Introwertycy świętują

Introwertycy, mieszkańcy mniejszych miejscowości i ludzie zalatani zgodnie przyznają, że 2020 rok był dla nich wyjątkowy, bo pierwszy raz mogli oglądać filmy premierowo, a także partycypować w festiwalach filmowych, do tej pory zarezerwowanych dla garstki wybrańców, których stać na wyjazd na drugi koniec Polski, by tam celebrować święto kina. - Widz zaczyna się przyzwyczajać, że najnowsze hity mogą mieć premierę w jego salonie w jakości HD. I tego cukierka - raz posmakowanego - nie odda - mówi krytyk Michał Oleszczyk. A dziennikarz Piotr Dobry dodaje: - Jeszcze nigdy nie miałem takiego dostępu do globalnej oferty kulturalnej, w tym całych programów światowych festiwali. Mam nadzieję, że kiedy już nastanie „nowa normalność”, wytwórcy i promotorzy kultury nie zapomną o nas, aspołecznych introwertykach źle znoszących tłumy. Albo nawet osobach, które z reguły uczęszczają na festiwale, jednak niekiedy nie pozwala im na to sytuacja rodzinna, zdrowotna, finansowa, jakakolwiek.

Na tę potrzebę już odpowiadają twórcy festiwali, którzy przekonali się, że impreza online daje zupełnie nowe możliwości. Jako pierwszy wirtualną formę wybrał Krakowski Festiwal Filmowy, któremu przyszło świętować w ten sposób jubileuszową 60. edycję. - Mimo wielu obaw, podwoiliśmy liczbę widzów i dotarliśmy z festiwalowym programem do zupełnie nowej publiczności. 40 proc. widzów wzięło udział w KFF po raz pierwszy, a 60 proc. z nich uczestniczyło w festiwalu spoza Krakowa i Małopolski. Dotarliśmy też do widzów, którzy z innych powodów niż tylko geograficzne nie mogli dotąd uczestniczyć w wydarzeniu. Festiwal stał się bardziej przyjazny osobom z niepełnosprawnościami i seniorom, także dzięki projekcjom filmów z audiodeskrypcją i napisami dla niesłyszących - wylicza Olga Lany.
Rzeczniczka KFF przekonuje, że prace nad 61. edycją imprezy przebiegają od początku z myślą o tych nowych widzach. Bez czekania na wyroki ministra zdrowia ekipa przygotowuje wersję hybrydową.

- W tym roku około 200 filmów i liczne wydarzenia towarzyszące będą dostępne od 30 maja do 6 czerwca równolegle w kinach i online. Już teraz możemy z przyjemnością ujawnić, że gościem specjalnym tegorocznego programu będzie kinematografia Norwegii - cieszy się Lany.

Kino 2020 żródło Shutterstock


Nowe platformy
I dodaje, że KFF nie zamierza się ograniczać do pokazywania wirtualnych filmów tylko w czasie trwania festiwalu. Tradycyjnie wybrane tytuły będą udostępniane widzom sukcesywnie także po zakończeniu imprezy na platformie KFF VoD, jak to się dzieje nieprzerwanie od sierpnia zeszłego roku. Swoją platformę założył też inny festiwal - Millenium Docs Against Gravity.

- Na vod.mdag.pl, gdzie znajdują się nie tylko filmy dokumentalne, ale też fabularne, prawdziwym hitem jest „Kret w Korei”, dlatego z dumą mogę powiedzieć, że jeśli obostrzenia na to pozwolą, na festiwal przyjedzie reżyser Mads Brugger - informuje Dominika Baranowska.

Przypomina, że dzięki wirtualnej edycji podwoiła się liczba widzów festiwalu - w 2020 roku było ich 170 700 w porównaniu do 93 000 widzów w 2019 roku. Nic dziwnego, że tegoroczny festiwal, który odbędzie się w dniach 14 maja -13 czerwca planowany jest hybrydowo, a jego atrakcją będzie m.in. film „Zappa”, kompleksowy portret Franka Zappy, nad którym Alex Winter pracował kilka długich lat.

Festiwalom filmów dokumentalnych nowa formuła otworzyła wiele możliwości. Mają jednak tę przewagę, że prezentowane przez nie filmy można zobaczyć niemal wyłącznie na festiwalu, bo nie trafiają potem do kin. Gorzej z imprezami, których repertuarową siłą są kinowe przedpremiery i spotkania miłośników kina, jak i branży.

