Andrzej Smolik to jeden z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych polskich producentów muzycznych. Właśnie ukazała się jego czwarta autorska płyta. Smolik przyzwyczaił nas do tego, że na jego płytach śpiewają niezwykli goście. Tak jest również tym razem. Zaproszenie Smolika przyjęli m.in: Emmanuelle Seigner, Gaba Kulka, Victor Davies, Mika Urbaniak i Joao T. de Sausa. Spotkaliśmy się ze Smolikiem, by porozmawiać o tym, jak znajduje wokalistów na swoje albumy, jak z nimi pracuje i jak wyglądała praca nad jego najnowszym wydawnictwem.
Wydając swój trzeci album spodziewałeś się, że to będzie taki sukces? Platynowa płyta, Fryderyki…jak myślisz, z czego to wynika, że muzyka wydawałoby się niszowa, została tak dobrze i szeroko przyjęta?
Miło, że tak się stało. Oczywiście nikt nie liczył na tak dużą sprzedaż. Płyta sprzedawała się dość równo przez okres 2 lat, parę miesięcy po premierze jeszcze nie wiedzieliśmy, że będzie tak dobrze. Myślę, że ta pozorna niszowość została pokonana.
Zaczynając pracę nad nowym, czwartym albumem czułeś, że są jakieś konkretne oczekiwania wobec Ciebie? Że musisz ponownie zaskoczyć, czy też może wykonać stylistyczną woltę?
Staram się wyłączyć z takich rozważań i robić muzykę zgodnie ze swoim wewnętrznym zegarem. Zaskoczenie dla zaskoczenia lub wolta na siłę mają mały sens. Staram się zachowywać dość długie przerwy pomiędzy albumami, by mieć czas na naturalnie przychodzące zmiany i inspiracje.
Jaka jest ta nowa płyta?
To płyta z piosenkami w średnich tempach. Wbrew pozorom nagrana absolutnie na żywo i akustycznie. Użyłem wiele technologii z lat 50 i 60. Stare wzmacniacze, mikrofony, instrumenty są wystarczająco doskonałe, żeby używać ich dzisiaj, ale mają też wyjątkową charyzmę i charakter w brzmieniu, czego trochę brakuje współczesnym narzędziom. Sama forma muzyki jest natomiast dość współczesna. Na płycie gra też duża orkiestra smyczkowa i instrumenty dęte.
Mówi się, że Smolik ma dobrą rękę do artystów, że potrafisz z nich wyciągnąć więcej, masz na to jakąś receptę?
Trudno z kogoś wyciągnąć więcej niż ma w sobie, czasami udaje się jednak dokopać do nieodkrytych lub zapomnianych pokładów.
Można też chyba zaryzykować stwierdzenie, że niektórzy wokaliści wypłynęli na współpracy z Tobą np. Novika, Mika Urbaniak zaczynały swoją karierę śpiewając u Ciebie. Na nowym albumie pojawiają się kolejni Kasia Kurzawska, Sqbass, Natalia Grosiak – jak ich znajdujesz?
Z uwagi na sporą popularność mojej muzyki w swojej kategorii mogło by się tak wydawać, ale wszyscy robili swoje własne rzeczy zanim ich spotkałem, tyle że czasem, z różnych powodów, trudniej im się przebić.
Na „4“ są także zagraniczni wokaliści Victor Davies, który śpiewał także na „3“, bardzo dobrze znana Emmanuelle Seigner ale także nowe twarze Kev Fox I Joao T. de Sousa – kim są? Jak ich poznałeś?
Każda historia jest inna. Victora i Keva poznałem na ich koncertach. Zakochałem się w ich muzie i poprosiłem o współpracę. Emanuelle spotkałem w Paryżu dzięki swoim przyjaciołom. Joao dzieki Natalii Grosiak z Micromusic.
Pracowałeś z różnymi artystami: Nosowska, Peszek, Gawliński, Rojek, Stańko – to silne osobowości. Czy trudna jest taka współpraca? Jak znaleźć złoty środek pomiędzy tym, co Twoje a tym, czego chcą Oni?
Im silniejsza osobowość, tym bardziej obiecująca współpraca. Chodzi o to, żeby zagospodarować wspólną przestrzeń a nie szukać złotego środka. Liczę na synergie we współpracach. Inaczej brak im sensu.
Jesteś jednym z nielicznych polskich producentów, którzy wydają swoje autorskie albumy. Jak ważna jest dla Ciebie praca nad własnym materiałem?
W robieniu muzyki nie stawiam kreski pomiędzy dla kogoś czy dla siebie. Jednak najtrudniej robić swoje własne rzeczy. To zabiera więcej energii i czasu. Trudniej o inspiracje, dystans, decyzje samemu niż w zespole.
Jak wyglądała praca nad nowymi piosenkami? Zaczynałeś od melodii, jakiegoś motywu? Tworzyłeś piosenki z myślą o konkretnych wokalistach?
Zaczynam zarówno od melodii jak i ogólnego pomysłu na brzmienie i atmosferę kawałka. Jedno i drugie to dla mnie istotne elementy.
Czy to jak pracujesz nas swoim materiałem zmieniało się na przestrzeni ostatnich lat? Praca nad „4“ wyglądała inaczej niż nad Twoją pierwszą płytą?
Wiadomo, że przez wiele lat nabiera się doświadczenia, co wcale nie zawsze pomaga. Główne różnice to sprawy technologiczne i to, że część procesów odbywa się najpierw w głowie zanim przeniosę je na dysk.
Do niedawna byłeś kojarzony z muzyką elektroniczną. Na poprzednim albumie było jej bardzo mało, na nowym prawie w ogóle jej nie ma…z czego wynika ta zmiana brzmienia? Jak określiłbyś swoją muzykę?
Zmiana ta wynika z większych możliwości korzystania z żywych muzyków i absolutnej fascynacji niepowtarzalnością żywego grania oraz lekkiego zmęczenia preparowanymi brzmieniami i samplami, które było słychać wszędzie w ostatniej dekadzie.
Twoje płyty i koncerty mają niebanalną oprawę wizualną – wygląda na to, że strona wizualna także odgrywa ważną rolę.
Album muzyczny to nie tylko dźwięki, ale też klimat okładki. Zawsze obraz i dźwięk działały silniej razem.
Sam jesteś raczej kojarzony z muzyką niszową, ambitną ale nie bałeś się pracy z artystami takimi jak Krzysztof Krawczyk czy Maryla Rodowicz. Podjąłbyś się ponownie podobnego wyzwania?
Działam intuicyjnie, ważne jest dla mnie pierwsze odczucie, nie polityka i skojarzenia. Lubię głosy Maryli i Krzysztofa. Znam ich muzę z dzieciństwa. Poza tym to ikony polskiej muzyki, więc praca z nimi to zaszczyt dla mnie i świetna zabawa konwencją.
Wspominałeś kiedyś, że chciałbyś nagrać płytę z big bandem – to aktualny pomysł?
Tak, uwielbiam brzmienie dużych składów blaszanych instrumentów. Mam nadzieję, że stanie się to w najbliższej przyszłości.
Rozmawiał: Aleksander Kamiński

Wywiady
Andrzej Smolik: "Nie szukam złotego środka"
Działam intuicyjnie, ważne jest dla mnie pierwsze odczucie, nie polityka i skojarzenia. Lubię głosy Maryli i Krzysztofa. Znam ich muzę z dzieciństwa. Poza tym to ikony polskiej muzyki, więc praca z nimi to zaszczyt dla mnie i świetna zabawa konwencją
Komentarze (0)