"Już od dawna myślałem o wydaniu książki, która nie byłaby zbiorem felietonów, a powieścią podróżniczą o Polsce" - mówi o swojej najnowszej publikacji "Talki w podróży" Leszek Talko, znany dziennikarz, reporter i publicysta.
Jaka jest zawartość prawdziwych Talków w "Talkach w podróży"? Innymi słowy czy książka jest zapisem autentycznej podróży, którą Państwo odbyliście?
Książka jest zapisem dwóch podróży, które odbyliśmy po Polsce i jest w niej 110 procent Talków (śmiech).
Co było pierwsze - pomysł na książkę, felietony czy podróże?
Tu połączyły się dwie sprawy. Po pierwsze już od dawna myślałem o wydaniu książki, która nie byłaby zbiorem felietonów, a powieścią podróżniczą o Polsce. To gatunek literatury całkowicie u nas nie znany, a dosyć popularny w krajach anglosaskich. W podróż wybraliśmy się z synem bo obecność dzieci bardzo „otwiera” ludzi. Przypuszczam, że w wielu przypadkach nie spotkały by nas zapewne takie przygody, jakich mieliśmy okazję doświadczyć, gdybym podróżował sam albo tylko z żoną. Ponieważ jednak taka podróż sporo kosztuje, to pierwsza część książki ukazała się kilka lat temu w odcinkach w Magazynie „Gazety Wyborczej”, a teraz, gdy pojawiła się taka możliwość, została wydana w całości. W każdym razie rzecz od początku była pomyślana jako powieść, a nie zbiór felietonów.
Polska w Pana książce jawi się jako kraina osobliwości. Mnie podczas lektury zaskoczyły opisy niezwykłych miejsc, o których nie miałam pojęcia, że w ogóle w Polsce istnieją… Jak Pan wyszukiwał te wszystkie kurioza?
W zasadzie wszystko odbyło tak, jak to opisałem w książce. To znaczy była przygotowana ramowa trasa podróży. Wiedzieliśmy na przykład, że trafimy do Nowej Huty, gdzie wychowała się moja żona, ja natomiast chciałem zawadzić o Nałęczów, żeby zobaczyć rodowe posiadłości, które widziałem przed laty. Ale to było zaledwie kilka punktów na mapie, o których było wiadomo, że przez nie przejedziemy zaś cała reszta z założenia miała być dla nas zagadką i zaskoczeniem. Podczas całej podróży nie wiedzieliśmy rano gdzie będziemy spali wieczorem. Liczyliśmy na to, że ludzie na miejscu powiedzą nam co warto zwiedzić w okolicy albo sprawdzaliśmy w Internecie co jest polecane jako miejscowa atrakcja. Jednak głównie polegaliśmy na ludziach, ponieważ książka w zamierzeniu miała być portretem nie tylko Polski, ale i Polaków. Pytaliśmy na przykład pana Henia co w okolicy warto obejrzeć, a Pan Henio opowiadał nam przy okazji o swojej rodzinie, żonie, dzieciach, znienawidzonych krewnych…Tak więc można ten plan podróży określić mianem „kontrolowanego przypadku”
Czy opisane w książce historie są prawdziwe, jak na przykład ta o odciętych głowach służących jako piłka do gry, czy są to raczej miejscowe legendy?
W przypadku takich historii nigdy tak do końca nie można mieć pewności co do ich autentyczności, bo przecież nie byłem świadkiem meczu rozgrywanego głową (śmiech). Ale opowiadał nam tę historię mieszkaniec tej miejscowości, opisując chłopaków, których znał i wymieniając ich z imienia i nazwiska. Nie sądzę więc aby opowiadał nieprawdę, zwłaszcza, że przecież nie zdradzał żadnej tajemnicy, a rzecz opisywał jako zwyczajne wydarzenie - jakby odpowiadał na pytanie o to gdzie w okolicy znajduje się bankomat.
A reszta tej historii, czyli ciała bez głów, które widzieliśmy w kaplicy (gdzie znajdowały się również butelki po piwie, dobitnie świadczące o tym, że przy tych ciałach odbywała się również wzmożona konsumpcja) potwierdza prawdziwość opowieści - jakkolwiek niesamowicie by ona brzmiała w XXI wieku w bądź co bądź dużym kraju europejskim.
Czy jakaś z historii, która się Państwu przytrafiły podczas podróży nie trafiła do książki pomimo tego, że była ciekawa?
Spośród historii dotyczących ludzi i miejsc wydaje mi się, że wybrałem najciekawsze. Oczywiście trzeba było dokonać jakiejś selekcji. Największego odsiewu dokonaliśmy chyba w części dotyczącej podróży po Dolnym Śląsku, głównie ze względu na ogrom materiału – zamków, które można tam zwiedzić, opowieści o duchach i upiorach, ciekawych ludzi etc… Właściwie można by temu regionowi poświęcić osobna książkę. Drugim takim bogatym w materiał do opisania regionem jest Warmia i Mazury i tutaj też dokonaliśmy sporej selekcji. Rezygnowaliśmy też z opowieści zbyt do siebie podobnych albo słabo udokumentowanych. Na przykład z kolejnej opowieści o wyjętych z trumny ciałach, których to ciał nie widzieliśmy później na własne oczy. To tak jak mniej ciekawe ujęcia w fotografii, robi się kilka podobnych zdjęć, ale do albumu wybiera najlepsze.
A jak wyglądała techniczna strona powstawania książki? Robił Pan w podróży notatki, nagrywał na dyktafon?
Trudno robić notatki na bieżąco kiedy się podróżuje z dziećmi. Poza tym dyktafon wnosi do rozmowy element pewnej oficjalności. Ja robiłem tzw. zdjęcia „niezapominajki” to znaczy takie, które miały mi później przypominać poznanych ludzi i zdarzenia, w których brałem udział. Taki rodzaj dokumentacji, którą później już w Warszawie przeglądam i jest mi pomocne w pisaniu.
Czy Talki powrócą w kolejnej książce?
Być może powrócą jako kontynuacja "Talków w podróży". Mam już pewien pomysł i zobaczymy co na to powie wydawnictwo. Tak jak Polskę chciałbym teraz opisać południe Francji, które bardzo z żoną lubimy i jeździmy tam od lat zabierając ze sobą dzieci. Ale taki projekt wymaga sporego nakładu pracy i pieniędzy, więc na sto procent niczego jeszcze nie mogę obiecać. Jak wspomniałem, dużo tutaj zależy od wydawcy.
Rozmawiała Izabella Jarska
Komentarze (0)