Fajnie byłoby, gdybyś odwiedził/a: CzytanieJestSpoko.blogspot.com Powiem tak – jednak czasem warto przeczytać podziękowania. Chociaż w tym przypadku sam autor napisał, że nie musimy tego robić. Zachęcam was jednak do tego, bowiem właśnie z podziękowań dowiedziałem się, iż w ,,Oceanie...’’ znajduje się wiele wątków biograficznych samego autora. Przekształcił on otoczenie, w którym dorastał, oraz umieścił – wydaje mi się – autentyczną rodzinę Hempstocków. Książka zaczyna się niewinnie. Jak to u tego autora – mamy zwykłego człowieka, który boryka się z normalnymi problemami. W tym przypadku zmierza na pogrzeb do rodzinnej miejscowości. Odwiedza tam farmę sąsiadów, gdzie mieszkała jego przyjaciółka. Wtedy to idzie nad staw, będący tytułowym oceanem, i przypomina mu się wczesne dzieciństwo. I w tym miejscu zaczyna się historia chłopca, który walczył ze złem. To właśnie cecha charakteryzująca styl Gaimana – potrafi on mistrzowsko wpleść w zwyczajność coś onirycznego, coś z fantasy. Tak też dzieje się w tej powieści (która miała być opowiadaniem). Cofamy się do czasów, gdy główny bohater (recenzję piszę na świeżo i nie znalazłem żadnego fragmentu, w którym padałoby jego imię) ma 7 lat i staje się podmiotem w walce dobra ze złem – w walce czasu ze świadomością oraz w pojedynku... trzech kobiet z jedną opiekunką. Książka ta ma w zasadzie wszystko to, co charakteryzuje Gaimana – równoległe światy, kontrolowanie czasu, walkę ze złem i zagubionego bohatera, który szuka siebie. Jest to też druga powieść, gdzie bohaterem tym jest dziecko. Niemniej – podobnie jak w ,,Księdze cmentarnej’’ - jest to dziecko nad wyraz rozumne i zdolne przechytrzyć wiele złych mocy, oczywiście nie bez pomocy małej dziewczynki. ,,Ocean...’’ jest też poniekąd podobny do ,,Amerykańskich bogów’’, bowiem mamy tu wyraźnie zaakcentowane nawiązania do starego świata oraz teraźniejszości. Trzy kobiety, które rządzą czasem, są tymi, które polubiłem najbardziej. Niby każda inna, a jednak podobna do pozostałej dwójki. To je uważam za najlepiej wykreowane postaci tej książki. Sama fabuła nie jest specjalnie wyszukana. Mamy tu historię zamkniętą na niecałych 170-stronach, więc siłą rzeczy trudno aby była rozbudowana. Otoczona została natomiast mgłą, sennością, wiele momentów dzieje się w głowach postaci, często relacje są mętne i trudno sobie wyobrazić to, co widzi bohater. Narracja pierwszoosobowa dodatkowo utrudnia zrozumienie, gdzie toczy się akcja. Najtrudniej było mi odnaleźć się we fragmencie, gdy nasz bohater ucieka w deszczu przez pola i jakieś krzaki. Nie mówię, że jest to złe, ponieważ pozwala fajnie utrudnić zrozumienie tekstu i sprawia, że ten staje się nam bliższy niż standardowy opis ze szczegółami, np. każdego miejsca, gdzie spadła kropla deszczu. Historia tu opisana jest przede wszystkim retrospekcją, zapisem traumy z dzieciństwa, która – mam ważenie – mogła zostać upersonifikowana po to, aby opowiedzieć bolesną historię zapamiętaną przez dziecko. Interesujący jest początek, jeszcze przed prologiem, w którym znajduje się fragment rozmowy Maurice Sedak z Artem Spiegelmanem, autorem m.in. komiksu ,,Maus’’. Czyby miało to sugerować, że upioru przedstawione w ,,Oceanie na końcu drogi’’ to tylko fikcje zastępujące jakieś traumy? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi. Sami zdecydujcie.
Dobra książka 👍 ale podsumujmy: Wady książki: - główny bohater zachowuje się dużo bardziej dojrzale niż wskazuje na to jego wiek. - książka jest za krótka, ciekawie by było gdyby było więcej treści. Zalety książki: - wyraźnie widać styl oraz klimat Gaimana. - książka przyjemna do czytania.
Neila Gaimana albo się kocha, albo nienawidzi. Nie ma nic pomiędzy, co mogłoby wypełnić przestrzeń. Ocean na końcu drogi może do najwybitniejszych nie należy, ale to nadal wybitny pozycja. O wypieraniu przykrych wspomnień i zamienianiu ich w fantazję.