- Proszę zwrócić uwagę, że festiwale w Cannes czy Wenecji nie miały edycji online - przypomina Stefan Laudyn. I tłumaczy, dlaczego kierowany przez niego Warszawski Festiwal Filmowy byłby trudny do przeprowadzenia w wersji online. - Dla nas festiwal to miejsce spotkań, a nie forma dystrybucji filmów. Producenci i agenci sprzedaży prezentowanych przez nas premierowo tytułów zastrzegali sobie, że zgadzają się wyłącznie na pokazy w kinach. Do tego w przypadku pokazów w internecie dochodzą kwestie zabezpieczeń antypirackich - mówi.

36. edycja imprezy odbyła się w formie fizycznej, co wymusiło na organizatorach reagowanie na bieżące rozporządzenia. - Otwieraliśmy festiwal w strefie zielonej, drugiego dnia Warszawa była już w strefie żółtej, a pod koniec WFF znalazła się w czerwonej. Oznaczało to, że w kinach mogło być najwyżej 25 proc. publiczności, a goście mogli do nas przyjechać praktycznie tylko z krajów Unii Europejskiej. Widzów było rzecz jasna znacznie mniej niż zwykle, ale satysfakcja wynikająca z faktu, że festiwal odbył się w tradycyjnej formule, jest ogromna. Docenili to m.in. moi koledzy dyrektorzy festiwali w Wenecji i San Sebastian, przysyłając mi mejle z gratulacjami - mówi dyrektor Laudyn i informuje, że prace nad 37. edycją WFF, która odbędzie się w dniach 8-17 października, idą pełną parą z nastawieniem, że wydarzenie odbędzie się w kinach w centrum Warszawy.

Rekordy widzów na festiwalach online

Anna Serdiukow z festiwalu Młodzi i Film też wyraża nadzieję, że tegoroczna impreza odbędzie się fizycznie w Koszalinie. - To będzie jubileuszowa, 40. odsłona festiwalu, więc zależy nam na tradycyjnej wersji - z seansami w kinie i ze spotkaniami po projekcjach live, z warsztatami i debatami. Część z racji aury planujemy już w plenerze, analizujemy na bieżąco sytuację epidemiologiczną i będziemy dostosowywać festiwal do dyrektyw sanitarnych, więc kto wie, może to być też wariant hybrydowy. Patrzymy, planujemy, adaptujemy się na bieżąco - zapewnia i przypomina, że hybdrydowa edycja MiF zanotowała spadek zaledwie o jedną trzecią widowni w porównaniu z ubiegłym rokiem.

Aleksandra Różdżyńska informuje, że Kino na Granicy również planuje w tym momencie imprezę fizyczną. - Dla naszego festiwalu ważna jest atmosfera, spotkanie na granicy polsko-czeskiej, rozmowy - mówi. I zdradza, jakie atrakcje czekają na widzów w 2021 roku: - Retrospektywy Miloša Formana, Tatiany Dyk Vilhelmovej, Andrzeja Żuławskiego, a do tego sekcje tematyczne: Wyszehradzkie Komety i Viva Havel, a także elementy: węgierski, ukraiński, rosyjski
Aleksandra Pawełczyk wylicza, że w połączonych edycjach 20. MFF Nowe Horyzonty i 11. American Film Festival wzięło udział łącznie ponad 122 500 widzów i widzek.

- Strach przed zmianami jest oczywisty, ale sukces edycji online pokazał nam, że warto otworzyć się na nowości. Podjęliśmy decyzję, że w tym roku będziemy działać dwutorowo - stacjonarnie i wirtualnie. Nie wyobrażamy sobie festiwalu filmowego bez kina, tym żyjemy, sale Kina Nowe Horyzonty buzują od emocji, a siłą klubu festiwalowego jest nie tylko muzyka i tańce, ale w szczególności dyskusje kinomanów - mówi rzeczniczka NH i AFF.

Kino w domu Shutterstock


Wielu emocji dostarczył Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, który odbył się tylko wirtualnie, ale właśnie ze względu na prawa autorskie nie udało się pokazać kilku hitów. - Zrealizowana w grudniu edycja online była wypadkową wielu kompromisów, do jakich musieliśmy się dostosować. Odbyła się z udziałem bardzo ograniczonej liczby uczestników, mediów i przedstawicieli branży, bez szerokiej publiczności. Na pewno takiej wersji nie chcielibyśmy powtarzać w przyszłości - zapowiada Magdalena Jacoń.
Rzeczniczka FPFF patrzy jednak na kwestie organizacyjne realistycznie. - Formuła wydarzenia będzie zależała od zewnętrznych okoliczności - sytuacji pandemicznej, obowiązujących obostrzeń. Miniony rok nauczył nas, że trzeba być elastycznym i myśleć wielotorowo, mieć w zanadrzu kilka wariantów działania - mówi. Datę tegorocznej edycji poznamy jeszcze w styczniu po posiedzeniu Komitetu Organizacyjnego, ale już wiadomo, że festiwal celuje we wrzesień.

