie trafił.
Czyli jest szansa, że wyłapie pani taki utwór podczas pierwszych przesłuchań na żywo?
Tak, ale problemem dzisiejszych czasów są niedobre kompozycje. Umówmy się: słuchaliśmy amatorskich wykonawców, natomiast nawet wśród zawodowych kompozytorów nastąpiło jakieś przesilenie. Jak zwał tak zwał, ale dobrych utworów powstaje teraz na rynku naprawdę mało.
A jaki to jest pani zdaniem dobry utwór?
Taki, który ma melodię, harmonię lub coś tak charakterystycznego w aranżacji, że nie nudzi się po drugim, trzecim i siedemnastym przesłuchaniu. To strasznie trudne pytanie: Co to jest dobra książka? Co to jest dobry utwór muzyczny? Co to jest dobra sztuka teatralna? Niełatwo odpowiedzieć co to jest, ponieważ dla każdego co innego jest dobre. Dla mnie dobry utwór muzyczny to taki, który broni się po latach, ma treść, która inspiruje i cały czas jest na nowo odkrywana. A takich utworów jest bardzo mało w dzisiejszym świecie.
Czy duże są rozbieżności między jakością materiału demo a występem uczestnika konkursu na żywo?
Czasami ktoś, kto wyczyścił sobie w studio materiał, gorzej wypada na żywo, ale bywa też odwrotnie. Są wykonawcy, którzy gorzej wypadają w studio, natomiast na żywo prezentują się świetnie, a jeśli jeszcze mają charyzmę, to ich materiał broni się o wiele lepiej. Podczas takich konkursów najprościej jest jednak dokonywać eliminacji poprzez taśmy.
Czy często udaje się odkryć prawdziwą perłę w trakcie podobnego konkursu?
Na szczęście nie. Mówię „na szczęście”, ponieważ i tak mamy dużo artystów, chociaż mało naprawdę świetnych. Wydaje mi się, że wszyscy powinniśmy dbać, żeby artystów przybywało, oczywiście w sensownych ilościach, ale żeby to byli ludzie wybitni. Między innymi po to są takie festiwale, żeby wyławiać wybitnych artystów.
W tym roku prowadziła pani pierwsze warsztaty towarzyszące festiwalowi Carpathia. Czy w ciągu paru dni takich zajęć można się wiele nauczyć? Czy można zdobyć wiedzę i umiejętności, które pomogą później wykonawcy na scenie lub w studiu nagrań?
Wychodzę z takiego założenia: jeżeli mam na warsztatach dwadzieścia osób, mówię rzeczy, które są podsumowaniem moich iluśletnich doświadczeń i widzę na dwadzieścia par oczu szesnaście pustych, a tylko dwie osoby słuchają i reagują, to znaczy, że jest świetnie. Młodzi ludzie są zasypywani różną ilością informacji, muszą je zweryfikować i od ich wrażliwości na sugestie zależy, jakimi będą artystami. Zdarzają się artyści, którzy nie słuchają nikogo. Mało tego: mają rację, że nie słuchają! Ale bywają też artyści, którym dodatkowe informacje są bardzo potrzebne. To cała moja filozofia.
Myślę, że każdy rodzaj warsztatów jest trzydzieści razy lepszy niż konkurs, ponieważ ten drugi daje poczucie, że jest fajnie, ale, w przeciwieństwie do warsztatów, nie pobudza świadomości. Z drugiej strony nie dla wszystkich artystów świadomość jest konieczna. Na przykład Wilhelmi: był genialnym aktorem, a jego notatki dotyczące interpretacji znalezione w scenariuszu były bardzo, delikatnie mówiąc, prostackie. A jednak miał intuicję. Nie wiem, czy miał świadomość oraz poczucie dystansu do siebie i do roli, ale był genialnym aktorem. Bywają też genialni wokaliści, którzy mają dwie komórki mózgowe.
Rozmawiała Magdalena Walusiak
Zapraszamy na spotkanie z Elżbietą Zapendowską
23 maja o godz. 14:00
empik CH Galeria Graffica, Rzeszów
ul. Leopolda Lisa Kuli 19
Komentarze (0)