Rozmowa z Jackiem Pałkiewiczem, polskim podróżnikiem należącym do Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie, twórcą surwiwalu w Europie.

Podróżowanie jest dla niego pasją i sztuką. W maju tego roku ostatecznie potwierdzono, że to Jacek Pałkiewicz jest odkrywcą źródeł Amazonki (12 lat po wyprawie Polaka!), a południowoamerykańska królowa rzek posiada długość 7040 km, czyli odbiera Nilowi (6857 km) tytuł najdłuższej rzeki świata.



Niedługo pojawią się w księgarniach dwie nowe książki Pana autorstwa: „Eksploracja”...

... czyli album fotograficzny z dalekich zakątków świata...

... oraz gigantyczny podręcznik „Sztuka podróżowania”.

Słowo „Biblia” lepiej oddaje ciężar i pojęcie, co to jest za książka. Zebrałem w niej podsumowanie kilkudziesięciu lat mojego podróżowania. Uczyłem się na błędach, potykałem, przewracałem, a dzisiaj z takiej pozycji jak ta czy z filmów i kursów można się wszystkiego nauczyć i młodym ludziom, którzy wyruszają na szlaki wędrowne, jest dużo łatwiej.

Nie zatytułował Pan swojej książki „Podręcznik podróżowania” ani „Moje podróżowanie” tylko „Sztuka podróżowania”. Sztuka to kreowanie, tworzenie nowej rzeczywistości. Pan dowodzi w swojej książce, że podróżnik tworzy przede wszystkim samego siebie.

Poprzez podróże człowiek na pewno zmienia się i kształtuje. Jest tak wiele elementów, które z każdej strony na człowieka naciskają... Trzeba mieć bardzo ciasny i zawężony umysł, żeby tego wszystkiego nie przyjąć po drodze.

Aby wyruszać w tak niebezpieczne wyprawy, jak choćby samotna podróż szalupą przez Atlantyk, trzeba chyba mieć wcześniej pewne predyspozycje?

Myślę, że najważniejsza jest silna pasja: pazury, zęby i wszystko to, co pozwala nie zatrzymać się przy pierwszych kłopotach i przeszkodach, lecz pomaga poradzić sobie z nimi. A gdy wyjeżdża się z domu, większe lub mniejsze przeszkody wcześniej czy później zawsze się pojawiają. Tylko ten, kto podróżuje, zdaje sobie sprawę, ile to kosztuje zdrowia, stresu, strachu i potu. Ale na zdjęciach pięknie to wszystko później wygląda.

Przepłynął Pan samotnie Atlantyk szalupą ratunkową. Dotarł Pan do najzimniejszego miejsca na Ziemi. Odkrył pan źródła Amazonki. Niejednokrotnie stawał Pan po raz pierwszy w miejscu, którego nie dotknęła wcześniej stopa przedstawiciela zachodniej cywilizacji. Takie wyczyny z pewnością powodują, że adrenalina wydziela się w niemałych ilościach. Po pewnym czasie organizm może potrzebować jej coraz więcej. Czy nie boi się Pan, że w którymś momencie podróżowanie zacznie Pana nudzić?

Jeśli chodzi o adrenalinę, to na pewno jest w życiu podpisany kontrakt z tym czynnikiem. Ma pani sporo racji, że mogą pojawiać się momenty, kiedy to wszystko zaczyna się nudzić. Nie ukrywam, że takie chwile przychodzą, na przykład kiedy odkrywam, że jakieś rzeczy już widziałem, a nawet widziałem rzeczy tysiąc razy ciekawsze, ale staram się szybko odsunąć od siebie to uczucie, żeby nie utracić pasji. Jak się człowiek pozbędzie pasji, nie będzie miał już żadnego powodu, żeby wyruszać w świat, pozostanie tylko się zatrzymać na nizinach. Z wrażeniem nudy trzeba szybko walczyć, nie dopuszczać jej do siebie. Kiedy zabraknie pasji, wszystko stanie się szare i płaskie.

A czy codzienność, na przykład warszawska, potrafi Pana jeszcze zachwycić?