 

Czy kino wróci w 2021?

O ile więc włodarze festiwali nie wpadają w panikę, o tyle niepokój nasila się w samej branży. Trudno się dziwić, skoro z całego świata dochodzą głosy o nowych pomysłach na dystrybucję. Szerokim echem odbiło się zwłaszcza planowane przez wytwórnię Warner, udostępnianie najbardziej oczekiwanych hitów równolegle kinom i platformie HBO Max. Tak mają wyglądać premiery blocbusterów: „Diuna”, „Matrix 4”, „Godzilla vs Kong” czy nowe „Suicide Squad” i „Kosmiczny mecz”.

Kiniarze zastanawiają się, czy możliwość oglądania w zaciszu własnego domu skłoni jeszcze kogoś do wychodzenia do kina, ale Karolina Korwin-Piotrowska przypomina, że ruch Warnera pandemia tak naprawdę tylko przyspieszyła, bo już od dawna mówiło się o takim pomyśle na dystrybucję.

- Ten system zacznie obowiązywać: może nie wszędzie od razu, ale o tym, że tak będzie, mówiono od jakiegoś czasu - mówi. Nie ma przy tym wątpliwości, że przyzwyczajenie, rytuał, chęć wyjścia z domu wygrają. - I tęsknota za dawnym światem. Śmierć kina zapowiadano wiele razy, a ono wciąż ma się dobrze. Zmienia się sposób oglądania filmów, ale popyt na nie nadal jest. Opowiadanie o „trumience” jest zdecydowanie przedwczesne - mówi prowadząca „Aktualności Filmowe” w Canal+. - Tęsknie za kinem, za salą kinową, za atmosferą. Jak tylko otworzą, biorę maseczkę i idę. Nie mogę się doczekać! - zapowiada.

Wtóruje Piotr Dobry, który jest zdania, że online jest świetnym rozwiązaniem, a przy tym, wbrew pozorom, żadnym zagrożeniem. - Przecież to nie jest tak, że ludzie przestają chodzić na koncerty, kiedy tylko mają w domu nagrania na którymś z licznych dziś nośników. Z wyjściem do kina jest podobnie - to wspólnotowe przeżycie, w którym mniej nawet chodzi o dany film, a bardziej o to, z kim, gdzie i w jakich okolicznościach. I dlatego myślę, że nie ma się czego bać, serio - mówi krytyk „Kina”.

Ostrożniejszy jest krytyk Michał Oleszczyk, który przekonuje, że choć potrzeba śledzenia opowieści filmowych rośnie, to nieprędko wrócimy do takiej formuły konsumpcji w kinie, jaką pamiętamy z sal wypełnionych po brzegi na premierach Marvela.

- Kino tworzy przestrzeń intymności, która uległa pandemicznemu przewartościowaniu. Nic dziwnego, że dla wielu par jednym z podstawowych trybów spędzania wolnego czasu stał się przysłowiowy „kocyk, Netflix i sezon”. Oglądamy filmy coraz częściej w intymnej domowej przestrzeni. Sami tworzymy filmy, wrzucamy do sieci kontent. Granica się zaciera. Jako człowiek XX wieku marzę, by choć niewielka przestrzeń pozostała zabezpieczona dla kina jako sztuki spektaklu granego na wielkiej sali. Czasami ta wagnerowska skala też jest nam potrzebna. Oby została z nami - mówi twórca podcastu SpoilerMaster.

O to spokojny jest Piotr Dobry.

- Kino przetrwa, tak jak wcześnie poradziło sobie radio czy tradycyjne książki. Owszem, pandemia prawdopodobnie przemodeluje na stałe rynek dystrybucji. Forma hybrydowa zostanie z nami na długo, jeśli nie na zawsze. Tylko czy to źle? - mówi.

Pytam kilku znajomych producentów i producentek, jak widzą 2021 rok. Odpowiedzi są mętne. Jedni zupełnie stracili nadzieję na powrót do kina, dlatego szukają kontraktów przede wszystkim z platformami streamingowymi (przoduje Netfix, ale niespodzianki ponoć szykuje też HBO). Inni cały czas planują przesuwać premiery, ale nie chcą o tym mówić pod nazwiskiem, żeby „nie wywoływać nerwowych drgań w branży”. Kolejni czekają na to, co zrobią amerykańskie studia.

