Kilka dni temu Izagirre pochwalił się w mediach społecznościowych czternastym wydaniem książki „Plomo en los bolsillos” („Ołów w kieszeniach”), w której opisał historię jednego z najsłynniejszych wyścigów kolarskich na świecie - Tour de France. Dla autora magia kolarstwa bierze się stąd, że uczestnicy wyścigu decydują się na fizyczne cierpienie w imię idei, legendy, no i wyniku. W swojej książce opisał wielkie zwycięstwa, ale też zabawne anegdotki czy ciekawostki związane z wyścigiem. Książka od swojej premiery w 2012 roku jest w Hiszpanii bestsellerem.

Czy tak się stanie w Polsce z reportażem o Potosí?

Śmiem wątpić, bo o ile w książce o Tour de France Izagirre przygląda się emanacji kapitalizmu, jaką jest szalony wyścig, którego transmisję pokazują telewizje z całego świata, a zespoły kolarskie sponsoruje wielki kapitał, tak w nagrodzonym tą najbardziej prestiżową w Polsce nagrodą dla reportażu, książce patrzy na ręce kapitalizmowi i widzi na nich krew. Kapitalizm wciąż lepiej się sprzedaje, od jego krytyki. Tym bardziej, gdy krytyka ta pisana jest w oparciu o cierpienie młodej boliwijskiej dziewczyny, która by zarobić na życie musi wczołgiwać się do kopalni i przesiewać górniczy urobek w poszukiwaniu drobinek srebra. Takich dzieciaków jak ona na zboczach legendarnej góry żyją setki, a świat nie interesuje się ich losem, bo świat interesuje zysk, który przynoszą wielkie korporacje swoją rabunkową działalnością.

Potosí” oskarża kapitalizm, ale też kolonializm, amerykański imperializm i boliwijskich rządzących o przyczynienie się do cierpienia tysięcy ludzi w imię zysku. Izagirre pokazuje zarówno historyczny, sięgający czasów kolonizatorów, kontekst jak i współczesne problemy, które wciąż wynikają z kolonialnego myślenia o świecie boliwijskich górników i górniczek.


Zainteresował cię temat? Sprawdź też recenzję „Potosi. Góra, która zjada ludzi” na Empik Pasje


 

Potosi
 

Izagirre – „Potosi”, sport i Czarnobyl

Izagirre urodził się w 1976 roku w San Sebastián w Kraju Basków. Pisze po baskijsku i hiszpańsku. Wzbudza moją sympatię tym, że większość swoich książek napisał o… kolarstwie. Nie tylko o Tour de France, ale i Giro d’Italia. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli po polsku przeczytać jego „Cómo ganar el Giro bebiendo sangre de buey”, reportaż historyczny o wyścigu, który zjednoczył Włochów, mimo tego, że wszyscy go krytykowali. Socjaliści walczyli z młodymi hedonistami, których interesowała tylko „miłość i jazda na rowerze", Watykan oskarżał rowerzystów o „welocypedyzm, czyli anarchię próbującą zaprzeczyć prawom fizyki i transportu", a Mussolini - sam miłośnik motoryzacji i lotnictwa - gardził szczupłymi i - w porównaniu do motocyklistów - powolnymi kolarzami.

Izagirre nawet gdy pisał o miejscowym klubie piłkarskim, Real Sociedad, zauważył, że stadion Atocha, na którym rozgrywa u siebie mecze ten dwukrotny mistrz Hiszpanii, wcześniej był torem rowerowym. „Powinniśmy zatem Real nienawidzić”, pisze w imieniu cyklistów.

Jako dziennikarz pisał o Palestynie, Grenlandii, czy Islandii. Za poświęcony katastrofie elektrowni jądrowej w Czarnobylu reportaż, „Nie wiedzieliśmy, że śmierć może być tak piękna" otrzymał w 2014 roku prestiżową nagrodę “La Buena Prensa”, a rok później - za tekst “Tak powstają martwi partyzanci” poświęcony zbrodniom wojennym w Kolumbii zgarnął European Press Award.
 

Ander Izagirre

Ander Izagire / mat. promocyjne wydawnictwa Filtry 
 

Miłość do gór 

Przyglądając się książkom, które napisał Izagirre, trudno nie zauważyć, że fascynują go góry. W "Cansasuelos", książce o wyjaśniającym treść podtytule „Sześć dni pieszo przez Apeniny" opisuje swoją wędrówkę przez góry, w których interesuje go niemal wszystko, co po drodze napotyka. Recenzenci na jednym z popularnych portali przyjęli jednak książkę chłodno. Jeden z nich zauważył, że autor chciał zbyt dużo zobaczyć, przez co nie zatrzymał się, by naprawdę dostrzec, to o czym pisze. Czasem najtrudniej opisać to, co blisko nas. Na szczęście wyróżniona Nagrodą im. Ryszarda Kapuścińskiego „Potosí. Góra, która zjada ludzi” jest opowieścią, w której autor dostrzegł to, co najtrudniej zawsze zauważyć dziennikarzom - los dziecka, uwikłanego w historyczne, globalne procesy. I do tego dziecka, które na swój sposób, podejmuje walkę. Już dawno nie czytałem reportażu, który tak dobrze oddawałby ducha literatury Kapuścińskiego.

W jednym z wywiadów Izagirre mówił, że:

 “Reporter powinien w swojej opowieści być jak górnik z latarką - podążać do przodu i nie skupiać uwagi na sobie. Mówienie o sobie w reportaży wydaje mi się odbieraniem przestrzeni prawdziwym jego bohaterom. Kogo obchodzi to, czy się bałem, płakałem lub byłem smutny?”

I za to również cenię sobie przełożoną przez Jurka Wołk-Łaniewskiego książkę - bo autor jest w niej obecny tylko wtedy, gdy nie ma innego wyjścia. Nie ma jednak miejsca na jego emocje, a na słowa, które sprawiają, że przeżywamy historię pracującej w boliwijskiej kopalni Alicji. I ją zapamiętamy po lekturze tej książki, a nie autora. Na tym polega czasem wybitny reportaż. 

Więcej artykułów znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.

Zdjęcie okładkowe: mat. promocyjne wydawnictwa Filtry