Jako dziennikarz po wyjściu na ulice Warszawy rozglądam się, badam, co jest wokół ciekawego i interesującego, żeby niczego nie przegapić. To nie jest kontakt neutralny czy nijaki, oko i ucho cały czas nastawione są na wyszukanie czegoś nowego. Ale na przykład na temat polityki patrzę z góry, uważam się za człowieka niezwykle uprzywilejowanego nie angażując się w żadne wybory. To mi daje dużą swobodę, na pewno większą niż mają inni ludzie.

palkiewicz2.JPG 

 

Co Pan odczuwa przybywając ponownie do miejsca widzianego wcześniej, które z upływem czasu przekształciło się z dziewiczego zakątka w świat przypominający coraz bardziej zachodnią cywilizację?

Z zasady staram się nie wracać do miejsc, które ofiarowały mi dużo atrakcyjnych wrażeń, ponieważ wiem, że za rok czy pięć świat w tym miejscu zmieni się nie do poznania. Szkoda mi wspomnień egzotyki, które zostały gdzieś w środku. Ale są zakątki świata, do których często wracam. To Indochiny, Laos, Birma, Wietnam, a w nich miejsca położone daleko od turystycznych szlaków, gdzie zmian jest mniej niż można by się było spodziewać.
Zawsze twierdziłem, że mimo tego, że świat stał się mały, możliwość podróżowania samolotami zmniejszyła odległości, a komunikacja i internet sprawiły, że wszędzie jest blisko, są jeszcze na świecie miejsca, w których można coś odkryć. Na pewno jest to możliwe w dzikich zakątkach wyspy Nowa Gwinea i w Amazonii. Oto potwierdzenie sprzed niewielu dni: świat obiegła wiadomość, że w Amazonii udało się sfotografować z samolotu plemię, które nie miało dotąd kontaktu z naszą cywilizacją. Te zdjęcia pokazywały media na całym świecie. Czyli człowiek, który ma w sobie pasję poszukiwawczą, może jeszcze znaleźć sporo ciekawych rzeczy.

Zdarzyło się Panu kilka razy dotrzeć do ludzi, którzy nie mieli wcześniej kontaktów z naszą cywilizacją. W Pańskiej książce „Eksploracja” zauważyłam coś w rodzaju poczucia winy z tego powodu...

Poczucie winy pojawia się dlatego, że kontakt białego człowieka z egzotycznymi plemionami nie przynosi im niczego pozytywnego.

To trochę zadawanie gwałtu...

Oczywiście, są to małe, stopniowe kroczki zbliżające tych ludzi do naszego świata, który z reguły ma na nich bardzo negatywny wpływ. Kończy się najczęściej alkoholizmem, prostytucją, narkotykami. Ci ludzie są zawieszeni w próżni, jedną nogą są u siebie, w swoim przeszłym świecie, a drugą nogą w naszej cywilizacji, gdzie są niezauważani, bo nie interesują białego człowieka. I czują się zagubieni.
Sam sobie tłumaczę, bo jakoś trzeba wytłumaczyć się chociaż przed samym sobą, że mam o tyle czyste sumienie, że przynajmniej moje zbliżenie do nich służy jedynie temu, by pokazać, że tacy ludzie są i że trzeba zostawić ich w spokoju. Inaczej postępują poszukiwacze minerałów czy złota, ludzie projektujący i budujący drogi lub drwale. Ich kontakt jest większym gwałtem, z mojej strony jest on minimalny, a ja przynajmniej dokumentuję i pokazuję światu, że tacy ludzie istnieją i warto się zastanowić, jak ich chronić.

A są takie możliwości?

Nie ma. Nasza cywilizacja jest zbyt agresywna i zbyt szybko postępuje, więc nie ma dla nich żadnych szans. Do niedawna mówiło się, że trzeba tych ludzi zaglomerować, że w czasach, gdy cały świat łączy się  i zazębia, także im powinno się dawać szansę otrzymania jakichś korzyści z naszej cywilizacji, żeby łatwiej i godniej im się żyło. Ale taki punkt widzenia odszedł już do archiwów. Dzisiaj ludzie, którzy mają jakiś wpływ na zachowanie ostatnich niecywilizowanych plemion, uważają, że nie trzeba robić absolutnie nic, zostawić ich w spokoju i nie dotykać tego tematu, a jak będą mieli ochotę, sami zbliżą się do nas. Wcześniej czy później i tak się to stanie.

Rozmawiała Magdalena Walusiak