 

Uratuje nas to, co znamy

- Jedno jest pewne: pandemię przetrwają ci, którzy potrafią się adaptować. Mam kolegów, którzy oddali swoje filmy platformom, za co inne osoby z branży suszyły im głowę. Na koniec 2020 roku to jednak ci pierwsi otwierali szampana - mówi jeden z producentów. - Wygrają ci, którzy nie zamierzają czekać, dlatego moim zdaniem przegrają ci, którzy wybrali model zwłoki a la James Bond - dodaje.
W rękach producentów spoczywa najbardziej istotny element ożywienia kin: kontent, czyli same filmy. Bez dobrych filmów w repertuarze nie ma mowy o ściągnięciu widzów. A że w 2021 roku jest na co czekać przypomina Ola Salwa. - Czekam na nowe filmy Marcina Krzyształowicza, Pawła Borowskiego, Olgi Chajdas, Agnieszki Smoczyńskiej, Adriana Panka, Małgorzaty Szumowskiej, Jana Komasy, Pawła Pawlikowskiego, Agnieszki Holland, Pawła Łozińskiego, Kuby Czekaja, Piotra Domalewskiego, Magnusa von Horna. Oby oni i producenci ich filmów przeszli czas zarazy obronną ręką - mówi szefowa działu polskiego magazynu „Kino”.

Nie zmienia to faktu, że zapowiedzi dystrybutorów na 2021 rok wyglądają licho i dominują w nich filmy, które miały trafić na ekrany rok wcześniej. Datą graniczną ponownie jest kwiecień, który ma przynieść dwa ważne wydarzenia - ceremonię przyznania Oscarów i premierę - nomen omen - „Nie czas umierać” z Jamesem Bondem.

Na resztę składają się głównie franczyzy, które - paradoksalnie - mogą skłonić widzów do wyjścia do kina. Skoro osiem części „Szybkich i wściekłych” widzieliśmy w kinie, to tak samo będziemy chcieli zmierzyć się z „dziewiątką”. Nie inaczej sprawa ma się z „Cichym miejscem 2”, „Obecnością 3” i „Top Gun: Maverick”, „Mission: Impossible 7”, kolejnymi częściami z rozbudowanych uniwersów jak „Czarna wdowa” czy remakami, by wspomnieć tylko „Kosmiczny mecz”, „West Side Story” czy „Candyman”.

 

Powrót do przyszłości

Paradoksalnie powrót do kina może nam więc zapewnić to, co do 2020 roku w repertuarze wielu z nas najbardziej nas uwierało. Oczywiście, o ile ktoś na taki powrót ma ochotę. Tomasz Raczek jest w grupie tych, którzy nie chcą oglądać się za siebie. - Rok 2021 będzie czasem sprawdzianu dla światowego kina, czy już dojrzało do tego, by zostawić za sobą dotychczasowy system produkcji i dystrybucji filmów, i wejść z pionierską bezczelnością nie tylko w nowy rok, ale - przede wszystkim - wreszcie w XXI wiek - mówi redaktor naczelny „Magazynu Filmowego SFP”, podkreślając, że nie czeka na żaden z zaplanowanych filmów z odkładanymi w nieskończoność premierami.

- One są jeszcze „z tamtego świata“, zrobione zgodnie z myśleniem przedpandemicznym. Przed nami szansa na kontynuację poszukiwań Jamesa Camerona, rozpoczętych 12 lat temu „Avatarem” - mówi Tomasz Raczek. I wylicza: - Czekam na prawdziwą „nadmarionetę“ w filmie, czyli całkowicie wirtualnego aktora, bez ciała w realu. Chcę, by był on wypadkową talentów i umiejętności wielu ludzi (animatorów, rysowników, psychologów, techników), bo jeden człowiek to coraz częściej za mało, a być może także sztucznej inteligencji. Chcę także wirtualnego kina, abym wreszcie mógł wejść do środka filmu i znaleźć się pomiędzy aktorami. Być może wpłynąć na przebieg filmu, w którym będę uczestniczył. Żegnaj XX wieku, czekam na bezczelne i odbierające mowę nowości, które - tak czuję! - 21. stulecie ma już w zanadrzu.

W czasach, kiedy techniczne i jakościowe różnice pomiędzy seansem w domu a w kinie są coraz mniejsze, a pandemia skutecznie zniechęca do uczestniczenia w doświadczeniach zbiorowych takich jak wspólne projekcje, zachętą do wyjścia z domu byłyby właśnie niepodrabialne doświadczenia. Kino słabo poradziło sobie z technologami 3D czy zapachową, do których podchodzono dość nonszalancko. Ale nie było też powodu, żeby koncentrować się na dopieszczaniu tych rozwiązań. Dziś jest inaczej, więc kto wie, czy taką szczepionką dla kina nie okaże się właśnie nowa technologia. Pytanie tylko, ile przyjdzie nam czekać na jej efekty i czy pojawią się skutki uboczne.

Więcej artykułów o filmach i serialach znajdziesz w naszej Pasji Oglądam.

Zdjęcia: źródło - Shutterstock